Weekend minął mi spokojnie, prawie zapomniałam o tej dziwnej
sytuacji, która zaszła w sobotę. Dopiero w niedzielę wieczorem wspomnienie tego
wydarzenia uderzyło we mnie z całą siłą. Aż zabrakło mi tchu. Serce mi się
skręciło tak bardzo, że musiałam usiąść, a jedyne, o czym myślałam to o tym, że
nie zadzwonił. NIE ZADZWONIŁ nawet po to by mi powiedzieć, że porozmawiamy
jutro. Mogło to oznaczać tylko jedno. Udawał, nic tak naprawdę do mnie nie
czuł, nie zależało mu ani trochę, nie widział sensu, żeby się starać, bo byłam
nikim ważnym dla niego. Byłam nikim.
Nie wiem, jakim cudem dotarłam pod
prysznic, a potem z powrotem do siebie do łóżka. Byłam jak w transie, nie
potrzebowałam niczego, nie myślałam o niczym, tylko jedno znanie kołatało mi
się w głowie, które usłyszałam już raz. "Jesteś nikim, nie warto nawet o
tobie myśleć, bo bawisz się ludźmi. Jesteś nikim." Słowa obijały mi się w
kółko w głowie, rozbrzmiewając coraz głośniej i głośniej, w wielogłosie.
Obudziłam się z krzykiem. Nie wiedziałam,
dlaczego czuje się tak pusta w środku, czemu śniła mi się Ada? I dlaczego tylko
te zdania utkwiły mi w pamięci tak bardzo, myślałam, że się już ich wyzbyłam.
Napiłam się ogromnej ilości wody niegazowanej. Była czwarta nad ranem,
wiedziałam, że już nie zasnę, więc ubrałam się w dresy i wyszłam na spacer.
Taki był plan, pospacerować, ale łzy cisnęły mi się w oczach, próbując uciec
myślą, zaczęłam biec. Po pięciu kilometrach, stwierdziłam, że warto byłoby
wrócić i wziąć prysznic, zanim pojadę do szkoły. Potrzebowałam tego biegu.
Potrzebowałam zmiany. Po szybkim prysznicu i innych czynnościach, przyjrzałam
się sobie w lustrze. Co jest ze mną nie tak? Spojrzałam na moje niebieskie
oczy, w miarę kształtny nos, trochę zbyt duży jak na tak małe oczka, ale ładny,
drobne pełne różowe usteczka. Z twarzą miałam wszystko w porządku, tego byłam
pewna i dałam sobie wmówić, co innego, ale problem dostrzegłam w jej oprawie.
Tak, włosy na pewno nie były ok. Ni to fale, ni to loki, po prostu jakaś
nieokiełznane brąz włosy z złotawo rudymi pasmami. Już wiedziałam, od czego
zacząć zmiany, muszę iść do nowego fryzjera, ale do tej pory musiałam wymyślić
coś nowego. Zastanowiłam się, jakie fryzury dominują w mojej szkole... Grzywka
na ukos i proste włosy. Grzywki nie mam, ale proste włosy mogę mieć. Wyjęłam
prostownicę i zajęłam się włosami. To był definitywny początek nowej mnie,
przestaję myśleć o Maksie, wręcz specjalnie będę dla niego oschła i niemiła.
Nie będzie, żaden gościu dyktował mi zasad, jakimi mam postępować, ani czuć.
Już nigdy nie będę cierpieć przez jakąś pierdołę, która nie potrafi mówić.
***
W szkole byłam niecałe dwie godziny
później. Zmęczona, bo kto nie byłby zmęczony, kiedy wstało się o czwartej rano,
weszłam do budynku i pierwsze, co to wpadłam na Maksa. Spojrzał na mnie z
irytacją, odpowiedziałam mu z całą mocą spojrzeniem pełnym pogardy i
nienawiści, jakie tylko moja rodzina potrafi posłać. Był nieco zaskoczony,
jednakże nie chciał dać tego po sobie poznać. Sama się sobie zdziwiłam, w końcu
chyba nie zasłużyło mu się aż tak. Wzruszyłam ramionami i poszłam dalej. W
szatni spotkałam Ingę. Uśmiechnęłam się do niej promiennie i przywitałam.
- Heeej! - niemalże pisnęła.- Super włosy.
- i rzuciła się by mnie przytulić.
- Dzięki. I jak tam? Udała się impreza?
-zapytałam, ukrywając już wzrok.
- W sumie tak, gdyby nie sytuacja z
Maksem, nawet dobrze bym się bawiła, zabrał mi połowę czasu.
Odwróciłam się do niej gwałtownie,
miażdżąc ją swoim wzrokiem, podeszłam do niej. Mogło to w sumie wyglądać tak
jakbym jej groziła.
