Instagram Tweetnij

wtorek, 2 lipca 2013

The icerink [Maks's story (part 5)]

Dobra. Ta szkoła chce zdecydowanie mnie zabić. Jakim cudem można zamienić na całe dwa lub trzy miesiące, zależy od pogody, zajęcia na basenie na takie na lodowisku? Tym bardziej, że nauczyciele wcale nie uczą jak jeździć. Boże, to upokarzające. Nigdy nie umiałam jeździć na łyżwach i chyba nigdy nie będę umiała. Rodzice nigdy nie chcieli mi kupić łyżworolek, więc nawet nie wiem na czym to polega, a zdecydowanie nie polega to na kroku łyżwowym jakiego nauczyłam się na nartach. Okej, okej, bez paniki...
Jak tu nie panikować, jak mam łyżwy na nogach i stoję na lodowisku i po prostu trzęsą mi się nogi?!?!? Spoko, głeboki wdech i pora na pierwszy krok. Ok, nie jest tak źle... Jadę, ja jadę, o kurczę ja naprawdę jadę!!!
- Bu! - usłyszałam tuż przy moim uchu i przewróciłam się. Kurwa!!! Czemu to zrobił? Pieprzony Maks. O co znowu mu chodzi? Przez ostatnie trzy tygodnie było w miarę spokojnie, zwyczajnie się do siebie nie odzywaliśmy. Inga do mnie podjechała i pomogła wstać.
- Dzięki - powiedziałam, gdy już wstałam i się otrzepałam. Tyłek mnie strasznie bolał.
- Nie ma za co. A jemu co znowu? - Pomogła mi dojechać do bandy, gdzie się oparłyśmy i mogłyśmy spokojnie pogadać.
- A co ja wróżka? Nie wiem co go ugryzło. Nawet się do niego nie odezwałam dzisiaj, ani wczoraj. Może się tylko wygłupiał.
- Taaa... Jasne. Przynajmniej już tak po tobie nie ciśnie, odkąd zerwała z nim Kaja.
- Acha... Trochę mi jej szkoda. Wiesz, rozmawiałam z nią wczoraj jak czekałam na mamę. Przyszła mi się, wyżalić jaki to Maks jest wredny...
Inga podniosła swoją brew z drwiącym zainteresowaniem.
- I co jej poradziłaś? - zapytała.
- Nic szczególnego. Powiedziałam jej, że o ile pamiętam to ona milutka za bardzo też nie jest. - powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach. Inga uniosła w zadowoleniu tylko brwi, spojrzała za mnie i powiedziała troszkę podniesionym głosem...
- I jak z Robertem wczoraj? - powiedziała w momencie, gdy Maks przejeżdżał obok. Uśmiechnęła się do mnie dwuznacznie. Gdy tylko odjechał trochę dalej, wybuchłyśmy śmiechem. Inga odjechała, a ja dalej mogłam doskonalić mój cudowny styl jazdy na łyżwach...

***

Agnieszka już od miesiąca jest z tym Robertem. Już dawno nie czułem się tak źle. Spędziła z nim weekend, po prostu super. A jeszcze te ostatnie tygodnie... Były straszne i zupełnie niepotrzebne, zwłaszcza gdy usłyszałem, że była gotowa porozmawiać ze mną o ..... o tym wszystkim. Jestem totalnym kretynem. I jeszcze to jak ją przestraszyłem przed chwilą, cholera, przecież wiem, że nie umie jeździć na łyżwach i na dodatek się wywróciła. Oczywiście Inga zaraz musiała być przy jej boku, nawet nie zdążyłem zawrócić, żeby jej pomóc, a teraz gadają. Powinienem przeprosić. Dobra Inga odjechała.
- Przepraszam cię za to... no to jak się przewróciłaś. - powiedziałem, podjeżdżając do niej.
- Jasne, nie ma sprawy. - odpowiedziała, nie patrząc mi nawet w oczy. Próbowała odjechać w swój pokraczny, ale w pewnym sensie słodki sposób. Wiedziałem, że nie ma zbytniej ochoty ze mną rozmawiać, ale do jasnej cholery, ja chciałem z nią porozmawiać! Zajechałem jej drogę. Spojrzała na mnie podirytowana.
- Myślisz, że jesteś taki super, bo tak zajebiście umiesz jeździć na łyżwach? - stanęła i skrzyżowała ręce na piersiach, spojrzała się na mnie lekko zdenerwowana i tak śmiesznie przekrzywiła głowę, że nie dałem rady się nie uśmiechnąć.
- Coś cię śmieszy? - zapytała już zupełnie zirytowana i ponownie spróbowała mnie wyminąć, ale ja jechałem tyłem, więc nie za bardzo była w stanie. Zlustrowałem jej wygląd. Miała teraz dłuższe włosy, pewnie od prostowania, i troszkę jaśniejsze, wolałem te jej zwariowane fale. W dżinsach, grubym, zielonym swetrze i czarnych, zamszowych rękawiczkach i czarnym berecie wyglądała nieziemsko, ale oczywiście nie potrafiła tego dostrzec, co mnie zawsze irytowało.
- Co raz lepiej ci idzie - pochwaliłem ją.
- Wow, to zabrzmiało prawie jak komplement. Uważaj, bo jeszcze się zakocham! - odprysnęła z zdziwioną miną. - Wiesz, chyba wolę jechać pod prąd. - odwróciła się w przeciwnym kierunku z wyrazem największego skupienia.
- Czekaj!- powiedziałem i niewiele myśląc złapałem ją za rękę.  To był naprawdę zły pomysł, bo ledwie to zrobiłem, ona zachwiała się i zaczęła upadać, ale zdążyłem ją złapać. Nasze twarze znalazły się zdecydowanie za blisko, ledwie zdążyłem przełknąć ślinę ze zdenerwowania, gdy poczułem, że zaraz stracę równowagę, spojrzałem przerażony w jej również przerażone oczy i upadliśmy.
Chwilę po tym wszyscy byli wokół nas. Ledwo Julek (Tampon) pomógł mi wstać, już doleciała do mnie Ewka z twarzą.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Doskonale wiesz, że ona nie umie jeździć i jeszcze jej dokuczasz!
- Kawa, daj spokój, albo skończ z kofeiną... - powiedziała uśmiechnięta Agnieszka, otrzepując się. - W końcu sama mówiłaś, że na początku będę musiała parę razy upaść...
- Nie mówiłam, że ma ci w tym ktoś pomagać! - Ewka jeszcze raz spiorunowała mnie wzrokiem. - Ale jest ok, skarbie?
- Tak jest spoko, ale mi na dzisiaj już chyba wystarczy, pomożesz mi zejść, Ewa?
- Daj, ja ci pomogę. - odezwałem się w końcu.
- Ty już dość zrobiłeś. - odprysnęła mi Kawa.
- Okej... - podniosłem ręce i odjechałem na drugi koniec lodowiska. Stamtąd widziałem jak Julek do nich dojeżdża, o coś pyta i pomaga Agnieszce  i Ewce, szeroko się do nich uśmiechając. Tylko Agnieszka odwzajemniła jego uśmiech i podziękowała mu za pomoc. Już dawno nie widziałem tego cudownego widoku, nie pamiętam nawet czy kiedykolwiek do mnie się uśmiechała.
- Co ty znowu kombinujesz, hę? - u mojego boku pojawiła się Inga. Przewróciłem oczami. Dziewczyny... Co by im nie powiedzieć, już wcześniej mają swoją filozofię. Uśmiechnąłem się do niej.
- Nic szczególnego.
- Acha... A to nic szczególnego polega na straszeniu Agnieszki tak, że się przewróciła, a potem gadaniu z nią jak gdyby nigdy nic, po czym razem się przewracacie? - spytała lekko drwiąco.
- Chciałem ją przeprosić za to, że ją przestraszyłem i porozmawiać o tym całym Robercie...
- Aaaa... Czyli o to chodzi. - powiedziała z mega szerokim uśmiechem i nagle spoważniała. - Tobie wciąż na niej zależy, co?
- Tak jakby. Po prostu trochę się o nią martwię, bo zaczęła się z nim spotykać, kiedy tak naprawdę najbardziej po sobie cisnęliśmy... Czy ten kolo jest w porządku?
- Koleś jest okej. Mówiła mi, że zna go od dzieciństwa praktycznie i jest naprawdę w porządku, tyle, że ona i tak nic do niego nie czuje, ale tego chyba nie powinnam ci mówić. - stwierdziła i odjechała, szeroko się do mnie uśmiechając. Chciałem ją jeszcze spytać o to czy przypadkiem Agnieszka nie czuje czegoś do mnie, ale już siedziały razem roześmiane, zdejmując łyżwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz