Instagram Tweetnij

środa, 31 lipca 2013

We Haven't Seen Each Other For Long Time...

Ostatnia lekcja języka polskiego trwała wieki, mimo, że przez wizytę Maksa skróciła się o dobre 15 minut. Koniec lekcji, w końcu. Chyba już każdy miał dość tego roku szkolnego, ale pozostały jeszcze dwa tygodnie męczarni. Jednak miałam niesamowitą klasę, niesamowicie pozytywni ludzie. Ledwo zadzwonił dzwonek, momentalnie zapominali, o czym mówiła nauczycielka i cieszyli się wolnym, nie ważne, że późno kończyliśmy i był już prawie wieczór, a zimą byłoby już ciemno, wszyscy zadowoleni wychodzili z klasy zmierzając do szafek.
- Agnieszka mogę Cię prosić? - zawołała za mną wychowawczyni. Odwróciłam się do niej i pokiwałam głową.
- Poczekajcie na mnie. Dzisiaj sama wracam, więc idę na 14... - powiedziałam do Kawy i Nory.
- Okej, będziemy przy szafkach. - odpowiedziały niemalże równocześnie i odeszły śmiejąc się.
Zrobiłam w tył zwrot i podeszłam do Tablińskiej.
- Coś się stało?  -spytałam. Wiedziałam, że może mieć do mnie jakieś sprawy klasowe, bo byłam zastępcą przewodniczącego klasy, ale coś mi się zdawało, że nie o to chodziło.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się do mnie. - Chyba zapomniałaś o naszej rozmowie, prawda? Byłyśmy na nią dzisiaj umówione...
Gdy tylko to powiedziała, momentalnie walnęłam face palma. No, tak. Zupełnie zapomniałam, co roczne rozmowy z wychowawcą o naszych planach na przyszłość i ogólnie o klasie i życiu.
- Tak jakby zapomniałam, przepraszam... - powiedziałam, robiąc przepraszającą minę z zmarszczonym noskiem.
- Nie szkodzi, w końcu nie co dzień Maks wchodzi nagle do klasy, prawda? - mówiła w stronę zeszytu dopiero na koniec pytania, podnosząc wzrok i patrząc mi prosto w oczy.
- Yyy... chyba nie rozumiem, o co pani chodzi. Co ma do tego Maks? - odpowiedziałam z twardym spojrzeniem i przemiłym uśmiechem, robiąc dobrą minę do złej gry. Spojrzała na mnie tylko jakbym robiła z niej idiotkę i westchnęła.
- Nie musisz udawać, Aga. Jesteśmy same i wiem, że ciągle coś czujesz do niego. Z resztą i jego do ciebie ciągnie. Obserwuję was od pięciu już lat i nie jestem w stanie pojąć niektórych sytuacji...
Patrzyłam na nią zszokowana, później lekko podirytowana i z zmarszczonymi brwiami odwróciłam już zdenerwowana od niej wzrok, kiedy przerwała swój monolog. Pomilczałyśmy dobrą niezręczną chwilę, po czym zwróciłam do niej swój wzrok.
- Nie wiem, czego pani ode mnie oczekuje? Co chciałaby pani ode mnie usłyszeć? - powiedziałam sceptycznym tonem.
- Nic szczególnego, przepraszam, że tak nacisnęłam. Można powiedzieć, że lekko się zapomniałam. Nigdy nie lubiłaś mówić o prywatnych sprawach, nawet o planach. Ale powiedz, czy coś się zmieniło przez ten rok? Mam nadzieję, że dzięki temu całemu Bartkowi zmieniłaś plany co do samotnego macierzyństwa i spędzenia życia... - powiedziała, mówiąc protekcjonalnie o moim związku. Czemu wszyscy poza Norą i Kawą byli przeciwko temu związkowi? Przecież Bartek jest świetny!
- Tak... Myślę, że teraz małżeństwo wchodzi w grę... - stwierdziłam, nie patrząc jej w oczy. 
- A kariera?
- Nic się nie zmieniło.
- Ciekawe. Myślałam, że jednak zwiążesz się z modą, to znaczy z projektowaniem... - powiedziała, nawiązując do mojego stażu. Była już niezwykle ostrożna w  tej rozmowie, wiedziała, że nie lubię określenia "moda", to słowo brzmi jakoś tak nieodpowiednio do mojego zajęcia i zainteresowania. W końcu nie byłam jakimś plastikiem, który myśli tylko o ciuchach itd. Spojrzałam na nią tylko z lekkim politowaniem.
- To tylko hobby, a że dobrze mi idzie to dodatkowy plus. Ale ma pani rację. Dzięki mojemu stażowi, zaczęłam rozważać też inne kierunki, jak architektura. W końcu rysunek, którego się uczę może się tam przydać. - powiedziałam lekko znudzonym głosem. Chciałam już iść, potrzebowałam papierosa.
- No tak, no tak... - mruknęła. - Wybacz, że spytam, ale jak się układa w klasie?
- Z większością mam dobre układy, z niektórymi nie mam zbyt bliskiego kontaktu, ale wiem, że z każdym mogę porozmawiać. Myślę, że dobrze się układa. - powiedziałam z pytającym wzrokiem.
- Jakby nie było, widać, że jest jak mówisz. Bawi minie tylko fakt, że nie zauważasz, iż wszystko kręci się tak jak ty chcesz... Nie, przepraszam, źle to ujęłam. Chodzi mi po prostu o to, że owinęłaś sobie Łukasza i Kamila wokół palca, o czym marzyła chyba, każda dziewczyna w tej klasie...- powiedziała z szelmowskim uśmiechem.
- Nie wiem, o co pani chodzi. Ja się tylko z nimi... yyy... no, nie wiem, jak to nazwać... koleguję? Bo to nie jest jeszcze przyjaźń.
- Możesz mówić, co chcesz, ale chodzą ci jak po sznurku... Ale skoro twierdzisz inaczej, pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia - powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że się pani myli. Czy chce mnie pani jeszcze o coś spytać? - spytałam wykończona tą rozmową.
- Nie, nie. Dziękuję, możesz już iść.
- Dziękuję, pani profesor. Do widzenia.
- Do widzenia
I wyszłam za drzwi. Okej, ta rozmowa należała do najdziwniejszych w moim życiu. Była nawet dziwniejsza niż rozmowa o seksie z babcią Florą. Chociaż nie, nic nie przebije tamtej rozmowy. Potrząsnęłam tylko głową i wyjęłam komórkę. Ta cała sprawa trwała tylko pięć minut, a mnie wydawało się, że siedzę tam z pół godziny. Zmieniłam na głośny i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni. Ruszyłam do szafek. Nawet tam nie wchodząc, słyszałam, że jest tam jeszcze sporo osób. Przystanęłam na chwile i nasłuchiwałam. Nie było tam Maksa, odetchnęłam i weszłam do pokoju. Uśmiechnęłam się do wszystkich, z mojej klasy była tam tylko Kawa z Piotrkiem i Norą, czekali na mnie.
- No w końcu jesteś. O co cię ona tak pytała? - spytał Piotr. Uśmiechnęłam się  tylko.
- Jak będziesz miał swoją rozmowę to się dowiesz. Poza tym pytała się o klasowe sprawy, takie tam bzdury. - mówiłam, wkładając niepotrzebne na jutro książki do szafki, a potrzebne pakując do torby, gdy z mojego telefonu usłyszałam "Back To Black" w wykonaniu Beyonce i Andre 3000 z soundtracku "Wielkiego Gatsbiego". Uśmiechnęłam się szeroko, podobnie zrobiły dziewczyny z rozmarzonymi minami, a Papier tylko ciężko westchnął i szepnął do Kawy.
- No to jeszcze tu posiedzimy.
Wyciągnęłam telefon i odebrałam.
- No, hej kochanie. - powiedziałam, gromiąc wzrokiem Piotrka i dalej zajmując się książkami.
- Cześć, skarbie, co robisz?
- Jestem w szkole i zaraz stąd uciekam, idę na przystanek, a co?
- Nic, nic, tylko stęskniłem się, dawno się nie widzieliśmy...
- No, jakieś trzy tygodnie
- Całe dwadzieścia cztery dni! Wiesz jak to długo? - powiedział skarżącym się głosem. Kochałam go słuchać, jego głos był taki ciepły i obiecujący bezpieczeństwo, otulał mnie całą. Roześmiałam się.
- To nie ja siedzę w Spale. - skwitowałam, nadal się śmiejąc. - Sama chętnie bym się z tobą zobaczyła, przecież wiesz. - powiedziałam, wiedząc, że w tym momencie Piotrek właśnie przewraca oczami.
- Naprawdę?
-Yhy... - wymruczałam, bo akurat starałam się wepchnąć głupią książkę od biologi między inne. Jeszcze tylko miesiąc i nie będę miała nic wspólnego z tym beznadziejnym przedmiotem.
- A co robisz po szkole?
- Idę do skate parku i wracam 14. - powiedziałam, zamykając już moją szafkę i patrząc triumfalnie na Papiera.
- A to nie przeszkadzam. - powiedział dziwnym, podejrzanym tonem, jakby coś knuł. - Papa skarbie.
- Pa kochanie
I się rozłączył. Popatrzyłam przez chwilę na komórkę i włożyłam ją do kieszeni. Podniosłam wzrok, byłam troszkę zasmucona, w końcu nie widziałam mojego faceta od 24 dni. Jezu, on to naprawdę liczył, na wspomnienie tego lekko się uśmiechnęłam.
- Naprawdę nie widzieliście się od trzech tygodni? - spytała Kawa z skrzywioną miną, a ja pokiwałam tylko głową. Ruszyliśmy na szluga do skate parku. Po drodze kupiłam jeszcze bilety.
Na miejscu byli już wszyscy. Dosłownie. Był tam Maks no i oczywiście Hanka. Podeszliśmy do grupy i włączyliśmy się do rozmowy, zapalając. To znaczy oni się włączyli, ja tylko obserwowałam, jak zwykle.
- No Agnieszka, słyszałem o tobie same dobre wieści. Podobno projektujesz? - zwrócił się do mnie Maks.
- A co nie podoba ci się? - Powiedziałam, u nosząc lekko rąbek spódnicy, którą miałam na sobie i dygając.
- To ty zrobiłaś?
- Chodzę już tylko w tym, co zrobię... - powiedziałam zanim pomyślałam. Zapomniałam, że on na wszystko patrzy z podtekstem.
- Tylko w tym, co zrobisz? - spytał z lekką ironią.
- No prawie - powiedziałam, przewracając oczami i szeroko się uśmiechając. Mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, gdy usłyszałam znajomy warkot silnika motorowego. Odwróciłam się i ujrzałam Bartka, zsiadającego z motoru. Wyglądał niesamowicie w tej brązowej skórze i białym t-shircie, a gdy tylko zdjął kask ujrzałam jeden z najpiękniejszych uśmiechów na świecie. Rzuciłam się w jego stronę i  wskoczyłam na niego, łącząc się z nim w długim, namiętnym, spragnionym pocałunku. Trzymał mnie tak, oplatająca jego biodra. Gdy mnie postawił z powrotem na ziemi, przylgnęłam do niego cała, przytulając się.
- Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjedziesz? - powiedziałam, starając się wymówić to z wyrzutem, ale nie byłam w stanie, tak bardzo cieszyłam się z jego obecności tutaj. Uśmiechnął się do mnie szczerze. Wierzcie mi albo nie, ale nie ma nikogo, kto by się szczerzej od niego uśmiechał, a przynajmniej ja jeszcze nikogo takiego nie poznałam.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. - powiedział całując mnie jeszcze w policzek. - Mam nadzieję, że się udała?
- I to jak! Chodź, przywitasz się... - powiedziałam, łapiąc go za rękę.
- Ale zaraz jedziemy, okej? - powiedział z lekko skrzywioną miną na widok tylu ludzi.
- Acha -pokiwałam i odwróciłam się. Zobaczyłam Ewkę i Norę szeroko uśmiechnięte i zaskoczoną minę Hanki. Tak miałam wystrzałowego faceta.
Podeszliśmy do grupy, Bartek przywitał się z wszystkimi i zapoznał z większością. Spędziliśmy miło pół godzinki z moimi znajomymi, po czym się pożegnaliśmy. Wsiedliśmy na motor, założyłam kask, który mi podał i przytuliłam się mocno do niego. Obejrzałam się jeszcze i napotkałam wpatrzony we mnie wzrok Maksa. Dziwne, odkąd pojawił się Bartek, Maks stracił rezon i prawie się nie odzywał. Nie chciałam się nad tym zastanawiać, więc przytuliłam się mocniej do Bartka i wciągnęłam jego zapach, tą mieszankę jego perfum, Malboro czerwonych i wody kolońskiej i jego własny. Byłam bezpieczna i w właściwym miejscu, mogłam spokojnie rozkoszować się pędem motoru, gdy wracaliśmy do Asterfamu.

piątek, 26 lipca 2013

What are you doing here?

O nie, o szlak, o cholera, o kurwa. Co on tu robi? Nie powinien być w Sydney? Nie wiem, uczyć się surfingu od jakiejś pięknej blondynki? Boże, ale, po co on tutaj w ogóle przyszedł? A już od pół roku było tak dobrze, wszystko układało się po mojej myśli. Grono znajomych, parę przyjaciół, Bartek, siatkówka, hala, plany na następne lata, brak nacisków ze strony rodziców.... 
A teraz on. Ledwo wszedł do klasy, a ja zaczęłam się zastanawiać gdzie tu się schować i jak dyskretnie uciec z sali, chociaż wiedziałam, że nie mogę wyjść, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Kiedy już usiadł koło Tablińskiej, mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Wiedziałam, że teraz jest wyższy i to zdecydowanie, wyszczuplał? Nieee, ale wysmuklał na pewno i wyglądał na wysportowanego, zdecydowanie. Ściął włosy. Teraz miał długie na pięć centymetrów włosy i układał je czesząc najpierw do przodu, a później samą grzywkę do góry. Wyglądał zajebiście...
- Ale się z niego dupa zrobiła. - szepnęła mi do ucha Nora. Nie mogłam wytrzymać, nigdy nie słyszałam takiego tekstu z jej ust na temat jakiegokolwiek faceta, nawet jej chłopaka i zachichotałam cicho, zniżając głowę, aby moje włosy zasłoniły moją twarz. - No, a co? Może nie? Z resztą ty najlepiej powinnaś o tym wiedzieć. - skwitowała cicho moją reakcję. Ja jedynie uśmiechnęłam się lekko z drwiną i podniosłam wzrok, wtedy zauważyłam, że Maks mi się przygląda przez chwilę. Nie wiem, co mi się stało, ale odpowiedziałam śmiałym spojrzeniem z uśmiechem, który miałam posłać Norze. Odwrócił wzrok i odpowiedział na jakieś pytanie naszej wychowawczyni.
- Myślę, że to nieco zabawne, że jesteś w stanie mówić o nim w ten sposób, kiedy siedzi tak blisko i cię słyszy. - powiedziałam jej do ucha i spojrzałam w przerażone, brązowe oczy.
- Myślisz, że mnie słyszał? - szepnęła.
Przyjrzałam się reakcji Maksa na jej wypowiedź, którą słuchał jednym uchem i uśmiechnęłam się pewnie.
- Tak. - powiedziałam przekonana. - Słyszał cię.
Zaczęłam się lekko z niej śmiać, kiedy siedziała tak zarumieniona z opuszczoną główką i zawstydzoną minką.
- Spoko - szepnęłam najciszej jak mogłam - pewnie i tak nie wziął tego do siebie, w końcu wcale nie jest taki super. - powiedziałam już obserwując go. Już nie był taki zadowolony z siebie. Uśmiechnęłam się zwycięsko do Nory, której tym sposobem poprawiłam humorek.
- Down five - szepnęła umieszczając swoją dłoń pod ławką już uśmiechnięta. Uderzyłam lekko w jej dłoń.
Dzwonek na przerwę można powiedzieć, że mnie ocalił.
- Przepraszam, ja muszę na chwilkę wyjść. – powiedziałam, podnosząc się z portfelem w ręku. Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam z Sali. Zdążyłam jeszcze zauważyć, że Maks podąża za mną wzrokiem. Całą roztrzęsiona weszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i wciągnęłam głęboko powietrze.
- O Boże, co on tu robi? – szepnęłam do siebie, patrząc w lustro. Musiałam wziąć się w garść. On zaraz sobie pójdzie, w końcu Tablińska nie poświęci drugiego polskiego dla niego. Prawda? Poszłam do sklepiku i kupiłam zimną wodę, nie przerwę przecież diety z takiego powodu, chociaż miałam ogromną ochotę na tego Liona. Normalnie błagał mnie, żebym go kupiła. Wróciłam jeszcze do łazienki, a tam spotkałam Kawę z gniewną miną.
- To przez niego, tak?! Przez niego zerwałaś z Bartkiem?! Wiedziałaś, że wrócił i momentalnie chcesz mu się rzucić w ramiona?! – wykrzyczała mi w twarz Ewka.
- To dlatego się o mnie martwicie? – powiedziałam z ironią i zaczęłam myć ręce.
- No teraz widzę, że nie mam się, o co martwić, bo wszystko się wyjaśniło! – znowu na mnie krzyknęła. Westchnęłam tylko i spojrzałam jej zmęczona z politowaniem w oczy.
- Po pierwsze, mi i Bartkowi świetnie się układa, dzięki, że spytałaś. Po drugie do momentu, kiedy wszedł do klasy, byłam święcie przekonana, że zostaje w Australii już na zawsze. Po trzecie jestem z Bartkiem już od pół roku i myślisz, że rzucę go tylko, dlatego, że Maks wrócił?! – mówiłam, ciągle się do niej zbliżając, coraz bardziej zdenerwowana, już niemalże wkurwiona. Kawa spąsowiała i przekrzywiała głowę, uważnie mnie obserwując.
- Serio?
- A ty serio myślałaś, że zerwałam z Bartkiem?!
- Noo, takie plotki słyszałam i strasznie się zmartwiłam, bo … No, bo wiesz, że ja no… - spojrzała n mnie przepraszająco. – Kurde sama chciałabym, żeby Piotrek był taki jak Bartek!
- Wieeem… - powiedziałam rozmarzonym głosem i uśmiechnęłam się do niej. – Więc jest okej?
- Tak, jest okej. – powiedziała, odwzajemniając mój uśmiech. Podeszła do mnie i uściskała mnie. – Cieszę się. Wiesz, uspokoiłaś mnie.
- No, to się też cieszę. – powiedziałam w momencie, gdy zadzwonił dzwonek na lekcję. – Chodźmy, bo się będzie darła.
Wyszłyśmy z łazienki, po tym jak wysuszyłam ręce. Zaczęłyśmy rozmawiać o jakiś głupotach i natknęłyśmy się na Hankę.
- Hania! – krzyknęłam na przywitanie i rzuciłam jej się na szyję. – Co ty tu robisz?!
- Czekam na Maksa… - powiedziała lekko, ściszając głos, gdy zauważyła, do kogo to mówi.
- A dlaczego? Sam nie umie się już odnaleźć? – spytała złośliwie Kawa, podobnie się uśmiechając. Nie lubiła Hanki i nigdy tego nie kryła, nawet nigdy nie próbowała.
- Nie. – odpowiedziała Hanka lekko się śmiejąc, jakby nie zauważyła złośliwości Ewki. – Tak, jakoś się złożyło, że jestem w okolicy, a słyszałam, że przyszedł, więc…
- Acha! To taki sam przypadek jak z Kamilem, albo Lukaningiem? – teraz to już była niemiła. Wszyscy wiedzieliśmy, jaka jest Hanka w związkach, ale poza tym była w porządku. Widać teraz jej celem był Maks, ale co nam do tego?
- Wiesz to chyba nie twoja sprawa, a tak w ogóle… - zaczęła Hanka, ale wiedziałam, że zaraz się pobiją jak nie przerwę, więc…
- Masz racje. Wiesz musimy już iść, powiemy mu, że czekasz. Miło było cię znowu zobaczyć. – powiedziałam, uśmiechając się baaardzo szczerze i chwyciłam Kawę pod ramię. Zaciągnęłam ją do drzwi i weszłyśmy.
- No, to papa. Dzięki. – krzyknęła za nami Hanka, słodkim głosikiem.
Wpadłyśmy do Sali jak poparzone i oczywiście byłyśmy już spóźnione, co skwitowała cudownym spojrzeniem nasza wychowawczyni. Usiadłyśmy cichutko.
- Ty to zawsze musisz być dla niej taka niemiła?! – zganiłam jeszcze tylko Kawę, jak usiadłyśmy.
- Sorry, ale ona jakoś tak na mnie działa, nie ważne, co mówi, czy robi, po prostu…. – powiedziała i zrobiła gest jakby kogoś dusiła pod ławką.
- Jesteś nienormalna. – skwitowałam tylko i pokręciłam głową.
- No, ale jakbym była normalna to, by było nudno, nie? – powiedziała, słodko przechylając głowę i uśmiechnęła się, marszcząc nos i zamykając jednocześnie oczy. Z tymi jej blond gęstymi lokami dało to tak komiczny efekt, że nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Nie byłam w stanie za długo się na nią gniewać, jak z resztą na większość ludzi.
- Dobrze Maks, gratuluję ukończenia liceum i uwierz mi nie chcę cię wyganiać, ale oni mają jeszcze maturę przed sobą nie to, co ty! – powiedziała Tablińska i wstała.
- W każdym razie, dziękuję pani profesor. – powiedział, ściskając jej dłoń, z dziwnym akcentem. Jednak ten rok trochę go zmienił.
- Ktoś na ciebie, z resztą czeka, na zewnątrz. – powiedziała do niego Kawa przesłodzoną ironią.
- Yyy… Dzięki – posłał jej zniewalający uśmiech i ruszył do drzwi. – Do widzenia! – powiedział jeszcze i wyszedł, spoglądając na mnie w ostatnim momencie, śląc mi zrezygnowane spojrzenie.
- O czym rozmawiali? – spytałam lekko zdenerwowana Nory.
- No, opowiedział, jak skończył liceum, jak tam jest, jak nauczył się surfować, jak stęsknił się za krajem, no i spytał jeszcze o nas, a ona powiedziała mu, że jest bardzo zadowolona, że wszystkie mamy chłopaków, oczywiście dodała, że szkodą, że nie są z klasy, na co on spytał czy na pewno wszystkie.
- Acha…
- I jak już opowiedziała o Magdzie i Kawie, spytał o ciebie,.

środa, 24 lipca 2013

Where are you my love? [Maks's story (part 11)]

Wszedłem na płytę lotniska w Sydney. Wiedziałem, że przede mną jeszcze długa droga, ale musiałem się stamtąd wyrwać. Unikanie Agnieszki było najtrudniejszą rzeczą, jaką zdecydowałem się podjąć. Ona mnie nie chciała, więc musiałem jej unikać za wszelką cenę. Pamiętam ja k tylko raz spotkałem ją w Manufakturze. Nie zauważyła mnie, ale ból, jaki mi to sprawiło, z resztą sam jej widok, był nie do zniesienia. Wiedziałem, że muszę o niej zapomnieć, ale nie wiedziałem jak, aż do naszej szkoły przyjechał jakiś facet ględząc o jakiś wymianach i już wiedziałem, co mam robić. Australia wydawała się idealna. Mnóstwo nowych twarzy, zajebistej zabawy i jak się okazało tęsknoty, którą już odczuwałem, jeszcze bardziej niż jak byłem w kraju. Widziałem ją teraz niemalże wszędzie…

***

Pół roku później
Ubrana w jasny beżowy płaszcz z czerwonym beretem i szalem, ruszyłam w drogę. Musiałam, po prostu musiałam wyjść z domu. W tamtych ścianach myślałam, że zwariuję. Nie wiedziałam nic na temat, gdzie on jest, czy ma z nim ktoś jakikolwiek kontakt, czy w ogóle przeżył, a przede wszystkim czy tam był. Było zimno, szaro i nieprzyjemnie, chociaż zwykle przepadałam za zimą. Przeszłam przez trasę i wkroczyłam do lasu. Ranek był naprawdę mroźny, więc musiałam założyć rękawiczki. Skierowałam się w stronę boiska. Wyglądało naprawdę dziwnie. Wielka prostokątna polana w lesie pokryta śniegiem. Całość wyglądało lekko przerażająco, o siódmej rano było jeszcze ciemno, ale tylko tu mogłam usiąść i pomyśleć. Ale boisko było zamknięte, ale jedyne, o czym myślałam to o tej ławeczce pod drzewkami w jego rogu, dlatego też jakimś cudem wskrobałam się na bramę i ją przeskoczyłam, a nie było to łatwe szczególnie w tych moich kochanych kozaczkach na grubym obcasie. Gdy byłam już po drugiej stronie bramy, ruszyłam na przeciwległy kraniec na ławkę. Zgarnęłam cały puch, który zdążył się tam uzbierać i usiadłam. Ławka była wysoka, bo siedząc mogłam merdać nogami w powietrzu, a powiedzmy sobie szczerze nóg krótkich nie mam, wręcz przeciwnie. Zapatrzyłam się na machające nogi tępym wzrokiem, po jakimś czasie sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam paczkę Malboro cienkich mentolowych z zapalniczką. Odpaliłam papierosa i mocno się zaciągnęłam. Podniosłam wzrok, wydmuchując dym i zapatrzyłam się w odległy punkt. W końcu miałam moment odetchnienia, żadne myśli nie błąkały mi się po głowie, nic nie mąciło wszechogarniającego mnie spokoju i głuchej ciszy, takiej, w której słyszysz tylko swój oddech i puls w uszach. Moja odskocznia. Ale nie przyszłam tu po to, żeby znowu poczuć się wolną, ale po to by przemyśleć wszystko od początku do końca. Ostatnio nie tylko ja miałam siebie dość, ale i wszyscy dookoła mnie, nawet rodzice przestali ze mną rozmawiać. Nic dziwnego, byłam mocno rozchwiana emocjonalnie. Najpierw się o mnie martwili, ale gdy okazało się, że moje zachowanie nie zagraża mojej świetlanej przyszłości, odpuścili. Ale nigdy nie widziałam tak przerażonego ojca. Mówiąc szczerze, ja nigdy nie płaczę, no prawie nigdy. Ostatnio mój tato widział jak płaczę, gdy miałam jakieś dziesięć lat, gdy w końcu wymogłam na nim nie chodzenie na judo, później nigdy przy nim nie płakałam, mimo, że to z nim miałam najbliższy kontakt. Dlatego rozumiem też jego przerażenie, gdy zobaczył jak płyną mi łzy po policzkach podczas wieczornych Faktów, w których podawali wiadomości na temat ogromnej fali tsunami, która właśnie dotarła do Sydney, gdzie był Maks. Oczywiście nie był w stanie nic ze mnie wyciągnąć na temat mojego zachowania, ale od tamtego momentu lekko się wytłumiłam i uspokoiłam, więcej nie widział moich łez. W sumie mogłam im zostawić jakąś kartkę na stole, że wychodzę i wrócę. Trudno, jakoś to przeżyją.
Właśnie… Maks. Nie widziałam go od tamtej imprezy u Marka, od której minął już ponad rok. Jednak mnie posłuchał, przynajmniej tym razem. Szkoda tylko, że ledwo wyszłam od Marka, załam sobie sprawę, co zrobiłam. Wtedy miałam nadzieję, że jednak mnie nie posłucha. Nie jestem dobra w wykonywaniu pierwszych kroków i tym razem również nie potrafiłam go wykonać, szczególnie w jego kierunku. Można to nazwać pychą, dumą, albo jeszcze inaczej, ale wiem, że to coś nie pozwala mi na uczynienie, chociaż małego kroczku do przodu. Ja myślę, że to przede wszystkim strach. Jednak na pytanie, czego tak naprawdę się boję, nie umiem sobie odpowiedzieć. Chociaż, patrząc z perspektywy tych czterech już lat, to chyba najbardziej boję się oddać temu ogniu, który we mnie rozpala samo wspomnienie o nim. Myśląc o wszystkich chwilach, jakie nas łączą i dzielą, nie potrafię tego sama ogarnąć. Jednak zawsze nasuwa mi się to samo pytanie: czy on rzeczywiście cokolwiek do mnie czuł, czy byłam tylko kolejną panienką do zaliczenia, której nie potrafił zdobyć żadnym sposobem. Bo tak szczerze cały czas miotaliśmy się w sprzecznościach i kłamstwach, nie potrafiąc nigdy dojść do porozumienia, nie ufając sobie wzajemnie za żadne skarby. Więc dlaczego mi na nim tak zależy? Dlaczego nie potrafię wyrzucić go z swoich myśli, mimo, że już dawno wyrzuciłam go z swojego życia? Czemu nie umiem wyobrazić sobie życia bez świadomości, że on gdzieś tam jest i żyje sobie szczęśliwie?
Papieros zgasł mi w ręku. Patrzyłam tempo jak pet upada pod ławkę, aż usłyszałam melodię mojego dzwonka. Wyciągnęłam moją różową lumię i odebrałam.
- Tak mamo? – powiedziałam, odbierając.
- To ja… - powiedział zrezygnowanym głosem Kacper.- Gdzie jesteś, wiesz jak będą się martwić jak wstaną?
- Przepraszam…
- No to gdzie jesteś? – powtórzył pytanie.
- Na spacerze? – powiedziałam lekko powątpiewającym głosem.
- Czyli jesteś znowu na boisku? – powiedział jeszcze bardziej zrezygnowanym głosem. – Poczekaj tam na mnie, musimy pogadać…- westchnął.
- No okej, tylko zostaw im jakąś kartkę, że wyszliśmy razem.- powiedziałam i się rozłączyłam. Włożyłam komórkę z powrotem do płaszcza, ponownie wyciągnęłam paczkę i zapaliłam. Zaciągając się spojrzałam na bramę, przez którą właśnie przeskakiwał mój trzy lata młodszy brat. Wyrósł ostatnio, a te trzy lata treningów dużo mu dały. Był zdecydowanie wyższy ode mnie już teraz, a co dopiero będzie jak jeszcze podrośnie? Dobrze trafiłam z sportem dla mojego brata. Siatkówka jest dla niego idealna. Jak się okazuje on jest idealny dla miejscowego zespołu drugoligowego skoro już w wieku piętnastu lat gra w seniorach na przyjęciu. Może nie jest bez przerwy na parkiecie, ale zawsze. Przynajmniej jemu życie się układa. Wysoki na metr dziewięćdziesiąt dwa, jak na razie, z wyraźnie zarysowaną szczęką i gęstymi falowanymi włosami w tym samym kolorze, co moje. Podszedł do mnie lekko zgarbiony z rękoma w kieszeniach od kurtki i spojrzał na mnie swoimi szarymi oczami, o tej samej przejrzystości, co moje.
- Znowu się trujesz…- powiedział, krzywiąc się i patrząc na mnie wzrokiem Florczyków, tą niepojęta mieszanką pogardy, gniewu, szyderstwa i niesmaku. Uśmiechnęłam się tylko, głębiej się zaciągając i wyciągnęłam paczkę, którą skierowałam w jego stronę.
- Chcesz? – spytałam z szerokim, słodkim uśmiechem, na jaki mogłam się ostatnio tylko przy nim zdobyć. Spojrzał tylko na mnie z politowaniem i usiadł koło mnie. Miał zdecydowanie dłuższe nogi, bo mógł je oprzeć o ziemię pod ławką.
- Ale piździ. – stwierdził, czym tylko doprowadził mnie do śmiechu. – Z czego się śmiejesz? Serio, jest cholernie zimno. Nie wiem jak ty tu możesz siedzieć od… Właściwie, od której już tu jesteś?
- Od siódmej. – odpowiedziałam. -  Trzeba było się ubrać, a nie tak bez czapki i szalika chodzisz.
- Pod czapką włosy mi się źle układają. – odprysnął tylko, po czym spojrzał na mnie lekko zadowolony z siebie.
- Coś o tym wiem…
- Taaa…
I zapadła cisza. Kacper zapatrzył się tylko w dal, a ja patrzyłam na jego profil i się głupawo uśmiechałam. Takie zamyślone spojrzenie mogło świadczyć tylko o jednym. Przebudził się z swoich myśli i spojrzał na mnie.
- A ty, co tak japę głupio szczerzysz? – zapytał zdenerwowany.
- Nie wiem, może, dlatego, że mój brat się w końcu zakochał?
Spłonął na miejscu, szybko odwracając ode mnie wzrok i ponownie zapatrzył się w odległy, nieznany mi punkt. Również odwróciłam od niego twarz i patrząc w dal kończyłam papierosa.
- A moja siostra nie potrafi się sama przed sobą przyznać do miłości… - powiedział cicho, nie zmieniając pozycji, w jakiej siedział.
- A mój brat ma rację, co do swojej siostry. – powiedziałam w dal. Widziałam jak lekko uniósł kącik ust w uśmiechu i opuścił głowę już lekko się śmiejąc.
- Czemu jesteś tacy popaprani? – zapytał. – Czemu nie umiemy przyznać się do swoich uczuć? A w szczególności osobom, na których nam zależy? Dlaczego momentalnie zamykamy się w sobie?
- Ty taki nie jesteś. W końcu nie raz już wychodziłeś z Julką, całowaliście się, powiedziałeś jej, że nie znasz lepszej. Zrobiłeś to. A u mnie…
- To nie twoja wina. – stwierdził.
- Wiem, ale jakoś nie umiem odpuścić. I jeszcze to tsunami… - dokończyłam drżącym głosem.
- Maksowi nic nie jest. – powiedział pewnie. Spojrzałam na niego zaskoczona, skąd on to wiedział… - Podczas całej tej tragedii, był na jakiejś wycieczce klasowej w głębi Australii, jak wrócili wszystko było na miejscu, więc tam został. Słyszałem jak Tablińska rozmawiała z jego młodszym bratem, to znaczy kuzynem, nie ważne. – trochę się zamotał i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem zadowolenia z siebie.
- Mam wielkiego brata. – powiedziałam, przytulając się do niego.
- Matko Boska! Gdybym wiedział, że zafundujesz mi tak wielkiego huga to bym, chociaż nabrał więcej powietrza. – powiedział, śmiejąc się i próbując wydostać się z mojego żelaznego uścisku.
- Dziękuję… W końcu jakieś dobre wiadomości.
- To zaczniesz żyć?
-Co? – spytałam lekko podnosząc głos z ogromnym wyszczerzem na ustach.
- No mam nadzieję, że po tej dobrej wiadomości przestaniesz się zachowywać jak zombi i wyjdziesz do ludzi. W sobotę gramy mecz u nas na hali, mogłabyś go znowu poprowadzić. Chłopaki się za tobą stęsknili…
- Acha! Ciekawa jestem, który to. – odpowiedziałam ze śmiechem.
- Jakbyś sama nie wiedziała, kto do ciebie podbija… - powiedział z figlarnym uśmiechem, falując śmiesznie brwiami.
- Dobra, dobra… - powiedziałam, cała się czerwieniąc. – Ale nic nikomu nie obiecuję. Z resztą ja też się za nimi stęskniłam i za halą. Muszę posiedzieć nad piosenkami na mecz, a i sprawdzić zawodników z drugiej drużyny, bo nie wiadomo czy znowu nie będzie jakiegoś trudnego nazwiska, a nie chcę się ponownie zbłaźnić ciszą po imieniu… -zaczęłam gadać jak najęta, aż Kacper mi przerwał.
- Okej, okej, okej! Rozumiem, że mam zapowiedzieć, że wracasz trenerowi i prezesowi? – zapytał przez śmiech. Pokiwałam energicznie głową.
- Jakbyś mógł…  -poprosiłam, przechylając i robiąc słodką minkę.
- Pod jednym warunkiem. – odpowiedział, poważniejąc. – Pomożesz mi z moją sprawą. Ona nawet nie chce ze mną gadać, nie wiem, co robić, może tobie się uda… Zapytaj ją czy mogę zadzwonić, jak tylko się na nią natkniesz, okej?
- OK! – powiedziałam, podnosząc kciuk do góry. – Ale trzeba poczekać parę dni, aż ochłonie…
- Spoko. Chodźmy już, bo naprawdę jest zimno. Zaraz palce mi odpadną.
- Bo nie wziąłeś rękawiczek

- Rękawiczki są dla bab. – powiedział z naciskiem, co skwitowałam tylko kręceniem głowy.

niedziela, 21 lipca 2013

Two Beautiful Words "Fuck Off" [Maks's story (part 10)]

Liceum przyszło niespodziewanie szybko i bezstresowo. Nic dziwnego skoro znałam całą swoją klasę już w gimnazjum. Jednakże moje wakacje jak się okazało nie przeszły bez echa. Nie ważne było jak starałam się z nikim nie kontaktować, plotki o mnie nie milkły. Według plotek, co najmniej, co dwa tygodnie trafiałam do szpitala przez alkohol i mają mi przez to kuratora przydzielić, ale powiedzmy sobie szczerze, gdyby tak rzeczywiście było nic by o tym nie wiedzieli. 
A ja w rzeczywistości ostro zabalowałam jedynie w moje szesnaste urodziny ze znajomymi z Amsterfamu, bo odnowiłam swoje stare, ale niezwykle żywe znajomości. Odnalazłam wiele przyjaznych mi ludzi, jak się okazało jest ich zdecydowanie więcej niż mogłam przypuszczać. W dość zamkniętej grupie znajomych spędziłam wakacje. Wyjazdy, festiwale były nasze, ale w połowie sierpnia wszyscy rozjechali się do domów, tych prawdziwych, bo większość z tej grupy nie mieszkała w moim miasteczku, ale przyjechała do rodziny na wakacje. Tak naprawdę w tej grupie było może trójka ludzi z Amsterfamu. Przez ostatnie dwa tygodnie postanowiłam coś zmienić, co mi się udało, a po ilości facetów oglądających się za mną doszłam do wniosku, że efekty są zadowalające.
Baleriny i tenisówki zmieniłam na szpilki i cięższe buty na obcasie, płaszczyk i wiatrówkę na skórę, plecak na torbę, biodrówki na spodnie z wyższym stanem oraz różnego rodzaju spódniczki i obcisłe sukienki przed kolano, do naturalnego makijażu dodałam mocną czarną kreskę na dolnej powiece. Jednak największa zmiana zaszła w mojej fryzurze. Pod koniec wakacji pożegnałam się z moimi długimi do pasa prostymi włosami, idąc do mojego ukochanego fryzjera. I tak  moje włosy sięgały ramion, ale po zakręceniu ich na wałki stały się krótsze, tak do brody. Dodając do tego prostą grzywkę przyciętą akurat do brwi. Z całości byłam zadowolona. Nowy wygląd na nowy start.
Początek liceum był spokojny i bez jakichkolwiek wydarzeń. Już we wrześniu zżyłam się z całą moją klasą tak, że prawie zapomniałam o przeprowadzce Ingi do Wrocławia. Można powiedzieć, że kontakt urwał się nam zupełnie. Paryż jednak nie okazał się mi przyjazny. Jednak wiedziałam, że należę do tej grupy na 99,9% po naszym wyjeździe integracyjnym, później czas nam mijał dość szybko. Nigdy nie czułam się tak pewnie w szkole. 
W listopadzie Marek organizował imprezę, z okazji andrzejek, jako wymówka dla rodziców. Cóż powiedzieć, świat był idealny do tego dnia.
U Marka oczywiście spotkałam osobę, o której niemalże udało mi się zapomnieć przez te wakacje. Zjawił się tam Maks. Jak mogłam przypuszczać, że go tam nie będzie? W końcu są z Markiem najlepszymi przyjaciółmi już od gimnazjum, z resztą była tam chyba sama śmietanka elitki. Myślałam, że się zabiję, ale Papier z Kawą wskazali mi złoty środek. Wódka i szlugi. Oba mi znane, drugie niemal, na co dzień używane. I tak zaczęłam pić i się bawić z tymi ludźmi, unikając jedynie Maksa. Okazało się to bardzo trudne, bo co chwila podchodził do ludzi, z którymi akurat rozmawiałam, ale ja natychmiastowo odnajdywałam inne ciekawe osoby po drugiej stronie pokoju. Po trzech godzinach byłam już nieźle zalana i zmęczona. Widziałam już podwójnie, ale wciąż było mi mało. Kiedy znalazłam Kawę i Piotrka już z nimi zostałam i z nimi piłam. 
Nie długo po tym jak koło nich przystanęłam zbliżył się do nas Maks, a ja była w ślepym zaułku, nie miałam już gdzie iść. Szczęście, że to ja trzymałam flaszkę, żeby w razie potrzeby go nią walnąć. Chociaż szkoda by było wódki. 
- No hej, jak tam? - zapytał przystając przy nas. Uśmiechnęłam się tylko ironicznie i pociągnęłam łyk. Ewa podała mi popitkę, ale tylko skrzywiłam się i dałam jej butelkę. Wzięła mniejszy łyk i popiła sokiem.
- No spoko. A u ciebie? - spytał Papier, biorąc butelkę od Ewy. - Chcesz?
- Nie, dzięki. - odpowiedział Maks. - U mnie też spoko. - spojrzał na mnie. - No, ale ty to się zmieniłaś, Agnieszka...
- Bywa.- powiedziałam i chwyciłam za butelkę, którą podawał mi właśnie Piotrek.
- No, Papier, tylko nie upij nam słodkiej Agnieszki. - powiedział z drwiącym uśmieszkiem.
- Spierdalaj! - powiedziałam przeciągając każdą samogłoskę i pociągnęłam kolejny duży łyk bez popitki. Dopiero teraz zauważyłam jego zaskoczoną minę i ciszę w pokoju. Odpowiedziałam mu tylko twardym spojrzeniem, gdy usłyszałam po sekundzie gromki śmiech wszystkich w pokoju. Odeszłam od nich lekko się zataczając i  usiadłam na kanapie obok Marka. 
- Coś ci zrobił? - spytał.
- Nieee... - powiedziałam z skrzywioną miną. - Po prostu mnie wkurza samym sobą, sorry za to to.
- Spoko - uśmiechnął się szeroko. - Było coś nowego i było zabawne. Chcesz piwo?
- Acha... - podał mi butelkę i poszedł do innych. Siedziałam sama na tej kanapie w koncie pokoju, był tu, jako taki spokój. Przymknęłam oczy, gdy po pięciu minutach poczułam jak ktoś koło mnie siada. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam wpatrzonego we mnie Maksa.
- Kurwa... - powiedziałam tylko i spojrzałam w sufit.
- Wiesz... Zawsze myślałem, że loki są beznadziejne, ale nadałaś im taki wyraz, że nie mogę teraz myśleć, że jest jakaś bardziej seksowna fryzura niż ta. - powiedział bawiąc się moim lokiem przy policzku.
- Wiesz... Zawsze myślałam, że jesteś inteligentnym gościem...- stwierdziłam patrząc wciąż na sufit. - oraz, że rozumiesz aluzje. - powiedziałam, patrząc już mu prosto w oczy twardym wzrokiem. - Ale może mam ci to przeliterować, bo chyba nadal nie zrozumiałeś. Spierdalaj! Powiedziałam to już drugi raz i mam nadzieję, że nie będę musiała znowu powtarzać. - powiedziałam cichym zduszonym głosem, ale wiedziałam po jego minie, że usłyszał. Wstałam, pocałowałam go w policzek na pożegnanie i zabierając torebkę razem z kurtką, wyszłam. Do domu wróciłam autobusem, przez totalny ziąb i fajki w domu byłam już zupełnie trzeźwa. Jednak da się wytrzeźwieć podczas chłodnego spaceru przez dwa kilometry o trzeciej nad ranem.

piątek, 12 lipca 2013

Paris And The kisser [Maks's story (part 9)]

Ostatni rok gimnazjum zleciał szybciej niż poprzednie, nic dziwnego skoro nauczyciele postanowili przerobić przez sześć miesięcy cały program ponownie. Jednakże ten natłok obowiązków okazał się chyba moim najlepszym przyjacielem. Po całej sytuacji w parku z Maksem nic już nie było takie same. Oczywiście, ani ja, ani on nic nikomu nie powiedzieliśmy o tym zajściu. W październiku dowiedzieliśmy się o klasowym wyjeździe do Paryża i powiedzmy sobie szczerze, wszyscy wyczekiwaliśmy dnia wyjazdu, który przypadał na przedostatni tydzień roku szkolnego. Wszystko, co się wydarzyło podczas okresu oczekiwania nie było zbyt istotne. Okazało się, że zakaz Maksa przestał obowiązywać, chyba, bo więcej osób zaczęło ze mną rozmawiać, ale ja od tamtego dnia niemalże zupełnie się wycofałam, bardziej zamknęłam w sobie. Widzę to chociażby po tym, że nic nie powiedziałam o pocałunku Indze, zwykle wszystkim się z nią dzieliłam, a ona ze mną. Mimo, że więcej ludzi ze mną rozmawiało, moje kontakty z Arkiem się nie zmieniły. Nadal był dla mnie nieprzystępny, obcy. Nawet, gdy próbowaliśmy rozmawiać to już nie było to. Dzisiaj tylko się do siebie uśmiechamy, gdy mijamy się? Nie wiem jak to określić, ale nie cierpię samej siebie, bo zrozumiałam, że zbyt wiele czuję do Maksa, aby móc normalnie ułożyć sobie życie. Można powiedzieć, że odliczam już dni do końca roku, bo wtedy jest duża możliwość, że więcej się nie zobaczymy, bo idziemy do różnych liceów. Jednakże za każdym razem, gdy go mijam, lub chociażby widzę, moje tętno przyspiesza do niewiarygodnego wręcz tempa. On się wyciszył w pewnym sensie, dalej gra tego samego gościa, ale coś zmieniło się w jego oczach, ten smutek i żal, jaki dostrzegam za każdym razem, gdy na mnie patrzy. Ale nawet to nie niweluje tego napięcia i przyciągania, jakie jest między nami. Czasem myślę, że tylko ja je czuję, ale czasem widzę to samo w jego spojrzeniu. Jak się okazało po egzaminach, potrafimy ze sobą zwyczajnie rozmawiać o zwykłych sprawach i o różnych głupotach. Niektórzy mogliby nawet pomyśleć, że się nawet zaprzyjaźniliśmy, ale ten dystans i często wymuszona uprzejmość, przez którą przebija się zniecierpliwienie... I ostatnio znów zrobił się lekko zarozumiały i zbyt pewny siebie.
Dzień wyjazdu był nawet dla mnie nocą, bo tak szczerze mówiąc trzecia wcale nie jest rano, nawet w czerwcu. W pokoju miałam być z Ingą, więc razem też wpakowałyśmy się do autokaru i zajęłyśmy miejsca na samym końcu, gdzie jest najwięcej miejsca i będzie wygodniej spać. Koło nas usiadł Maks z Julkiem i Markiem, dwójką jego najlepszych kumpli. Ja siedziałam od okna, więc to Inga siedziała koło Maksa, który bez przerwy z nami rozmawiał jakby nie mógł wytrzymać milczenia, przez co nie dał mi spać, a była trzecia!
- Nie wiem jak wy, ale ja idę spać jak wszyscy inni...  - powiedziałam im dodając bardzo efektowny ziew. Faktem było, że rzeczywiście wszyscy inni spali, nawet jego kumple. Ale Inga i Maks wcale nie zamierzali spać zebrało im się na zwierzenia, najpierw ona opowiedziała mu wszystkie swoje sprawy, o których ja już wiedziałam, później to on jej opowiadał, z jaką on jest, jaka jest świetna w łóżku i jak jego chwali. A ja od dwóch godzin próbowałam spać. Przypomniałam sobie plotki, jakie słyszałam o tej dziewczynie, można powiedzieć, że zaliczyła każdego przystojniejszego faceta w naszej szkole, mimo że do niej nie chodziła. Jak ona się nazywała? Miała na imię Olga, a nazwisko jakieś takie kojarzące się z piwem... Piwarczyk? Jakoś tak...
- Agnieszka? Śpisz? - zapytała mnie szeptem Inga. Wolałam im nie przeszkadzać, więc udałam, że śpię.
- Śpi. Możesz mówić. - powiedziała do Maksa. 
- Wiesz, jeszcze na początku roku myślałem, że coś z tego będzie. Szczególnie, gdy zabrała mnie do parku z bliżej nieustalonego powodu. Nie masz pojęcia jak w tedy na mnie spojrzała, jakby nic innego się dla niej nie liczyło tylko ja. Myślałem, że oszaleję ze szczęścia... - westchnął ciężko i nabrał więcej powietrza w płuca - Ale jak tylko się znaleźliśmy w parku, rozpętało się piekło. Do tej pory nie wiem, kto się wygadał, ale wiedziała wszystko, chociaż... Może sama się domyśliła... - Wiedziałam, że w tym momencie Inga zrobiła się cała czerwona, jak zawsze, gdy ktoś ją na czymś przyłapie, ale chyba on tego nie zauważył, bo mówił dalej, prawie bez przerwy. - Z resztą mało mnie to obchodzi. Wygarnęła mi tam każdą krzywdę, jaką mogłem jej zrobić, chociaż nie każdą... W każdym razie ja nie pozostałem jej dłużny, powiedziałem jej wszystko: to, co mnie bolało, a przede wszystkim to co do niej czułem i lekko oskarżyłem ją o manipulację, bawienie się mną i w tedy powiedziała mi, że cały czas mnie kochała tylko nie wiedziała co robić, bo to ja się nią bawiłem. To tak w bardzo dużym skrócie i jak ja to zrozumiałem... - zamilkł na chwilę by zaczerpnąć więcej powietrza.
- Oboje bez przerwy się mijacie, jak sama kiedyś stwierdziła: jesteście zbyt dumni by zrobić krok do drugiego, a nawet, gdy się jedno zdecyduje, zaraz cofa się o dwa kroki... - stwierdziła Inga.
- Czy ja wiem, może masz rację. Ale nie opowiedziałem ci do końca... W tedy w parku pocałowałem ją...
- Żartujesz?- prychnęła, ale musiała zobaczyć coś w jego oczach, bo zaraz spytała poważnie z lekką troską w głosie. - I co było dalej?
- Za pierwszym razem spoliczkowała mnie dwa razy, chciała trzeci, ale złapałem jej rękę...
- Za pierwszym razem? - powtórzyła za nim.
- Noo, bo za drugim już  się nie wyrywała, wręcz przeciwnie... Wiesz, że nigdy się tak nie czułem podczas pocałunku? Tyle ognia... Żaru... Sam nie wiem jak to nazwać. Nikt nie wzbudza we mnie tyle skrajnych emocji jak ona... - powiedział lekko wzdychając, jakby zrzucił z siebie ogromny ciężar.
- Ty ją nadal kochasz... - stwierdziła tylko cichutko Inga po chwili milczenia.
- Temu raczej nie da się zaprzeczyć... - powiedział tylko i milczeli dobre kilkanaście minut, podczas których udało mi się w końcu zasnąć. Nie wiem, jakim cudem mi się to udało po tym jak usłyszałam to wszystko, ale wiem, że udało mi się moją wiedzę ukryć. Po pierwszym przystanku zmieniłam miejsce i teraz Maks siedział między mną i Ingą, która siedziała teraz koło okna. Do końca podróży już nie zmieniłam miejsca.

***

Noc podczas podróży była spokojna, a równocześnie tak niezwykła. Od samego rana po późną noc niemal bez przerwy rozmawiałem z Agnieszką. Jeszcze nigdy nie poznałem tak zdecydowanej i zabawnej jednocześnie dziewczyny. Nawet z moją dziewczyną nie umiem tak rozmawiać, a myślałem, że luźniej się już nie da. A Agnieszka... Nie mogłem się napatrzeć jak śpi i właśnie w tedy stało się coś niezwykłego. Patrzyłem tak na nią, gdy ona nagle się do mnie przytuliła i wypowiedziała moje imię przez sen. Zesztywniałem, ale tylko na chwilę, później dalej patrzyłem na nią jak śpi spokojnie oparta na moim ramieniu.

***

Minęło kilka dni, Paryż rozkochał mnie w sobie. Chociaż, nie był w stanie przebić Barcelony... 
Staliśmy właśnie na moście miłości pełnym poprzypinanych do niego kłudek. 
- Miasto zakochanych... - powiedział do mnie Maks opierając się tyłem o barierkę, o którą opierałam się rękoma patrząc na Sekwanę. Uśmiechnęłam się tylko do niego i zeszłam z mostu by poczekać na resztę grupy. Co za ironia, że akurat on mi o tym wspomniał. Jeszcze raz spojrzałam na ten piękny zachód słońca zanim ruszyliśmy do hotelu.
Mimo całego piękna, jakie chłonęłam w tym mieście po całym dniu zwiedzania i lekko melancholijnego zastanawiania sie nad pięknem i wszystkimi moimi sprawami, byłam nieziemsko zmęczona. Dlatego pierwsze, co zrobiłam, gdy mieliśmy już wolne to wzięłam cudownie długą kąpiel. Gdy już się byłam wybalsamowana i miałam już wysuszone włosy, w samej bieliźnie i moim ukochanym, granatowym, aksamitnym szlafroku, który rękawy miał do łokci, a długi do kolan, wyszłam z łazienki. Okazało się, że jestem sama w pokoju, bo Inga gdzieś poszła. Byłam jej za to wdzięczna, bo jedyne, o czym teraz myślałam to długi i spokojny sen. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Moje włosy, sporo urosły miałam je do łopatek jak falowały. Nawet ładnie mi się ułożyły, ale i tak wiedziałam, że jutro rano je wyprostuję. Gdy tak stałam przed lustrem, rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć, bo z Ingą miałyśmy jedną kartę do pokoju, która była potrzebna, gdy chciałyśmy mieć prąd, więc wyszła bez niej. Podbiegłam do drzwi, żeby jej otworzyć, przez co szlafrok lekko mi się rozchylił i było widać skrawek czarnej koronki z mojego stanika. Otworzyłam drzwi, a za nimi stał Maks. Speszyłam się i natychmiast zasłoniłam dekolt, ale po jego palącym spojrzeniu wiedziałam, że zdążył zobaczyć, co było do zobaczenia.
- Tak? - spytałam po dłuższej chwili.
- Yyy... - przełknął ślinę. - Jest Inga? Mówiła, żebym przyszedł, jakoś tak, bo chciała pogadać... - powiedział, patrząc gdzieś w bok.
- Na razie jej nie ma, ale wejdź, poczekamy na nią razem. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Wszedł do pokoju i stanął za mną w tym ciasnym przedpokoju. Nie wiadomo, z jakiej przyczyny mój oddech lekko przyspieszył i poczułam podniecenie, które zaczynało palić. Zamknęłam drzwi, czując, że Maks stoi ciągle za mną. Czułam jego spojrzenie na karku,  na całym ciele. Odwróciłam się powoli i spojrzałam w jego rozognione oczy, pod których spojrzeniem topniałam i których nigdy nie miałam dosyć. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, Maks zrobił tylko jeden krok i już nasze usta się spotkały w utęsknionym, pełnym pragnienia, wygłodniałym pocałunku.  Nie przerywając go musiałam się cofnąć, aby nie stracić równowagi, a Maks podążył za mną. Aż moje plecy napotkały drzwi, o które się oparłam, a on przylgnął do mnie całym ciałem. Brakowało mi tchu. Było mi za gorąco, a gorączka szalała we mnie. Jego usta były wszędzie, nasze szybkie oddechy mieszały się ze sobą. W pewnym momencie przestał, odsunął się ode mnie na pół metra i delikatnie pociągnął za troczek mojego szlafroku, który  momentalnie spłynął na boki, odsłaniając moją bieliznę zupełnie. Przyjrzał mi się takiej prawie nagiej wygłodniałym wzrokiem, delikatnie położył swoją dłoń na mojej talii i ponownie mnie pocałował z jeszcze większym głodem, pasją, a ja zrobiłam się zupełnie mokra, cała pulsowałam. Przemieścił swoje dłonie na moje biodra i uniósł mnie w górę tak bym mogła oprzeć swoje uda na jego biodrach. Było, co raz bardziej gorąco i duszno. Maks przeniósł mnie na moje łóżko, nie przestając mnie całować. Położył mnie na plecach, tak, że sam był nade mną, między moimi udami. Objęłam go, prowadziłam swoje ręce po jego plecach, zdjęłam mu t-shirt i zobaczyłam idealnie zbudowane ciało mężczyzny. Jego usta, dłonie były wszędzie, aż sięgnął między moje nogi pod bieliznę. Samym dotykiem doprowadzał mnie do szału, czułam niespotykane gorąco poruszające się w tempie jego dłoni, co raz większe napięcie...
- Tak, Maks, och... - ledwo zdążył nakryć moje usta swoimi, gdy przyszło światło i spazmy nieznanej mi dotąd rozkoszy, a on nie przestawał i ledwo to światło odeszło, zaraz powróciło wraz z słowami Maksa.
- Kocham Cię...- westchnął i znów mnie pocałował. Zabrał swoją dłoń i objął mnie jeszcze mocniej. Ledwo zauważyłam, że zaczęłam rozpinać jego pasek i rozporek, gdy Inga zaczęła walić do drzwi. Natychmiast od siebie odskoczyliśmy, Maks zaczął zapinać spodnie, podałam mu podkoszulek i sama zawiązałam szlafrok i poprawiłam łóżko. Usiadł ubrany na kanapie i poprawiał włosy, które nieźle mu potargałam. Sama również przygładziłam swoje zarzucając je na jeden bok. Otworzyłam jej drzwi.
- Ciszej, cały hotel obudzisz. - powiedziałam i ją wpuściłam. - Swoją drogą długo cię nie było, a Maks na ciebie czeka.
- Sorki już jestem...- i zaczęła coś mówić do niego, a on ciągle mnie obserwował nie przerywając rozmowy. Usiadłam na swoim łóżku i również na niego spojrzałam przeciągle, uśmiechnęłam się i sięgnęłam po jakieś pisemko, byle mieć jakieś zajęcie i gdzie oczy podziać. W pewnym momencie zeszli na temat dziewczyny Maksa. Jakby nie było Inga podzielała opinię wszystkich, że Olga jest dziwką. Maks się wkurzył, chciał jej bronić, czym zirytował mnie, bo przed chwilą...
- Czemu się dziwisz? - powiedziałam wstając do łazienki - W końcu ilu miała? Ty, Lukaning, Kamil, Marek, Julek, Grzesiek, Kazik, Paweł, wymieniać dalej? - zironizowałam. Maks wstał do mnie zdenerwowany, stanął przy mnie i powiedział do mojego ucha:
- I mówi to dziewczyna, która prawie się oddaje pierwszemu, który zapukał do jej drzwi? 
Trafił mnie, celnie i boleśnie. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam mu zraniona w oczy. Dopiero teraz zaskoczył, wiedział, że przesadził.
- Wyjdź. - powiedziałam zduszonym, zachrypniętym od ściśniętego gardła, ledwie słyszalnym głosem. Nie ruszył się z miejsca. Łzy cisnęły m się do oczu.
- Agnieszka, przepraszam, ja wcale...- zaczął mówić, ale nie dałam mu dokończyć.
- Wyjdź! - krzyknęłam, wskazując na drzwi. - I nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej! - i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, jak tylko znalazł się poza pokojem. Osunęłam się z szlochem po drzwiach na podłogę. Podbiegła do mnie Inga i mnie objęła. Za drzwiami słyszałam Maksa.
- Agnieszka, przepraszam, ja nie chciałem. Agnieszka, proszę, wpuść mnie, ja ci to wytłumaczę. Błagam, Agnieszka, przecież wiesz, że ja tak wcale nie myślę. Agnieszka, proszę. Agnieszka... - słyszałam jak opiera się głową o drzwi. 
Inga pomogła mi wstać, utuliła mnie, płakała razem ze mną, gdy opowiedziałam jej wszystko. Zasnęłyśmy późno w nocy, prawie nad ranem. Maks całą noc spędził pod naszymi drzwiami, do swojego pokoju poszedł o czwartej nad ranem.

środa, 10 lipca 2013

The way I hate you [Maks's story (part 8)]

Coś było nie tak. Czułam to każdym centymetrem mojej skóry. Kiedy przyszłam na rozpoczęcie roku, mojej ostatniej klasy gimnazjum, pragnęłam zobaczyć tylko jedną osobę. Chciałam sprawdzić, czy to, do czego doszłam podczas tych dwóch ostatnich miesięcy jest prawdą. Czy naprawdę jestem zakochana w Arku? I dlaczego nie zadzwonił? I co tak naprawdę mam mu powiedzieć? Jezuuu... Ale serce mi wali. Rozglądałam się wokoło nigdzie go nie widziałam. Wszyscy wokół byli mi tak bardzo obcy, mimo, że ich znałam doskonale, a jego ciągle nie było. w tym momencie zauważyłam Ingę.
- Hej! - uśmiechnęłyśmy się do siebie i przytuliłyśmy.
- Matko, jak ja cię dawno nie widziałam. - powiedziała, gdy już się od siebie od kleiłyśmy.
- No, ja ciebie też. - odpowiedziałam z smutnym uśmiechem.
- Schudłaś! - wykrzyknęła oskarżająco w moją stronę po krótkim przyjrzeniu się mi. Gdyby nie krzyknęła tak pewnie nawet bym nie zauważyła, że coś do mnie mówi, Arka ciągle nie było i wciąż się za nim rozglądałam.
- I kto to mówi?! - odpowiedziałam, po tym jak zwróciłam swoją uwagę z powrotem na nią i się jej przyjrzałam. Wcale nie schudła, wręcz przeciwnie, ale co miałam jej powiedzieć? Z resztą jej zawsze lepiej było, jako takiej pulchniejszej osobie, choć wcale taka nie była. Nawet nie umiem wytłumaczyć jej figury, to jakiś fenomen. Wygląda na lekko pulchną osobę, ale jest tak drobniutka, że nie można sobie wyobrazić jej, jako chudej osoby, tym bardziej, że ma niedowagę.
- Wcale nie schudłam, przytyłam... - powiedziała speszona. Potem spojrzała na mnie i uważniej przyjrzała się mi, a ja za nic w świecie nie byłam w stanie ukryć swojego zdenerwowania.
- Okej, co się dzieje? -zapytała z skrzywioną miną. Zerknęłam lekko zirytowana już wokół i w tedy go zobaczyłam. Wyglądał nieziemsko w tym jego garniturze i niebieskiej koszuli, oczy mu się świeciły i buły lekko zielone. Uśmiech momentalnie wyszedł mi na usta.
- Acha, już rozumiem. - skomentowała tylko z lekką drwiną moją reakcję Inga. I uśmiechnęła się do mnie niemalże łobuzersko, o ile dziewczyna może się tak uśmiechnąć.
A ja ciągle patrzyłam na Arka. Szedł właśnie z Wiktorem i rozmawiali, miałam do nich właśnie pomachać i iść się przywitać, gdy Arek pochylił się do Hanki i ją pocałował, a później przywitał się serdecznie z reszta elity. To był cios, i to z rodzaju naprawdę mocnych. Do nas podszedł tylko Wiktor i się przywitał.
- Heeej. - powiedział przeciągając jak zawsze z mega szerokim uśmiechem i błyszczącymi oczkami zwróconymi do obojętnej niemalże Ingi.
- Cześć. - powiedziałyśmy równocześnie, jedynie Inga nadała temu słowu lekko oschły ton. Żadna z nas nawet nie spojrzała na niego, bo obie gapiłyśmy się na Arka.
- A ten dupek już nas nie zna, czy mogę nadal mówić na niego jak dawniej? - zapytała ostro Wiktora Inga.
- Chodzi ci o Arka? - pokiwała tylko głowa, wlepiając rozwścieczony wzrok w Arka. - Arek od ogniska prawie ze mną nie gadał. Dopóki nie zadeklarował się Maksowi i obiecał parę spraw, miał nieźle przesrane i to tak na serio. Wiesz codzienny wpierdol to nie przelewki...- powiedział, również patrząc na niego ze smutnym wzrokiem.
- Nie rozumiem. - powiedziałam. - Dlaczego miałby dostać codziennie wpierdol? - zapytałam wprost, bo nie mogłam już wytrzymać. Nie rozumiałam całej sytuacji.
- Wiesz, nic nie powinienem ci mówić, ale myślę, że doskonale wiesz, o co chodzi...- powiedział, patrząc się na mnie jak na idiotkę. - A jeśli nawet nie wiesz to ja nie mogę ci tego wytłumaczyć, nie chcę czegoś takiego przeżyć jak on. - powiedział, znowu się na niego patrząc z współczuciem.
- Ale ja nadal nie rozumiem. Inga ty wiesz, o co mu chodzi? - powiedziałam ze złością. Inga nawet na mnie nie spojrzała, tylko z przerażeniem spojrzała na Wiktora i zapytała go ściszonym głosem tak, żeby nikt oprócz naszej trójki nic nie słyszał.
- Czyli te plotki o postanowieniu Maksa są prawdziwe? Z resztą, jak słyszę wszystkie plotki?
- Tak.  - powiedział zduszonym lekko głosem, wyprostował się i odszedł. A ja nadal nie wiedziałam o co chodzi i robiłam się co raz bardziej wściekła.
- Inga powiedz mi o co chodzi! - niemalże krzyknęłam.
- Nie mogę, a przynajmniej nie teraz i nie tutaj. Stara, ty nie możesz dowiedzieć się pewnych rzeczy, a jak się dowiesz to ucierpi zbyt wiele osób.  -powiedziała do mnie z przerażeniem w oczach. Podeszła do mnie bliżej i powiedziała niezwykle cicho do mojego ucha. - Powiem ci za chwilę, ale musimy gdzieś usiąść..... i uciec z akademii.- powiedziała, przełykając ślinę.
I uciekłyśmy. Poszłyśmy do pobliskiego parku, gdzie nikt nas nie mógł nas zauważyć. Usiadłyśmy na ławce, a Inga wyciągnęła papierosy.
- Ty palisz?!? - krzyknęłam z zaskoczenia.
- Tak, od tych wakacji. Jakoś tak wyszło. Chcesz? - zapytała wyciągając do mnie paczkę.
- Nie, dzięki. - odpowiedziałam, patrząc jak się jej niemalże ręce trzęsą i nie może odpalić zapalniczki. - Daj. Pomogę ci. - wzięłam od niej zapalniczkę i odpaliłam jej papierosa. Zaciągnęła się nerwowo.
- Dzięki. - powiedziała, wydychając dym.
- Powiesz mi w końcu, o co chodzi? - zapytałam wciąż zdenerwowana, chociaż byłam też zdenerwowana z powodu mojej nieobecności na akademii.
- Pamiętasz rozgrywki? - pokiwałam głową. - No, więc, Arek i ty się pocałowaliście na oczach całej szkoły wtedy. A to było jawne wykroczenie do zasady Maksa, a sama dokładnie wiesz, jaką on ma pozycję w szkole. Jakoś przetrzymał ten ostatni tydzień i po zakończeniu roku zaprosił Arka i Wiktora do siebie na ognisko, o którym chyba wszyscy słyszeli. No, może oprócz ciebie, bo ty miałaś o tym słyszeć. Ja tam byłam, ale musiałam iść, zanim przyszli Wiktor z Arkiem. O tym, co działo się później słyszałam tylko od Wiktora i Hanki. Od tamtego wieczoru ja, Arek i Wiktor tak jakby należymy do tej całej elitki, chociaż tak naprawdę nie chcieliśmy. Owszem byliśmy zaskoczeni i zadowoleni, że zaprosił nas sam Maks na to ognisko, ale to było za dużo. Wtedy dowiedzieliśmy się o nadrzędnej zasadzie tej grupy: Nie ruszać Agnieszki!. Chłopaki nawet patrzeć na ciebie nie powinni! Tylko ci z naszej klasy mają tą ulgę, że mogą z tobą nawet rozmawiać plus Wiktor, bo się z nami przyjaźnił. Ale reszta, to naprawdę... To, dlatego byli zawsze tacy drwiący i z zadartymi nosami względem nas, a tak szczerze to względem ciebie. Wiesz, oni naprawdę są spoko, są świetni, genialnie się z nimi rozmawia, są pomocni i w ogóle. Zupełnie inni niż myślałam wcześniej. To oni mi wszystko wytłumaczyli jak im powiedziałam jak ich postrzegałam wcześniej. Oczywiście, potrafią tacy być bez przerwy, ale tylko jak ktoś z nimi zadrze. Chodzi o to, że Maks jest w tobie zakochany tak bardzo, że wręcz cię nienawidzi. Wymyślił sobie, że jak nie będziesz miała nikogo, na kim mogłabyś się oprzeć to w końcu zwrócisz się do niego. No i oczywiście stwierdził, że jak nie chcesz jego to ciebie nikt nie będzie chciał. Okazało się, że Hanka zbliżyła się do nas tylko, dlatego, że on jej kazał, żebyś zerwała wszystkie znajomości, jakie tylko miałaś w swoim rodzinnym miasteczku, a później w konsekwencji nie miała nikogo poza nami. A jak będziesz miała tylko nas, on się do ciebie zbliży, a my cię zostawimy zupełnie sama tak byś miała tylko jego i się w nim zakochała. Uważam, że to zupełne wariactwo, ale oni się na to godzą, mimo, że sami tak uważają. Nie wiem jeszcze do końca jak to wszystko działa.... W każdym razie podczas tego ogniska Maks wytłumaczył Arkowi jak to działa bardzo dosadnie. Chłopak przez trzy tygodnie się bronił, ale zajęła się nim Hanka i jak sama widziałaś chyba stracił to silne uczucie do ciebie. Ma zakaz zbliżania się do ciebie, rozmawiania z tobą, nie może nic zrobić żeby z tobą chociażby przez chwilę porozmawiać. Ma ci tylko powiedzieć przy najbliższej okazji, że tamten pocałunek był pomyłką spowodowany po prostu chwilą, i że ni do ciebie nie czuje.
Słuchałam tego w zupełnej ciszy. Nie mogłam uwierzyć, że jestem wplątana w coś tak obrzydliwego, coś tak złego. Dlaczego Maks musi się wtrącać w moje życie, kiedy tego najmniej potrzebuję? Czemu tak trudno mu zrozumieć: NIE!? Z resztą po, co mu ja skoro ma całą chordę dziewczyn, wręcz na zawołanie? Czemu mną się tak bardzo interesuje? Byłam zła, nie, byłam wkurwiona. Miałam ochotę iść do tej cholernej szkoły i go zwyczajnie pobić, na kwaśne jabłko. Gotowałam się w środku z każdym słowem Ingi, co raz bardziej.
Zacisnęłam pięści, poderwałam się z ławki, gdy tylko skończyła mówić.
- Agnieszka? Co ty robisz? Gdzie idziesz? - już za mną biegła.
- Zabiję go! Stłukę jak psa! - odpowiedziałam. Złapała mnie tylko za rękę i zatrzymała.
- Nie możesz. A przynajmniej nie teraz. Jeśli chcesz coś z tym zrobić, pogadać z nim to tylko na osobności. I pamiętaj, że nie może się dowiedzieć, kto ci to wszystko powiedział.
- Przecież wiem! Masz mnie za idiotkę?
- Nie, tylko.... Proszę cię. - powiedziała z proszącym spojrzeniem.
- Dobrze, dobrze. A teraz chodź, bo spóźnimy się na wychowawczą.
Po wychowawczej odeszłam do Maksa. Nadal wzburzona, ale jak zawsze z słodkim uśmiechem i nieśmiałym spojrzeniem.
- Cześć. Maks, możemy pogadać? - powiedziałam do niego, mimo tego całego wianeczku, który go otaczał.
- Jasne, o co chodzi? - odpowiedział, uśmiechając się do mnie lekko drwiąco, a potem z podobnym spojrzeniem spojrzał na wszystkich dookoła.
- No tak, ale tak bardziej na osobności. Wolałabym, żebyśmy byli sami, wiesz... - powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem, ale natężonym na niego wzrokiem. Już patrzyłam mu prosto w oczy. Gdy dostrzegł mój wzrok, jego oczy się zaświeciły z czymś, czego nie umiałam do końca rozpoznać. Ale we mnie nadal się gotowało. Chciałam już na niego nawrzeszczeć! Ale opanowałam się chwyciłam go tylko ze sobą i pomachałam pozostałym. Wyszliśmy, dalej prowadziłam go za rękę do parku wiedziałam, że teraz nikt się tam nie wybiera będę mogła mu wszystko powiedzieć, wykrzyczeć, co mi leży na sercu. Miałam dość już tych wszystkich sytuacji. Szłam pospiesznie, ale on tego nie odczuł. Nic dziwnego byłam w szpilkach i obcisłej czarne sukience do kolan na ramiona. Uśmiechał się do mnie szczęśliwy, a moje serce miękło pod tym spojrzeniem. Musiałam się wziąć w garść, żeby nie zmienić zdania i nie zrobić czegoś, czego bym później żałowała. Do tej pory do ja go trzymałam za rękę, a teraz on mnie złapał. Splótł nasze dłonie w taki sposób, jak kiedyś wyobrażałam sobie, że mogą tak razem wyglądać. Serce mi podskoczyło na ten widok. Na szczęście byliśmy już w parku bezpiecznym miejscu. Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i zmieniłam swój wyraz twarzy na ten, co naprawdę czułam. Spojrzałam na niego z pogarda i drwiną. Tak łatwo dał się nabrać. Zamurowało go, chyba po raz pierwszy nie wiedział, co ma zrobić czy powiedzieć. Stanęłam jakieś dwa metry od niego z założonymi rękoma.
- Nie chciałbyś mi czegoś może powiedzieć? Czegoś, co wie cała szkoła, ale ta wielka tajemnica nie była powierzona mnie! Osobie, która jak się okazuje powinna być całością najbardziej zainteresowana?!  Możesz mi powiedzieć, jakim, kurwa, prawem wtrącasz się w moje życie?! - zaczęłam krzyczeć. On tylko stał, nie patrząc już nawet na mnie. Z twarzą zwróconą w bok patrzył gdzieś w dal. - Popieprzyło cię?! Co ty sobie wyobrażasz? Że naprawdę zostanę sama jak palec i nie będę umiała sobie z tym poradzić? Otóż powiem ci, że już raz tak miałam i poradziłam sobie świetnie! Więc twój wielki plan jest kompletnie bezsensowny! Myślisz, że co?! Że będę taka samotna, że rzucę ci się w ramiona?! - podchodziłam do niego coraz bliżej, trochę nie świadomie. W tedy dopiero spojrzał się w moją stronę, prosto w moje oczy. To w nich dostrzegłam jego uczucia do mnie. On naprawdę mnie kochał, ale było trochę za późno. Jak mogłabym być z kimś, kto knuje takie intrygi... Jego chłodne, niebieskie oczy o stalowym połysku przekazały mi większość.
- Ty i tak nic nie zrozumiesz. Ja... Ja po prostu nie chciałem, żebyś była z innym. - Zaczął i chwycił mnie za przegub, gdy zaczęłam się cofać. - Nie jesteś w stanie zrozumieć, że nie chcę niczego więcej tylko ciebie? Że chcę, abyś mnie kochała? Czy naprawdę o tak wiele proszę? Tak bardzo cię odrzucam? Chce byś była moja... - powiedział zduszonym głosem do mojego ucha. Wycofałam się. On to powiedział? Czy mi się tylko zdawało? Spojrzałam mu w oczy. Nie mogłam wytrzymać, słowa same wypływały z moich ust, zaczęłam mówić również zduszonym głosem.
- Byłam twoja. Byłam pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy, byłam, gdy zadzwoniła do mnie Inga podczas tej imprezy, wystarczyło byś poczekał do poniedziałku jak napisałam jej w smsie, byłam twoja na lodowisku, byłam podczas rozgrywek, byłam nawet później, ale skończyło się...
W momencie, gdy powiedziałam o lodowisku, przyciągnął mnie do siebie, spojrzał mi w oczy, gdy tylko umilkłam. Nasze oddechy przyspieszyły, nie wiem, dlaczego spojrzałam na jego usta, ale byliśmy zdecydowanie za blisko. Pocałował mnie. Natarczywie umieścił swoje usta na moich. Zmartwiałam, ale momentalnie zaczęłam go odpychać. Gdy tylko udało się mi go odepchnąć, spoliczkowałam go. Byłam w szoku. Jak on mógł mnie pocałować?! Nie wychodząc z oburzenia spoliczkowałam go po raz drugi i zamachnęłam się na trzeci, ale znowu złapał mnie za przegub i spojrzał się zdecydowanie w moje oczy. To one mnie rozpaliły, ale w zupełnie inny sposób. Poczułam pragnienie w sobie, na swoich ustach i znacznie niżej. Zrobił pierwszy krok w moją stronę, wciąż trzymając mnie zdecydowanie. Co raz większe gorąco powstawało we mnie, nie potrafiłam go ugasić sama. Czułam pragnienie w miejscu, w którym jeszcze nigdy go nie czułam, pulsowało szybko, jak moja krew, jak mój szybki oddech. Zrobił drugi krok, był już blisko mnie, nasze ciała prawie się stykały. Nie mogłam prawie oddychać, jedyne, o czym myślałam to jego bliskość, która wydawała się wciąż zbyt mała. Jego oczy pałały ogniem i wściekłością, rozjuszyłam go tymi policzkami.
- Przestań. - warknął przez zaciśnięte usta i ponownie mnie pocałował, ale tym razem niepewnie, delikatnie, a ja nie byłam w stanie z tym walczyć. Zrobiłam, co kazał, przestałam. Poddałam się, brakowało mi sił by z tym walczyć. Delikatnie rozchyliłam usta i wtedy już nic nie było w stanie go powstrzymać, a ja przylgnęłam do niego całym ciałem, odwzajemniając jego pocałunki. Puścił moją rękę, którą najpierw zarzucił sobie za szyję, bym mogła go mocniej przytulić, co z resztą zrobiłam. Swoje dłonie umieścił na moich plecach i przycisnął mnie mocniej do siebie, aby nic już nas nie dzieliło. A ogień szalał we mnie i z każdym naszym ruchem był jeszcze żywszy. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, żadnego kontaktu z otoczeniem tylko on i ja w jego ciasnych objęciach. Jeszcze nigdy nie czułam takiego pożądania, wręcz żądzy, tak ogromnej pasji, namiętności i oddania.
I wtedy on przestał, a mi zapaliła się czerwona lampka. Wypuścił mnie z swych ramion, teraz dzieliła nas jakby przepaść wypełniona całym bólem, który sobie nawzajem zadaliśmy i wszystkim, co dzisiaj rano usłyszałam od Ingi. Nabrałam ogromnego obrzydzenia i nienawiści do samej siebie. Jak mogę pragnąć i wciąż kochać tego człowieka?! Spojrzałam na niego z ukosa, patrzył i on na mnie z czułością i delikatnym uśmiechem. Zamknęłam oczy, nie po to tu przyszłam. Zebrałam wszystkie najgorsze uczucia i przelałam w nienawiść, którą zawarłam w całości w moich oczach i ciężkim zachrypłym jeszcze głosie, gdy do niego mówiłam.
- Zostaw mnie w reszcie w spokoju i nigdy więcej... - pokręciłam głową i odeszłam, zostawiając go samego i osłupiałego.

Others guys [Maks's story (part 7)]

Dobra... Ten pocałunek Arka zupełnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się go, tym bardziej, że sądziłam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ten układ dużo bardziej mi odpowiadał... Nie mogę powiedzieć, że Arek mi się nie podobał, ale.... W sumie nie wiem nawet, co mnie powstrzymuje! Bo niby dlaczego nie miałabym być z gościem, który mi się naprawdę podoba, który jest przystojny i .... No po prostu jest marzeniem, każdej dziewczyny? Arek.... Na samo jego wspomnienie uśmiech wyskakuje mi na twarz, już nie mówiąc o tym jak się spotkamy. Ten chłopak to ideał, jeszcze nigdy nie spotkałam takiego faceta. Powiedzmy sobie szczerze, ma też wady, ale w jego całości są zupełnie nieistotne. W prawdzie jest mojego wzrostu, ale i to mi zbytnio nie przeszkadza, a te jego oczy, których koloru nie jesteś w stanie określić, bo jednego dnia, gdy założy zielony t-shirt są przejrzysto błękitne, a następnego, gdy założy niebieski t-shirt są lekko zielonkawe, już nie mówiąc o ich specyficznym odcieniu szarości, gdy jest w garniaku. A że jest piłkarzem, który gra w reprezentacji (na razie tylko trenuje, ale zawsze) do lat 17... Można sobie spokojnie wyobrazić jego budowę. Ciemne włosy, które mają jakieś cztery centymetry, układane w różne sposoby dopełniają całości razem z jego jasną karnacją. Usta.... Poznałam je dokładniej, przeżywając swój pierwszy pocałunek. Delikatne, czułe, lekko natarczywe... Z reszta nie ważne, bo wystarczy, że mnie przytuli, zawsze czuję się bezpieczna jak nigdy. To on mi tak naprawdę pomógł przeżyć drugą klasę, a zaczęło się tak zupełnie na poważnie od wypracowania na polski we wrześniu. Tablińska w naszym roczniku uczyła tylko dwie klasy, oczywiście naszą, bo jesteśmy jej wychowankami i klasę A. Wymyśliła sobie sposób na integrację naszych klas, każdy miał wylosować osobę z drugiej klasy, o której miał napisać wypracowanie. Ja wylosowałam Łukasza Lukaninga, a mnie wylosował właśnie Arek. Jak się potem okazało wcale mnie nie wylosował, tylko tak pozamieniał się z innymi osobami, żeby to mnie opisać. Dopiero teraz widzę, że to, co zdarzyło się podczas rozgrywek miało swoje początki dużo wcześniej. W każdym razie to w tedy się poznaliśmy, co nie było łatwe, bo oboje posiadamy taką samą wadę: jesteśmy cholernie nieśmiali i lekko zamknięci w sobie, choć potrafimy udawać niezwykle towarzyskich i otwartych ludzi, ale zawsze jest to bardzo męczące. Oboje potrzebujemy trochę więcej czasu niż dwa tygodnie na otwarcie się na innych ludzi, więc oboje dostaliśmy z tej pracy nie najlepsze oceny. Ale później, co jakiś czas udało nam się pogadać, to ja zrobiłam jakby pierwszy krok, ale nie specjalnie do niego tylko do jego przyjaciela. Wiktor, który jest jego przyjacielem, jest równocześnie znajomym Ingi, który się w niej potajemnie kocha, ale to historia na inny moment. Chyba w styczniu drugiej klasy chciałyśmy z dziewczynami wyjść do kina, ale dwie się pochorowały i zostały nam bilety, które były już opłacone. Nie wiedziałyśmy, co z nimi zrobić, bo szkoda trochę kasy, a z drugiej strony dziewczyny przecież nie zapłacą za coś, na czym nie były. Słyszałyśmy same rewelacje o tym filmie, "Avatar" zbierał same pochwały i w tym momencie napatoczył się nam Wiktor i Arek, którzy zwyczajnie się z nami przywitali i chcieli pogadać. To właśnie w tedy wpadłam na genialny pomysł zaproszenia ich do kina. No i tak to się zaczęło. Od tamtego wyjścia, co dwa tygodnie wychodzimy w czwórkę do kina. Zaprzyjaźniliśmy się, świetnie się dogadujemy i w ogóle. A teraz ten pocałunek, wszystko zepsuł. No może przesadzam, bo tak szczerze nie wiem, co on miał znaczyć, a ja nawet nic z tym nie zrobiłam, tylko uśmiechnęłam się do niego i pobiegłam pogratulować Wiktorowi. A teraz już tydzień z nimi nie rozmawiałam, w prawdzie on też nie zadzwonił, są już wakacje i pewnie gdzieś wyjechał z rodzicami, no, ale zawsze... Nie wiem, co mam myśleć, bo to, czego jestem pewna na 100% to, to, że nie jestem w nim zakochana. Wiem, że jest genialnym facetem, kocham go, ale jak przyjaciela, bez którego nie mogę się obejść.
Zakochana jestem w Maksie, tym beznadziejnym, lansiarzu, który bez przerwy mnie wnerwia, ale za każdym razem, gdy go widzę moje serce przyspiesza do takiego tempa, że nie wiem, co się ze mną stanie. Przestał ze mną rozmawiać zupełnie. Nawet jednego słowa mi nie powiedział na zakończeniu roku. Nawet na mnie nie spojrzał. To jest jakaś masakra. Jak można czuć taką bezdenną pustkę po kimś, kogo się nigdy nie miało, nie dotykało, nie... Czuje jakby czarna dziurę w swoim środku, która zasysa wszystkie pozytywne wrażenia, jakie tylko mogę odczuwać. Wakacje przestały być tak wyczekiwanym okresem, bo nie widzę go przez całe dwa miesiące. Ale i tak to nie to jest najbardziej bolesne. Plotki, które wiem, że są prawdą, które krążą po całej szkole na jego temat, są niemalże niewiarygodne. Ale chyba tego powinno się spodziewać po osobie, która praktycznie rządzi tą całą hołotą. Jakbym miała opisać Maksa dwoma słowami użyłabym dokładnie tych dwóch: GENIALNY MANIPULATOR, nic dodać nic ująć. Taka jest prawda. Maks jest niesamowitym manipulatorem, a wiem to z całkowitą pewnością, b o tylko ja dostrzegam te manipulacje. Wszyscy chodzą mu jak w zegareczku, nikt się nie sprzeciwia, a gdy coś nie funkcjonuje tak jakby tego oczekiwał, zaraz to naprawia. Można powiedzieć, że jestem jedynym mankamentem jego środowiska, ale nie zamierzam się zmieniać tylko dla jego uciechy. Zebrał już swoją świtę, tzw. elitę, czyli najpopularniejszych ludzi z każdej klasy. Wielu chciałoby się tam dostać, ale tylko wybrani przez Maksa będą uczestniczyć w jego życiu. To nie on musi się starać, ale oni. Najlepsze było to jak nową dziewczynę w szkole szybko osaczył. Oczywiście uległa jego urokowi, oddała się mu i jest w elitce. To jest chyba najbardziej obrzydliwe w całej tej grupie, każdy sypia z każdym. Serio wymieniają się jak w jakiejś pierdolonej telenoweli jak "Moda Na Sukces" czy coś. Może rodzice mnie źle wychowali i będę zrzędzić jak jakaś przedpotopowa baba, ale jak można się tak puszczać? Jestem w stanie zrozumieć jeszcze pary i singli, ale dziewczyny,  które są w związku, a sypiają z innymi facetami, bo "impreza była" to jest dla mnie nie do pojęcia. A to wszystko stworzył Maks. Jak można kochać takiego człowieka? A jednak można. Może to moja głupia wiara w dobro człowieka, albo cokolwiek innego, ale wierzę, że on gdzieś tam w środku jest naprawdę dobrym człowiekiem. Może kiedyś zrezygnuje z czegoś takiego?

***

Jest już ciemno. To ognisko na zakończenie roku było dobrym pomysłem. Specjalnie zaprosiłem tu tego Arka i Wiktora, należy wytłumaczyć im parę spraw, a tak naprawdę to jedną, o której wiedzą wszyscy, a przynajmniej mi się tak wydawało. Widać informacja: N ie ruszać Agnieszki!, nie podziałała. Ale dzisiaj mam dobry humor, więc chłopaki obiją tylko tego zasrańca, Arka, żeby zapamiętał raz, a dobrze. Jeśli nie może być moja to nie będzie nikogo.


środa, 3 lipca 2013

Love, not love, love, not love, love... [Maks's story (part 6)]

Każdy dzień zdawał się być lepszy od poprzedniego, może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie uczucie tęsknoty. Tylko za czym tak bardzo tęsknię, nie wiem sama. Bo czy można tęsknić za czymś czego się nigdy nie miało? Maks już się mnie nie czepiał, przynajmniej nie tak bardzo jak poprzednio. Drobne złośliwości były nawet czasami uprzyjemnieniem dnia... Ale i one zadawały cierpienie, czasami większe niż te poprzednie, chociaż nie były tak wredne i poniżające. Zwyczajnie bolały, przyjmowałam je z milczeniem, ale te zabawne nawet mnie śmieszyły i potrafiłam na nie odpowiedzieć. W sumie dzięki tym naszym drobnym potyczkom wyszkoliłam sobie w miarę ciętą ripostę. Nie raz zamknęłam mu usta, o czym wiedzieliśmy oczywiście tylko my dwoje, bo zazwyczaj w tedy zadawał mi głupawe pytanie:
- Dlaczego jesteś dla mnie taka nie miła?
Nie powiem, jednocześnie zawstydzało mnie i śmieszyło to pytanie. Tylko dla niego na nie nie odpowiadałam. Jednak najgorsze zawsze jest to co czuję. Tylko jak można kochać człowieka, którego praktyczne się nie zna? Z którym praktycznie nigdy się nie rozmawiało. Pamiętam ten dzień na lodowisku i jego wahanie w oczach. Zastanawiał się czy zrobić to czego oboje pragnęliśmy. Widziałam to w jego oczach... Ta chwila wahania, była zbyt długa jak się okazało, bo upadliśmy...
Dlaczego wspomnienie tego dnia wywołuje we mnie uśmiech? W końcu w tamtym czasie niemalże go nienawidziłam, a przynajmniej tak mi się wydawało.
W takich przypadkach jak mój życie z dnia na dzień, nie myśląc jakie nowe wydarzenia przyniesie kolejny dzień, wydawało się najlepsze. W taki sposób dotarłam do czerwca w drugiej klasie i ostatniego tygodnia roku szkolnego. Po wystawieniu ocen, były pewne konkursy i rozgrywki międzyklasowe. W poniedziałek był mam talent, który tak śmiesznie się zdarzyło, że wygrałam, dzięki piosence, którą wykonałam "Beautiful" Christiny Aguilery. Ale to co wydarzyło się podczas rozgrywek było... niespodziewane.

***

Dzień rozgrywek. Był dla nas niezwykle ważny. Razem z chłopakami zamówiliśmy koszulki dla nas. Jesteśmy naprawdę beznadziejni w piłkę nożną, niektórzy z nas nawet potykają się o piłkę. Przynajmniej będzie zabawnie. Ustaliliśmy sobie cel. Przynajmniej raz zremisować, a w pozostałych meczach przegrać tylko jedną bramką. Oczywiście, marzymy, żeby wygrać wszystko, ale powiedzmy sobie szczerze, były to mrzonki.
Szczerze mówiąc, nie to zajmowało moją głowę. Przez ostatnie miesiące bacznie obserwowałem tylko ją. Chciałem wzbudzić w niej zazdrość co raz to innymi dziewczynami przy moim boku. Ale nie dawałem rady. To ja robiłem się co raz bardziej zazdrosny, o to, że mój przyjaciel ma z nią lepsze kontakty, o to, że rozpoczęła znajomości nawet dość bliskie z facetami z innych klas, a szczególnie bliskie z tym Arkiem i Wiktorem, z klasy A. Znalazła sobie piłkarzy. Czy naprawdę należy do tych dziewcząt, którym podobają się wszyscy sportowcy? One zazwyczaj są płytkie... Nie, nie możliwe, a jeśli nawet, to ona na pewno nie była płytka.
Zaczęły się mecze. Pierwszy, drugi i trzeci przegraliśmy i to bardzo. Ostatni mecz mieliśmy z klasą A. Arek był w ataku, jak w swoim zespole, w którym gra, a Wiktor na bramce, podobnie jak Arek. To miała być nasza klęska zupełna, wiedzieliśmy, że to najlepsza drużyna w naszej szkole. Ale wkurzyłem się, szczególnie, że Agnieszka stała za bramką Wiktora i dopingowała ich. To było jak policzek, rozgotowałem się cały w środku.
Mecz przegraliśmy przez karne. Chłopaki z klasy A niemalże oszaleli ze szczęścia, Arek od razu wyleciał z boiska w ramiona Agnieszki. Widziałem jak oboje się śmieją i cieszą z wygranej. Wyglądali jak dobrze dobrana, szczęśliwa para, może i tak było. W 100% wiedziałem to gdy po tych cudownych uściskach, po prostu ją pocałował i uwierzcie mi to nie był przelotny buziak. Byli w swoim świecie, mało ich obchodziło, że każdy może to zobaczyć. Tyle tylko, że jedynie ja to zauważyłem. Czemu nikt inny tego nie widział?
Musiałem wziąć się w garść, a wiedziałem, że przy tej rozkosznej dwójce nie dam rady tego zrobić, więc zabrałem swoje rzeczy i poszedłem do szatni. Jeszcze nigdy nie czułem się tak rozdarty i zły, nie..... nie byłem zły, byłem wyczerpany, zrezygnowany, tak... Zrezygnowany to dobre słowo.
- A tobie co się stało? - spytał mnie roześmiany Wiktor, nie wiedzieć czemu właśnie teraz zachciało mu się ze mną gadać.
- Przegraliśmy wszystkie mecze, to z czego mam się cieszyć? - opowiedziałem mu lekko oschłym głosem.
- Nie, nie, nie. To nie to. Wyglądasz jakbyś stracił wszystko na czym ci zależy...- przyjrzał  się  dokładniej . - A może i tak jest, co? Dziewczyna, he?
Serio? Żeby zupełnie obcy gościu to po mnie widział? Musiało być ze mną naprawdę źle.
- Taaa... - pokiwałem tylko głową i odpowiedziałem mu półuśmiechem.
- Przejebane... - stwierdził tylko i poklepał mnie po ramieniu. Zaraz po tym poszedł, a ja nie wiedziałem co ze sobą zrobić.

wtorek, 2 lipca 2013

The icerink [Maks's story (part 5)]

Dobra. Ta szkoła chce zdecydowanie mnie zabić. Jakim cudem można zamienić na całe dwa lub trzy miesiące, zależy od pogody, zajęcia na basenie na takie na lodowisku? Tym bardziej, że nauczyciele wcale nie uczą jak jeździć. Boże, to upokarzające. Nigdy nie umiałam jeździć na łyżwach i chyba nigdy nie będę umiała. Rodzice nigdy nie chcieli mi kupić łyżworolek, więc nawet nie wiem na czym to polega, a zdecydowanie nie polega to na kroku łyżwowym jakiego nauczyłam się na nartach. Okej, okej, bez paniki...
Jak tu nie panikować, jak mam łyżwy na nogach i stoję na lodowisku i po prostu trzęsą mi się nogi?!?!? Spoko, głeboki wdech i pora na pierwszy krok. Ok, nie jest tak źle... Jadę, ja jadę, o kurczę ja naprawdę jadę!!!
- Bu! - usłyszałam tuż przy moim uchu i przewróciłam się. Kurwa!!! Czemu to zrobił? Pieprzony Maks. O co znowu mu chodzi? Przez ostatnie trzy tygodnie było w miarę spokojnie, zwyczajnie się do siebie nie odzywaliśmy. Inga do mnie podjechała i pomogła wstać.
- Dzięki - powiedziałam, gdy już wstałam i się otrzepałam. Tyłek mnie strasznie bolał.
- Nie ma za co. A jemu co znowu? - Pomogła mi dojechać do bandy, gdzie się oparłyśmy i mogłyśmy spokojnie pogadać.
- A co ja wróżka? Nie wiem co go ugryzło. Nawet się do niego nie odezwałam dzisiaj, ani wczoraj. Może się tylko wygłupiał.
- Taaa... Jasne. Przynajmniej już tak po tobie nie ciśnie, odkąd zerwała z nim Kaja.
- Acha... Trochę mi jej szkoda. Wiesz, rozmawiałam z nią wczoraj jak czekałam na mamę. Przyszła mi się, wyżalić jaki to Maks jest wredny...
Inga podniosła swoją brew z drwiącym zainteresowaniem.
- I co jej poradziłaś? - zapytała.
- Nic szczególnego. Powiedziałam jej, że o ile pamiętam to ona milutka za bardzo też nie jest. - powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach. Inga uniosła w zadowoleniu tylko brwi, spojrzała za mnie i powiedziała troszkę podniesionym głosem...
- I jak z Robertem wczoraj? - powiedziała w momencie, gdy Maks przejeżdżał obok. Uśmiechnęła się do mnie dwuznacznie. Gdy tylko odjechał trochę dalej, wybuchłyśmy śmiechem. Inga odjechała, a ja dalej mogłam doskonalić mój cudowny styl jazdy na łyżwach...

***

Agnieszka już od miesiąca jest z tym Robertem. Już dawno nie czułem się tak źle. Spędziła z nim weekend, po prostu super. A jeszcze te ostatnie tygodnie... Były straszne i zupełnie niepotrzebne, zwłaszcza gdy usłyszałem, że była gotowa porozmawiać ze mną o ..... o tym wszystkim. Jestem totalnym kretynem. I jeszcze to jak ją przestraszyłem przed chwilą, cholera, przecież wiem, że nie umie jeździć na łyżwach i na dodatek się wywróciła. Oczywiście Inga zaraz musiała być przy jej boku, nawet nie zdążyłem zawrócić, żeby jej pomóc, a teraz gadają. Powinienem przeprosić. Dobra Inga odjechała.
- Przepraszam cię za to... no to jak się przewróciłaś. - powiedziałem, podjeżdżając do niej.
- Jasne, nie ma sprawy. - odpowiedziała, nie patrząc mi nawet w oczy. Próbowała odjechać w swój pokraczny, ale w pewnym sensie słodki sposób. Wiedziałem, że nie ma zbytniej ochoty ze mną rozmawiać, ale do jasnej cholery, ja chciałem z nią porozmawiać! Zajechałem jej drogę. Spojrzała na mnie podirytowana.
- Myślisz, że jesteś taki super, bo tak zajebiście umiesz jeździć na łyżwach? - stanęła i skrzyżowała ręce na piersiach, spojrzała się na mnie lekko zdenerwowana i tak śmiesznie przekrzywiła głowę, że nie dałem rady się nie uśmiechnąć.
- Coś cię śmieszy? - zapytała już zupełnie zirytowana i ponownie spróbowała mnie wyminąć, ale ja jechałem tyłem, więc nie za bardzo była w stanie. Zlustrowałem jej wygląd. Miała teraz dłuższe włosy, pewnie od prostowania, i troszkę jaśniejsze, wolałem te jej zwariowane fale. W dżinsach, grubym, zielonym swetrze i czarnych, zamszowych rękawiczkach i czarnym berecie wyglądała nieziemsko, ale oczywiście nie potrafiła tego dostrzec, co mnie zawsze irytowało.
- Co raz lepiej ci idzie - pochwaliłem ją.
- Wow, to zabrzmiało prawie jak komplement. Uważaj, bo jeszcze się zakocham! - odprysnęła z zdziwioną miną. - Wiesz, chyba wolę jechać pod prąd. - odwróciła się w przeciwnym kierunku z wyrazem największego skupienia.
- Czekaj!- powiedziałem i niewiele myśląc złapałem ją za rękę.  To był naprawdę zły pomysł, bo ledwie to zrobiłem, ona zachwiała się i zaczęła upadać, ale zdążyłem ją złapać. Nasze twarze znalazły się zdecydowanie za blisko, ledwie zdążyłem przełknąć ślinę ze zdenerwowania, gdy poczułem, że zaraz stracę równowagę, spojrzałem przerażony w jej również przerażone oczy i upadliśmy.
Chwilę po tym wszyscy byli wokół nas. Ledwo Julek (Tampon) pomógł mi wstać, już doleciała do mnie Ewka z twarzą.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Doskonale wiesz, że ona nie umie jeździć i jeszcze jej dokuczasz!
- Kawa, daj spokój, albo skończ z kofeiną... - powiedziała uśmiechnięta Agnieszka, otrzepując się. - W końcu sama mówiłaś, że na początku będę musiała parę razy upaść...
- Nie mówiłam, że ma ci w tym ktoś pomagać! - Ewka jeszcze raz spiorunowała mnie wzrokiem. - Ale jest ok, skarbie?
- Tak jest spoko, ale mi na dzisiaj już chyba wystarczy, pomożesz mi zejść, Ewa?
- Daj, ja ci pomogę. - odezwałem się w końcu.
- Ty już dość zrobiłeś. - odprysnęła mi Kawa.
- Okej... - podniosłem ręce i odjechałem na drugi koniec lodowiska. Stamtąd widziałem jak Julek do nich dojeżdża, o coś pyta i pomaga Agnieszce  i Ewce, szeroko się do nich uśmiechając. Tylko Agnieszka odwzajemniła jego uśmiech i podziękowała mu za pomoc. Już dawno nie widziałem tego cudownego widoku, nie pamiętam nawet czy kiedykolwiek do mnie się uśmiechała.
- Co ty znowu kombinujesz, hę? - u mojego boku pojawiła się Inga. Przewróciłem oczami. Dziewczyny... Co by im nie powiedzieć, już wcześniej mają swoją filozofię. Uśmiechnąłem się do niej.
- Nic szczególnego.
- Acha... A to nic szczególnego polega na straszeniu Agnieszki tak, że się przewróciła, a potem gadaniu z nią jak gdyby nigdy nic, po czym razem się przewracacie? - spytała lekko drwiąco.
- Chciałem ją przeprosić za to, że ją przestraszyłem i porozmawiać o tym całym Robercie...
- Aaaa... Czyli o to chodzi. - powiedziała z mega szerokim uśmiechem i nagle spoważniała. - Tobie wciąż na niej zależy, co?
- Tak jakby. Po prostu trochę się o nią martwię, bo zaczęła się z nim spotykać, kiedy tak naprawdę najbardziej po sobie cisnęliśmy... Czy ten kolo jest w porządku?
- Koleś jest okej. Mówiła mi, że zna go od dzieciństwa praktycznie i jest naprawdę w porządku, tyle, że ona i tak nic do niego nie czuje, ale tego chyba nie powinnam ci mówić. - stwierdziła i odjechała, szeroko się do mnie uśmiechając. Chciałem ją jeszcze spytać o to czy przypadkiem Agnieszka nie czuje czegoś do mnie, ale już siedziały razem roześmiane, zdejmując łyżwy.

poniedziałek, 1 lipca 2013

The mean time [Maks's story (part 4)]

Weekend minął mi spokojnie, prawie zapomniałam o tej dziwnej sytuacji, która zaszła w sobotę. Dopiero w niedzielę wieczorem wspomnienie tego wydarzenia uderzyło we mnie z całą siłą. Aż zabrakło mi tchu. Serce mi się skręciło tak bardzo, że musiałam usiąść, a jedyne, o czym myślałam to o tym, że nie zadzwonił. NIE ZADZWONIŁ nawet po to by mi powiedzieć, że porozmawiamy jutro. Mogło to oznaczać tylko jedno. Udawał, nic tak naprawdę do mnie nie czuł, nie zależało mu ani trochę, nie widział sensu, żeby się starać, bo byłam nikim ważnym dla niego. Byłam nikim.
Nie wiem, jakim cudem dotarłam pod prysznic, a potem z powrotem do siebie do łóżka. Byłam jak w transie, nie potrzebowałam niczego, nie myślałam o niczym, tylko jedno znanie kołatało mi się w głowie, które usłyszałam już raz. "Jesteś nikim, nie warto nawet o tobie myśleć, bo bawisz się ludźmi. Jesteś nikim." Słowa obijały mi się w kółko w głowie, rozbrzmiewając coraz głośniej i głośniej, w wielogłosie. 
Obudziłam się z krzykiem. Nie wiedziałam, dlaczego czuje się tak pusta w środku, czemu śniła mi się Ada? I dlaczego tylko te zdania utkwiły mi w pamięci tak bardzo, myślałam, że się już ich wyzbyłam. Napiłam się ogromnej ilości wody niegazowanej. Była czwarta nad ranem, wiedziałam, że już nie zasnę, więc ubrałam się w dresy i wyszłam na spacer. Taki był plan, pospacerować, ale łzy cisnęły mi się w oczach, próbując uciec myślą, zaczęłam biec. Po pięciu kilometrach, stwierdziłam, że warto byłoby wrócić i wziąć prysznic, zanim pojadę do szkoły. Potrzebowałam tego biegu. Potrzebowałam zmiany. Po szybkim prysznicu i innych czynnościach, przyjrzałam się sobie w lustrze. Co jest ze mną nie tak? Spojrzałam na moje niebieskie oczy, w miarę kształtny nos, trochę zbyt duży jak na tak małe oczka, ale ładny, drobne pełne różowe usteczka. Z twarzą miałam wszystko w porządku, tego byłam pewna i dałam sobie wmówić, co innego, ale problem dostrzegłam w jej oprawie. Tak, włosy na pewno nie były ok. Ni to fale, ni to loki, po prostu jakaś nieokiełznane brąz włosy z złotawo rudymi pasmami. Już wiedziałam, od czego zacząć zmiany, muszę iść do nowego fryzjera, ale do tej pory musiałam wymyślić coś nowego. Zastanowiłam się, jakie fryzury dominują w mojej szkole... Grzywka na ukos i proste włosy. Grzywki nie mam, ale proste włosy mogę mieć. Wyjęłam prostownicę i zajęłam się włosami. To był definitywny początek nowej mnie, przestaję myśleć o Maksie, wręcz specjalnie będę dla niego oschła i niemiła. Nie będzie, żaden gościu dyktował mi zasad, jakimi mam postępować, ani czuć. Już nigdy nie będę cierpieć przez jakąś pierdołę, która nie potrafi mówić.

***

W szkole byłam niecałe dwie godziny później. Zmęczona, bo kto nie byłby zmęczony, kiedy wstało się o czwartej rano, weszłam do budynku i pierwsze, co to wpadłam na Maksa. Spojrzał na mnie z irytacją, odpowiedziałam mu z całą mocą spojrzeniem pełnym pogardy i nienawiści, jakie tylko moja rodzina potrafi posłać. Był nieco zaskoczony, jednakże nie chciał dać tego po sobie poznać. Sama się sobie zdziwiłam, w końcu chyba nie zasłużyło mu się aż tak. Wzruszyłam ramionami i poszłam dalej. W szatni spotkałam Ingę. Uśmiechnęłam się do niej promiennie i przywitałam.
- Heeej! - niemalże pisnęła.- Super włosy. - i rzuciła się by mnie przytulić.
- Dzięki. I jak tam? Udała się impreza? -zapytałam, ukrywając już wzrok.
- W sumie tak, gdyby nie sytuacja z Maksem, nawet dobrze bym się bawiła, zabrał mi połowę czasu.
Odwróciłam się do niej gwałtownie, miażdżąc ją swoim wzrokiem, podeszłam do niej. Mogło to w sumie wyglądać tak jakbym jej groziła.
- Dzisiaj jest ostatni raz, gdy mi o nim opowiesz. Następnym razem, gdy będziesz o nim wspominać, lepiej, żeby to były jakieś obelgi. - uspokoiłam się i zapytałam ją słodkim tonem. - No a teraz opowiadaj, co się wydarzyło po tym jak się rozłączyłam.
- Maks się załamał na jakieś 10 minut, a później poszedł bez słowa niemalże. Nie wysłucha mnie nawet, gdy starałam mu się powiedzieć o twoim smsie, powiedział, że odpuszcza. I chyba też tak było, bo pół godziny później widziałam jak dowalał się do chudej blondyny z A, wiesz tej, co się uważa za najfajniejszą i najbardziej zajebistą laskę. 
- Tak, kojarzę. Kaja Sulisławska, nie?
- No, no, no, no, no, to ona. Najpierw gadali, wszystko spoko i w ogóle, ale podobno wczoraj się spotkali i całowali się.
- No i?
- No i od wczoraj są razem.
- Acha. No spoko. - chwilę pomilczałam. Wow, ale on to ma tempo. Musiałam zapytać.- Serio?
- Nie oficjalnie, bo to trochę za szybko, ale tak są razem.
- Szybko mu poszło, co nie?
- Tak tez się zdziwiłam. Miałam go za w miarę porządnego gościa, ale uczepił się dupy, która już zdążyła mieć najgorszą opinię w naszej szkole, co nie jest łatwe...
- Nooo...- siedziałam jak zahipnotyzowana, nie wiedziałam, co zrobić. Na szczęście zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Chodź, bo znowu spóźnimy się na polski i Tablińska będzie się darła. - powiedziała Inga i pociągnęła mnie za sobą.

***

Wyszłyśmy z Ingą z sali. W końcu, przez całą lekcję czułam jego wzrok na karku. To niezwykłe, jaki ogień rozpala we mnie nawet samo jego spojrzenie. Ale nie muszę się opanować, muszę być twarda, koniec z niespełnionymi miłostkami czy czymkolwiek takim. Koniec i kropka!
Szłyśmy we dwie korytarzem, gdy nagle usłyszałam chichoczącego Tampona i słowa Maksa.
- Nic niezwykłego, że jest taka dziwna i zacofana praktycznie ze wszystkim, skoro pochodzi z takiej wsi jak Amsterfam. Proszę cię, czy ona w ogóle odróżnia, co to droga, a co to autostrada? Ni sądzę. Poza tym spójrz na nią, przygarbiona, niekształtna i bardzo wysoka, po prostu brzydka. Nie mam pojęcia co w niej widziałem takiego niezwykłego, szczęście, że mam ciebie kochanie?
- A ja ciebie Maks... - Powiedziała Kaja i pocałowała go w policzek.
To wszystko słyszała jeszcze Inga, poprowadziła mnie szybciej w stronę następnej sali, zostawiłyśmy torby i poszłyśmy do łazienki. Sprawdziła czy jest pusta.
- Naprawdę ambitne wrzuty, nie ma, co! - wykrzyknęła zdenerwowana.
- Taaa... - udało mi się wymruczeć, nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć, byłam w szoku. 
- Zaczynam kumać, dlaczego on na ciebie wrzuca, ale Tampon i Kaja? Co oni do ciebie mają? Przecież to nie ich odrzuciłaś. I, serio, dobrze zrobiłaś, bo zobacz, jakim on się okazał chujem! Masakra! Nie wierzę, że w ogóle mogłam z nim rozmawiać. Boże! - znowu wykrzyczała Inga. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się.
- To co robimy to o czym mówiłam rano? To samo, co on tylko na większą skalę? 
- Musimy zaangażować w to wszystkie dziewczyny z klasy...- odpowiedziała diabelsko się do mnie uśmiechając.
- No to mamy umowę, przyjaciółko. - podałam jej rękę.
- Mamy umowę i choćby nie wiem, co...- uścisnęła ją i pokiwała głową.
- Wiem. Nawet, jeśli się nie uda, trzymamy się razem.
- Właśnie. - przytuliła mnie. - Trzymamy się razem. Kurde,  normalnie kocham cię za to, wiesz? 
- Ale tak po przyjacielsku? - zapytałam z udawaną trwogą.
- No jasne - odpowiedziała ze śmiechem.
I tak zaczęły się niekończąca bitwa na złośliwości między mną i Maksem. Jednakże to, co mówił, coraz bardziej bolało, coraz bardziej i bardziej, wiedziałam, że jestem przegrana w ej walce, ale nie poddawałam się, duma mi na to nie pozwalała. Doszło do tego, że nawet udawałam, że mam faceta, a i to się odbiło na mnie bardziej niż na nim.