- Dzisiaj jest ostatni raz, gdy mi o nim
opowiesz. Następnym razem, gdy będziesz o nim wspominać, lepiej, żeby to były
jakieś obelgi. - uspokoiłam się i zapytałam ją słodkim tonem. - No a teraz opowiadaj,
co się wydarzyło po tym jak się rozłączyłam.
- Maks się załamał na jakieś 10 minut, a
później poszedł bez słowa niemalże. Nie wysłucha mnie nawet, gdy starałam mu
się powiedzieć o twoim smsie, powiedział, że odpuszcza. I chyba też tak było,
bo pół godziny później widziałam jak dowalał się do chudej blondyny z A, wiesz tej,
co się uważa za najfajniejszą i najbardziej zajebistą laskę.
- Tak, kojarzę. Kaja Sulisławska, nie?
- No, no, no, no, no, to ona. Najpierw
gadali, wszystko spoko i w ogóle, ale podobno wczoraj się spotkali i całowali
się.
- No i?
- No i od wczoraj są razem.
- Acha. No spoko. - chwilę pomilczałam.
Wow, ale on to ma tempo. Musiałam zapytać.- Serio?
- Nie oficjalnie, bo to trochę za szybko,
ale tak są razem.
- Szybko mu poszło, co nie?
- Tak tez się zdziwiłam. Miałam go za w
miarę porządnego gościa, ale uczepił się dupy, która już zdążyła mieć najgorszą
opinię w naszej szkole, co nie jest łatwe...
- Nooo...- siedziałam jak zahipnotyzowana,
nie wiedziałam, co zrobić. Na szczęście zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Chodź, bo znowu spóźnimy się na polski i
Tablińska będzie się darła. - powiedziała Inga i pociągnęła mnie za sobą.
***
Wyszłyśmy z Ingą z sali. W końcu, przez całą lekcję czułam jego
wzrok na karku. To niezwykłe, jaki ogień rozpala we mnie nawet samo jego
spojrzenie. Ale nie muszę się opanować, muszę być twarda, koniec z
niespełnionymi miłostkami czy czymkolwiek takim. Koniec i kropka!
Szłyśmy we dwie korytarzem, gdy nagle usłyszałam chichoczącego
Tampona i słowa Maksa.
- Nic niezwykłego, że jest taka dziwna i zacofana praktycznie ze
wszystkim, skoro pochodzi z takiej wsi jak Amsterfam. Proszę cię, czy ona w
ogóle odróżnia, co to droga, a co to autostrada? Ni sądzę. Poza tym spójrz na
nią, przygarbiona, niekształtna i bardzo wysoka, po prostu brzydka. Nie mam
pojęcia co w niej widziałem takiego niezwykłego, szczęście, że mam ciebie
kochanie?
- A ja ciebie Maks... - Powiedziała Kaja i pocałowała go w
policzek.
To wszystko słyszała jeszcze Inga, poprowadziła mnie szybciej w stronę
następnej sali, zostawiłyśmy torby i poszłyśmy do łazienki. Sprawdziła czy jest
pusta.
- Naprawdę ambitne wrzuty, nie ma, co! - wykrzyknęła zdenerwowana.
- Taaa... - udało mi się wymruczeć, nie byłam w stanie nic więcej
powiedzieć, byłam w szoku.
- Zaczynam kumać, dlaczego on na ciebie wrzuca, ale Tampon i Kaja?
Co oni do ciebie mają? Przecież to nie ich odrzuciłaś. I, serio, dobrze
zrobiłaś, bo zobacz, jakim on się okazał chujem! Masakra! Nie wierzę, że w
ogóle mogłam z nim rozmawiać. Boże! - znowu wykrzyczała Inga. Spojrzałam na nią
i uśmiechnęłam się.
- To co robimy to o czym mówiłam rano? To samo, co on tylko na
większą skalę?
- Musimy zaangażować w to wszystkie dziewczyny z klasy...-
odpowiedziała diabelsko się do mnie uśmiechając.
- No to mamy umowę, przyjaciółko. - podałam jej rękę.
- Mamy umowę i choćby nie wiem, co...- uścisnęła ją i pokiwała
głową.
- Wiem. Nawet, jeśli się nie uda, trzymamy się razem.
- Właśnie. - przytuliła mnie. - Trzymamy się razem. Kurde,
normalnie kocham cię za to, wiesz?
- Ale tak po przyjacielsku? - zapytałam z udawaną trwogą.
- No jasne - odpowiedziała ze śmiechem.
I tak zaczęły się niekończąca bitwa na złośliwości między mną i
Maksem. Jednakże to, co mówił, coraz bardziej bolało, coraz bardziej i
bardziej, wiedziałam, że jestem przegrana w ej walce, ale nie poddawałam się,
duma mi na to nie pozwalała. Doszło do tego, że nawet udawałam, że mam faceta,
a i to się odbiło na mnie bardziej niż na nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz