Instagram Tweetnij

poniedziałek, 30 grudnia 2013

The way we loved each other

Zawsze miałam problemy, które koniec końców łączyły się z facetami lub moimi chorymi ambicjami. Jednak nigdy nie miałam problemów po jakiejkolwiek imprezie, czasem w trakcie, ale nie po. Dlatego też nie wiedziałam co się dzieje, i co zrobiłam tak złego, że Maks się do mnie nawet nie odezwał słowem, aż doszliśmy do tej samej sypialni, z której wyszłam z pół godziny temu.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem nawet na mnie nie patrząc, a ja wciąż byłam przepełniona pytaniami, które się tylko piętrzyły w mojej głowie. Podeszłam do biurka i usiadłam na krześle obok, odłożyłam torbę i spojrzałam na niego. Siedział na brzegu łóżka wsparty łokciami o kolana, ukrywając twarz w dłoniach.
Powinnam się odezwać pierwsza? Czy czekać, aż coś powie? W końcu to on stwierdził, że musimy pogadać. Co z tego, że się z nim zgodziłam?
Potok moich myśli przerwał jego słabo słyszalny głos, o tak miłej mi barwie.
- Aga, Aga, Aga.... I co ja mam z tobą zrobić? - powiedział, patrząc na mnie tymi wielkimi, niebieskimi, roziskrzonymi oczyma.- Wiesz, że nigdy, przenigdy nie przyprowadziłem tu żadnej dziewczyny? Nawet gdy z jakąkolwiek byłem w związku? Dopiero ty mnie zmusiłaś do tego, żebym cię tu zabrał…. Żebym złamał jedną prostą zasadę….- mówił kręcąc głową. Odwróciłam od niego twarz, nie mogłam na niego spojrzeć. Nie chciałam żeby ujrzał w moich oczach całe obrzydzenie, które do siebie poczułam. Już byłam niemalże pewna, że spaliśmy ze sobą. Co się ze mną działo?! Zdradziłam Bartka… Nie, nie miałam nawet prawa teraz o nim myśleć, nawet pobieżnie. Nie byłam warta tego faceta. Nie to co Maks, byliśmy siebie warci, jak się okazało.
Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach. Było mi tak źle, doskonale wiedziałam, że nie mogę być już z Bartkiem, ale nie mogłam również powiedzieć, że przestałam żywić do niego poprzednie uczucia, bo tak nie było.
- Czemu płaczesz?- spytał Maks, delikatnie osuszając mój policzek z ostatniej już płynącej łzy. Pociągnęłam lekko nosem i przeczesałam dłonią włosy, gdy cofnął się lekko, żeby się mi lepiej przyjrzeć. Spojrzałam na niego z bólem i przyjrzałam się mu szukając potwierdzenia moich domysłów. Dokładnie zobaczyłam w nich jedynie troskę i zakłopotanie, oraz udrękę spowodowaną niewiedzą. Musiałam się go o to spytać, prosto z mostu. Zabrałam dłoń z ust i…
- Czy my…- gula stanęła mi w gardle. Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok, odetchnęłam głębiej i spróbowałam jeszcze raz…- Czy…- Cholera!- Czy my spaliśmy ze sobą? W sensie… Czy my u..
- Nie uprawialiśmy seksu, jeśli o to ci chodzi….- odpowiedział szorstko z skrzywioną miną. Odwrócił się u usiadł ponownie na łóżku tym razem plecami do mnie.
W pokoju zaległa niezwykła cisza, taka w jakiej nigdy dotąd nie przebywałam, której człowiek nienawidzi, w której czuje się na tyle niezręcznie, że boi się oddychać. Miałam pustkę w głowie, nie wiedziałam co myśleć, myślałam jedynie o tym, że tym pytaniem i zachowaniem, bardzo go zraniłam. Ale chyba takie było nasze przeznaczenie, ranić się wzajemnie, cierpieć osobno i rozpoczynać nowy dzień z nowymi ranami. Tak to już z nami było, czy tego chcieliśmy, czy nie.
- Maks…- wyszeptałam, zwracając się w jego stronę zatroskana. Nadal siedział do mnie tyłem, nie widziałam nawet jego twarzy. Widziałam jak jego ramiona zaczęły się trząść, jakby ze śmiechu.
- Powiedz mi tylko co jest we mnie takiego odrzucającego, że nie jesteś w stanie nawet o myśleć TYM w związku ze mną. Czemu musiałaś się upić byś mogła mnie pocałować i nie patrzeć na mnie z nienawiścią i gniewem? Co jest ze mną nie tak, że przez to prawie sześć lat nie jesteś w stanie na mnie spojrzeć normalnie…- przerwał. Dopiero teraz widziałam, że to on był bardziej zraniony w tym całym zamieszaniu, że to on nie mógł sobie poradzić i ogarnąć wszystko, że to on bardziej kochał niż ja jego. Musiałam sobie to w końcu powiedzieć, kochałam go… Ale kochałam również Bartka, choć inaczej, może bezpieczniej i pewniej… Jednak w tym momencie nie myślałam o Bartku, całą moją głowę wypełniał Maks i wszystkie uczucia z nim związane.
Siedział na łóż wciąż odwrócony ode mnie z głową spuszczoną w dół. Było mu ciężko i był zmęczony…
- Już mam dość, Aga… Nie mam już siły ciągnąć tego wszystkiego w pojedynkę… Kocham Cię i nie jestem w stanie udawać, że jest inaczej. Wiem, że dla ciebie nie znaczę tyle co ty dla mnie, a wręcz odrzucam cię gdy tylko pomyślisz o mnie w ten szczególny sposób, ale nie… nie mogę już tak dłużej, tym bardziej, że mnie nie chcesz ….- i urwał, chciał coś mówić więcej, ale zauważył mnie kucającą tuż przed nim.
Uniosłam delikatnie jego brodę, tak by spojrzeć w jego oczy pełne bólu…

***
Już prawie powiedziałem jej, że nie powinniśmy się więcej już widzieć, gdy nagle znalazła się przede mną. Delikatnie dotknęła mojej brody i spojrzała cała zszokowana, zatroskana i niedowierzająca w oczy.
- Nigdy nie myślałam, że jesteś odrzucający… - wyszeptała delikatnie, przenosząc wzrok na moje usta i z powrotem na moje oczy.- Wręcz przeciwnie, zawsze mnie do ciebie ciągnie z ogromną siłą…- mówiła szeptem z lekko zachrypłym głosem, zbliżając się do mnie niepewnie i delikatnie musnęła moje usta swoimi…

***
Gdy moje usta zetknęły się z ustami Maksa, znów rozszalał się we mnie ogień którego dawno nie czułam. Gorączka, gdy tylko złączyliśmy się w pełnym pragnienia i pożądania pocałunku. Oboje tego pragnęliśmy, nieważne jak głęboko skrywane było to pragnienie. Dotknęłam jego twarzy, a drugą wplątałam w jego włosy, by tylko przyciągnąć go bliżej. Podniósł się, stawiając i mnie równocześnie na nogi, nie przerywając pocałunku. Przyciągnął mnie bliżej, tak by nie dzieliła nas żadna przestrzeń, nawet najmniejsza. Płomień szalał w nas, stawaliśmy się płomieniem i pragnęliśmy go jedynie ugasić. Rozpiął koszulę, w której byłam i delikatnie ją ze mnie zsunął, gdy próbowałam ściągnąć z niego ten czarny t-shirt. Chwycił mnie i położył na łóżku, powoli zdejmując moją sukienkę, a ja próbowałam rozpiąć jego pasek.
Nagle usłyszałam lekki warkot z jego ust…
-Nie!!!- krzyknął i uderzył pięścią w poduszkę tuż obok mojej głowy. – Nie, nie, nie…- mamrotał później, gdy zszedł z łóżka, ubierając się. Stał odwrócony do mnie tyłem. – Nie możemy tak. Później znienawidziłabyś nie tylko mnie jeszcze bardziej, ale i siebie. Jesteś z Bartkiem i tego się trzymajmy, nie powinniśmy się więcej widywać. Znajdziesz drogę do wyjścia…- stwierdził, wychodząc z pokoju i zamykając drzwi. Nawet na mnie nie spojrzał od pierwszego: NIE.
Leżałam dobre pięć minut i myślałam nad tym co zaszło, gapiąc się w sufit. Czy on naprawdę zamierza urwać kontakt ze mną? Tak po prostu?
Zebrałam się szybko i poszłam go szukać. Przeszukałam cały dom i dopiero w kuchni wpadałam na żywą duszę.
- Nie wie pani gdzie jest Maks?- spytałam jego matki. Odwróciła się do mnie zdziwiona.
- Wyszedł jakieś pięć minut temu. Myślałam, że cię odwiezie…- odpowiedziała.
- Dziękuję…- powiedziałam, wychodząc jak najszybciej z tego domu. Próbowałam do niego zadzwonić, nie odbierał.

Po jakiejś godzinie trafiłam na przystanek i czekałam na 14, która miałam wrócić do domu. Siedząc na przystanku przy zachodzącym w oddali słońcu, nie myślałam o niczym. Pozwoliłam, aby wypełniła mnie pustka. Wsiadłam do tramwaju i zapatrzyłam się w dal. Maks przesłał mi jeszcze wtedy sms :”Proszę nie kontaktuj się ze mną. Tak będzie prościej dla nas obojga. Mogę ci jedynie obiecać, że zobaczymy się jeszcze nie raz… Do zobaczenia :*”. Nie odpisałam…

wtorek, 1 października 2013

Your mother's way of thinking

Ruszyłam za nią pospiesznym krokiem, niemal mi uciekła. Mieli ogromny i piękny dom. Poprowadziła mnie na dół do wielkiej kuchni i wskazała mi stołek barowy przy blacie. Usiadłam posłusznie, a ona zajęła się wyciskaniem soku pomarańczowego i parzeniem kawy. Dziwne mi się zdało, że sama umie zająć się kuchnie i nikt obcy się tu nie kręci. Bo przecież widziałam jakąś panią w korytarzu i wydawało się jakby tutaj pracowała. Podała mi filiżankę kawy. Była cudowna, nawet bez mleka, ale miała mnóstwo cukru... 
- Smakuje ci? - spytała, podając i gotową jajecznicę, pokrojonego pomidora, chleb i masło, obok tego wszystkiego postawiła szklankę soku. Pokiwałam tylko głową z wdzięcznym wzrokiem. Uśmiechnęła się i odwróciła, żeby coś jeszcze zrobić przy kuchni. - Jesteś rzeczywiście taka ładna jak Maks mówił, chociaż nigdy nie myślałam, że to prawda. Nigdy wcześniej nie zapraszał, żadnych dziewczyn do domu, żadnej nie widziałam, więc nie wiedziałam czy ma dobry gust, ale patrząc na ciebie... - mówiła i odwróciła się do mnie z szczerym uśmiechem. Ja niemal się na te słowa zakrztusiłam, ale udało mi się jakoś połknąć ostatni łyk kawy. Otarłam usta serwetką i uśmiechnęłam się delikatnie. Patrzyła na mnie z wyczekiwanie, jakby oczekiwała, że coś jej powiem. Ale co ja niby miałam jej powiedzieć?!
- Dziękuję, jest pani bardzo miła... - wydusiłam w końcu z nikłym uśmiechem na ustach. – Mieszkają państwo w pięknym domu… - powiedziałam, równocześnie rozglądając się z zachwytem po pomieszczeniu. Uśmiechnęła się i usiadła naprzeciwko mnie z własną filiżanką kawy.
- Dziękuję. Jedz, jedz, pewnie masz strasznego kaca, a to przynajmniej ci trochę pomoże. – stwierdziła i wzięła łyka. Bez przerwy się na mnie patrzyła. A ja uśmiechnęłam się do niej i zrobiłam, co kazała, wzięłam się za jedzenie. Bądź, co bądź, ale ta kobieta świetnie gotowała.
- Wiesz, nie mogłam się doczekać, aż cię poznam. Pamiętam jak jakiś czas temu Maks po raz pierwszy o tobie wspomniał. Wrócił wtedy z Paryża i stwierdził, że się nieszczęśliwie zakochał, więc pójdzie do innego liceum niż wszyscy jego znajomi i chce wyjechać za granicę na wymianę. Na początku się zmartwiłam, że chce gdzieś wyjeżdżać. Dopiero później do mnie dotarło, dlaczego, ale nie chciał już nic powiedzieć. Ale udało się go przekonać, żeby nigdzie nie wyjeżdżał, bo przecież samo liceum wystarczy. No cóż, sama wiesz, że nie na długo się to zdało… - mówiła, a ja dostawałam, co raz większych oczu. Skończyłam jeść i otarłam usta. Sięgnęłam po sok. – Ale wrócił i już dawno nie widziałam go takiego szczęśliwego. Nigdy bym nie pomyślała, że jakakolwiek dziewczyna będzie w stanie go tak uszczęśliwić, jak ty. Cieszę się, że jesteście razem… - w tym momencie się zakrztusiłam i myślałam, że się utopię w tym małym łyczku.
Pani Wirkowska wstała przerażona i zaczęła klepać mnie po plecach.
- Matko kochana! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
- Nie, dziękuję. Wszystko okej…- przełknęłam ślinę i spojrzałam na nią, gdy już usiadła z powrotem na krześle.- Mam tylko małe pytanko… Czy to Maks pani powiedział, że jesteśmy razem?- spytałam lekko przyduszonym jeszcze głosem.
- Oczywiście, że nie! Sama się domyśliłam, on poza tym nic by mi przecież nie powiedział…- mówiła zadowolonym z siebie głosem. Musiałam jej przerwać.
- Już myślałam, że panią okłamał…- powiedziałam lekko – bo, musi pani wiedzieć, że nie jestem z Maksem…. – pod koniec spuściłam oczy.
- Jak to nie jesteście razem?! To znaczy… Nie jesteście razem?! Myślałam… Chodzi taki zadowolony, że… No cóż najwyraźniej się pomyliłam…- wymruczała już pod koniec, po czym nagle się ożywiła i spojrzała mi prosto w oczy. – Ale wczoraj musiało się coś wydarzyć skoro cię tutaj przyniósł. – powiedziała, patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem.
Nie wiedziałam, gdzie mam się schować. W końcu nic nie pamiętałam. Odetchnęłam głęboko.
- Sama chciałabym wiedzieć, co się wczoraj działo, bo nie pamiętam w ogóle, żebym miała jakikolwiek kontakt z Maksem na tej imprezie, było tam tak dużo osób. Mam jednak nadzieje, że nic szczególnego się nie wydarzyło… - stwierdziłam lekko niezadowolona z wydźwięku moich słów.
- Czyli kogoś masz? – spytała zrezygnowanym głosem. Podniosłam wzrok i spojrzałam na nią zdziwiona. Tak łatwo było mnie odczytać? – Mam wrażenie, że jesteś w rozsypce i jest to po trosze wina mojego syna…- mówiła, przyglądając mi się analizująco.
- My z Maksem tylko się przyjaźnimy, nic więcej…- powiedziałam to, mimo, że doskonale wiedziałam, że okłamuje nie tylko ją, ale i siebie. Coś się zmieniło w naszej relacji i to diametralnie… A może właśnie nic się nie zmieniło, a ja jak głupia wierzyłam, że to tylko przyjaźń.
- Skoro tak twierdzisz…- powiedziała. – Cześć skarbie! – wykrzyknęła naprawdę głośno, tak, że się skrzywiłam. Spojrzałam w stronę, w którą się zwróciła i zobaczyłam Maksa, już ogarniętego i zachmurzonego. Skinął jedynie swojej matce i zwrócił się do mnie.
- Skończyłaś już?- spytał, wskazując brodą moje talerze po śniadaniu. Pokiwałam jedynie głową zdziwiona jego zachowaniem.- Dobrze. – stwierdził.- Chodź za mną. Musimy porozmawiać…- powiedział szybko i odwrócił się ode mnie, ruszył dalej nie oglądając się czy idę za nim. Oczywiście poszłam za nim...

poniedziałek, 30 września 2013

Where am I ?

Nie wiem, w którym momencie dokładnie zaczęłam odzyskiwać przytomność, ale było mi strasznie niedobrze i miałam wrażenie, że  mi głowa pęknie. Nigdy wcześnie nie czułam się tak okropnie i źle. Praktycznie nic nie pamiętałam z wczorajszej imprezy, ostatni moment to rozmowa na patio z Ingą, której też za bardzo nie pamiętam. Przewróciłam się na plecy z lekkim jękiem i spróbowałam otworzyć oczy. Momentalnie tego pożałowałam, bo jakiś idiota pewnie podniósł mi rolety w pokoju. Położyłam dłoń na powiekach, żeby je trochę zacienić, ale i to było błędem, bo zaczęło mi się kręcić jeszcze bardziej w głowie i myślałam, że pierwszy raz będę wymiotować po imprezie. Zdjęłam, więc dłoń i powoli, ale tak powolutku, zaczęłam otwierać oczy. Kiedy już je otworzyłam, dotarło do mnie, że wcale nie jestem w swoim pokoju i na pewno nie w moim domu.
- What the fuck? - zerwałam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju, w którym się znajdowałam. Pięć sekund później mocno żałowałam tych czynności i zhaftowałam się do miski obok łóżka, którą ktoś przezornie tam ustawił. Zauważyłam, że nie pierwszy raz z niej korzystałam. Otarłam usta chusteczką higieniczną z pudełka na szafce nocnej. Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam pewna, że nigdy tu nie byłam, ale pocieszałam się myślą, że nie byłam w wielu domach moich znajomych, więc jest duże prawdopodobieństwo, że nocowałam u jednego z nich. Leżałam w niedużym łóżku dwuosobowym, białym z brzozy. Sypialnia była ładna i typowa dla nastolatka, w sensie chłopaka w moim wieku. Chłopaka! Gdy dotarła do mnie ta myśl, spanikowana spojrzałam na miejsce obok mnie. Nikogo tam nie było, ale zauważyłam wgniecenia, które pozostawiła druga osoba. Zdenerwowanie rosło, niemalże czułam napływającą histerię zmieszaną z paniką. Odrzuciłam kołdrę, żeby zobaczyć czy mam coś na sobie. Miałam... Błękitną koszulę wizytową, a pod nią bieliznę z wczoraj. Nie miałam pojęcia, co myśleć, a co dopiero zrobić. Usiadłam na łóżku delikatnie spuszczając nogi na ziemię, omijając miskę. Rozejrzałam się ponownie po pokoju i odnalazłam moje ubrania ładnie złożone lub przewieszone na krześle obok biurka. Spojrzałam na drzwi i zastanawiałam się, które gdzie prowadzą, w sumie było ich trzy, więc jedne na pewno prowadzą na korytarz... A pozostałe dwa? Wstałam delikatnie i na paluszkach przeszłam do pierwszych po lewo od biurka i cichutko je uchyliłam... Rzeczywiście za nimi znajdował się niewiarygodnie długi korytarz, po którym szła jakaś pani z ręcznikami. Szybko je zamknęłam, żeby mnie nie zobaczyła. Podeszłam do drugich z kolei drzwi i je również otworzyłam, garderoba. Nie mogłam się powstrzymać i weszłam do środka. Była ogromna, no może nie jak mój pokój, ale jak na garderobę była naprawdę duża. Przeszłam przez środek i przeglądałam jego rzeczy, kimkolwiek był. Widać udało mi się wyrwać jakiegoś bogatego faceta wczoraj, a przynajmniej z bogatymi rodzicami. Jednak faktem było to, że potrzebowałam świeżego ubrania, a przynajmniej, żebym wyglądała świeżo, więc zabrałam czerwoną koszulę flanelową i czarna bluzę „kangurkę” z kapturem. Chwyciłam je i wyszłam z tej ogromnej „szafy". Powąchałam ubrania. Zapach był tak zniewalający i tak znajomy, że niemalże chciałam, żeby ten człowiek pojawił się natychmiast w tym pokoju, ale tak się nie stało... Prawie go rozpoznałam po zapachu, ale mój umysł nie chciał ze mną współpracować, miałam jego zarys gdzieś na dnie. 
Ruszyłam do trzecich dni pewna, że znajduje się tam łazienka. Otworzyłam je i uśmiechnęłam się zadowolona, że się nie pomyliłam. Była chyba dwa albo trzy razy większa od garderoby. Kto robi tak wielką łazienkę nastolatkowi?! Pokręciłam głową i zauważyłam swoje odbicie w lustrze i przeraziłam się. Ogromna szopa na głowie, która nie wiem, kiedy się pojawiła i rozmazany makijaż. Od razu wróciłam myślami do pościeli, w której spałam. Była czarna, więc nie będzie widać, jeśli ją pobrudziłam. Położyłam ubrania (swoje i jego) na szafce obok umywalki i rozejrzałam się dookoła. Chwilę później odnalazłam nową szczoteczkę do zębów i pastę, więc szybko zajęłam się szorowaniem zębów, umyłam twarz i spróbowałam rozczesać włosy. Twarz ogarnęłam, ale z włosami było troszkę trudniej, nie pozostało mi nic jak rozczesać je na mokro. Wyszłam z powrotem do sypialni w poszukiwaniu mojej torebki, gdzie miałam wszystkie kosmetyki do makijażu. Szybko ją chwyciłam i wróciłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic razem z bielizną, żeby ją, chociaż troszkę przeprać. Wycisnęłam moje małe pranie i powiesiłam na małym grzejniku obok kabiny. Kto włącza ogrzewanie w czerwcu? Mi w każdym razie się przyda, bo szybciej bielizna mi wyschnie. Po tym zabiegu mogłam zająć się sobą. Szybki prysznic, mycie włosów i kolejna próba rozczesania ich, tym razem pozytywna. Obwiązana ręcznikiem wyszłam z kabiny i zajęłam się włosami. Wysuszone, ponownie rozczesałam i związałam w warkocza. Podeszłam do grzejnika, bielizna wyschła, więc mogłam się ubrać. Założyłam sukienkę z wczoraj na nią koszulę, a bluzę na razie zostawiłam. Umalowałam się jak, na co dzień, wzięłam „kangurkę” i wyszłam z łazienki.
Położyłam torebkę i bluzę na biurku i rozpoczęłam zwiedzanie. Przeglądałam książki – żadna nie była podpisana, bo, po co - i inne rzeczy, aż trafiłam na album ze zdjęciami. Otworzyłam go, biorąc głęboki wdech i zobaczyłam zdjęcia moje i mojej klasy z gimnazjum. Szybko przejrzałam go do połowy i dotarłam do zdjęć z liceum. Przeglądałam zdjęcia, na których byłam za każdym razem. Nawet nie wiedziałam, że był na tych imprezach, nie wiedziałam, że był z klasą w tym samym miejscu, co ja z moją. Oczywiście nie było mnie na zdjęciach, gdy byliśmy w drugiej klasie. Był przecież wtedy w Australii. Mnóstwo zdjęć Maksa, przy zdjęciach z ostatniego miesiąca napłynęły mi łzy do oczu. Nic dziwnego, że zastanawiam się nad wszystkim, a ludzie nam się dziwnie przyglądają, wyglądamy jak para…
Zamknęłam album i odłożyłam na miejsce. Usiadłam przy biurku i usilnie starałam się myśleć o Bartku. Nie byłam w stanie przywołać do siebie te uczucia, które były przy mnie, gdy wrócił specjalnie dla mnie ze Spały. Jeszcze więcej łez popłynęło po moich policzkach. Co się ze mną dzieje? Jeszcze miesiąc temu byłam tego tak pewna. Nie byłam na wszystko gotowa, ale byłam pewna.
Otarłam łzy, przejrzałam się w lusterku i ruszyłam do drzwi, które prowadziły na korytarz. Ledwo je otworzyłam, a ujrzałam czterdziestoletnią kobiecą wersję Maksa w ciemno zielonej sukience do kolan. Od razu zauważyłam mój projekt pod metką matki Papiera. Zaskoczona z uniesioną ręką do pukania w drzwi uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Och, już jesteś gotowa! A ja miałam cię właśnie obudzić. No cóż, teraz jedyne, co mogę zrobić to zaprosić cię na śniadanie… - powiedziała lekko i przyjaźnie, lekko się odwracając, żeby wypuścić mnie do przedpokoju. Uśmiechnęłam się do niej skromnie i spuściłam głowę, która nadal mnie bolała.
Roześmiała się lekko i położyła mi rękę na plecach.

- Tak w ogóle jestem mamą Maksa i cieszę się, że w końcu cie poznaję. Jesteś pierwszą dziewczyną, którą w ogóle przyprowadził do domu. Chodź zaprowadzę cię do kuchni, zjemy razem, bo mój leniuszek jeszcze śpi. – powiedziała i ruszyła przodem, żywym i szybkim krokiem.

sobota, 28 września 2013

The friday's night

W piątkę weszliśmy do tego ogromnego klubu, w sensie ja, Nora i jej chłopak, no i Kawa z Papierem. Podszedł do nas Marek, złożyliśmy pobieżnie życzenia i wręczyliśmy prezenty. Rozejrzałam się nerwowo po klubie, co oczywiście spostrzegł.
- Coś się stało? Czegoś szukasz? a może kogoś? - spytał, chyba troszkę zmartwiony. Czemu to akurat on musiał się zaprzyjaźnić z Bartkiem z całej mojej klasy? Nie było, co ukrywać...
- Jest już Maks?- wypaliłam zdenerwowanym głosem. Ściągnął brwi i odwrócił ode mnie wzrok podirytowanym.
- Jeszcze nie przyszedł.- powiedział chłodno.
- Mogę mieć prośbę? - spytałam słodko, po tym jak mi ulżyło. Zdziwił się i chyba jakby oburzył, podniósł tylko brwi w pytającym geście.- Jak przyjdzie i by pytał o mnie.... - mówiłam lekko kiwając głową. - to nie mów mu gdzie jestem, wolałabym go unikać dzisiaj, okej? - spytałam. Zaskoczyła mnie jego zdumiona mina, jakby spodziewał się czego innego, uśmiechnął się do mnie szeroko i objął ramieniem w pasie, prowadząc do baru.
- Oczywiście! - stwierdził bardzo zadowolony, po czym zwrócił się do barmana. - Dla tej pani drinki, wszelakie, na mój koszt, dobra?!- powiedział, a barman tylko skinął głową lekko niezadowolony, wiedział, że oboje jesteśmy niepełnoletni...
Zaskoczona, lekko pisnęłam z radości, że upiję się za darmo i rzuciłam się na szyje Markowi.
- Dziękuję- wykrzyczałam mu do ucha, bo właśnie w tym momencie Dj zaczął grać.
- Chodź zatańczymy. - stwierdził tylko i pociągnął mnie za rękę. Do tej pory zupełnie zgubiłam towarzystwo, z którym przyszłam, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Po pierwszym kawałku Marek mnie opuścił, ale wylądowałam koło Kamila i Łukasza, było spoko... Po jakiejś półtorej godzinie picia i tańczenia, przyszła pora na pasowanie, dopiero wtedy zauważyłam Maksa, który obściskiwał się z Hanką. Nie pomyślałam, że mnie to tak zaboli. Z odrętwienia obudził mnie Kamil, podając mi pas. Marek spojrzał na mnie swoimi szklanym oczami. Od urodzin takiego Pawła z gimnazjum, jestem osobą, która kończy wszystkie pasowania, podobno biję mocniej od wszystkich innych. A teraz byłam wściekła na ten ból, który poczułam, widząc Maksa z Hanką. Przez całe pasowanie trzymałam Marka za rękę, a teraz przyszła pora na ostatni pas, czyli mój. Ścisnęłam lekko jego dłoń w lekko pocieszającym geście, uśmiechnęłam się podobnie i ruszyłam za niego. Stanęłam w rozkroku, złapałam pas obiema rękami i spojrzałam raz jeszcze w stronę gdzie widziałam ich ostatnio. Nie było ich tam już, ale ja bez przerwy miałam tą scenę przed oczami. Uniosłam pas nad swoje ramię i zamachnęłam się mocno, to chyba było najmocniejsze uderzenie w historii. Lnianie spodnie Marka rozcięły się w tym miejscu, ale nie zauważyłam tego, wokół mnie była cisza, pustka. Półprzytomna oddałam pas Kamilowi i wyszłam na patio. Usiadłam na klombie i zapaliłam papierosa. Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie usiadła Inga i mnie objęła, nie zauważyłam, że łzy mi ciekły po policzkach. Kiedy mnie przytuliła rozkleiłam się zupełnie. Nie umiałam nad sobą zapanować.
- Już spokojnie... - mówiła, głaszcząc mnie pogłowie.
Po pięciu minutach uspokoiłam się i odchyliłam do tyłu, otarłam policzki, dziękując Bogu za to, że zrobiłam wodoodporny makijaż. Przyjrzałam się jej, nic się nie zmieniła, poza tym, że bardzo schudła, teraz była szczuplejsza ode mnie.
- Inga...- wyszeptałam. Uśmiechnęła się lekko. A ja znowu zaczęłam chlipieć. - Tak za tobą tęskniłam. - powiedziałam, płacząc i rzucając się, żeby znowu ją przytulić.
- Ja za tobą też. - wymamrotała.
Rozmawiałyśmy dużo, prawie przez cały wieczór, nadrobiłyśmy zaległości, chociaż obie miałyśmy poczucie, że za mało jeszcze się dowiedziałyśmy. Wiedziała, w jakiej sytuacji się znalazłam i o moich uczuciach. Wiedziałam, że znalazła sobie kogoś, ale przyjechała tu sama. Przeniosłyśmy się do baru i piłyśmy czystą wódkę przez dobrą godzinę, po czym zachciało się nam tańczyć. Parkiet był pełny, więc szybko się zgubiłam i już nie zobaczyłam jej więcej tego dnia. Nie przeszkadzało mi, że tańczę sama, byłam pijana, więc niewiele mi przeszkadzało.
Nagle poczułam gorąco i ogromny żar pod brzuchem, ale tańczyłam dalej z przymkniętymi oczyma, rozkoszując się tym gorącem. Wydawałoby się, że dopiero wieki później poczułam, jak ktoś mnie obejmuje i łączy się ze mną w tym żarzącym tańcu. Zrobiło się jeszcze cieplej, a moja kobiecość domagała się, pulsując, tego gorąca tylko w jednym miejscu. Odwróciłam się, żeby objąć osobę, z którą tańczę i zobaczyć, kim jest, choć tak naprawdę mało mnie to obchodziło. Spojrzałam w oczy Maksa, a on tylko pochylił się i złączył nas w upragnionym, namiętnym pocałunku. I tak tańczyliśmy przylepieni do ciebie całymi ciałami, nie zwracając uwagi na wszystko inne. Byłam tylko ja i on i moje ogromne zmęczenie. Pewnie, dlatego nie pamiętam co się działo dalej...

Dreams before tomorrow

Podszedł do mnie i delikatnie mnie objął. Nigdy wcześniej nie czułam się tak pewnie i bezpiecznie, wiedziałam, że czuje do mnie to samo co ja do niego. Kołysaliśmy się powoli do piosenki lecącej z głośników. Było właśnie tak jak sobie wyobrażałam, zaskoczył mnie tym przyjazdem. Miało go nie być. Ale mimo wszystko jest tutaj... Ze mną. I to jest najważniejsze. Cały czas byłam odwrócona do niego tyłem, gdy zniżył swoją głowę do mojego ucha i wyszeptał.
- Kocham cię Aga...
- Ja ciebie też kocham Maks- powiedziałam lekko i odwróciłam się, żeby złożyć delikatny pocałunek na jego ustach....

***

Obudziłam się, gwałtownie wciągając powietrze i siadając. To był tylko sen, głupie mary nocne, nic więcej, zupełnie. To nie ma żadnego znaczenia, bo przecież jestem z Bartkiem i go kocham... Chyba. Ale na pewno ten sen nie miał nic związanego z rzeczywistością.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam u siebie w łóżku i byłą jeszcze noc. Spojrzałam na telefon, żeby sprawdzić godzinę: 4.45. Cholera! Wcześnie, bardzo wcześnie, a ja już na pewno nie zasnę. Opadłam z powrotem na poduszki i zaczęłam myśleć.
Bartka nie ma już od ponad miesiąca, w prawdzie wpadł na dzień, ale to za krótko, żeby oddzielać od siebie cały okres, a teraz będzie tam jeszcze dłużej... A ja spędzam mnóstwo czasu ze znajomymi, a tak naprawdę z jednym znajomym: Maksem. skrzywiłam się na wspomnienie snu. Czemu za każdym razem, gdy zaczynam sobie układać życie i wszystko idzie niemalże po mojej myśli, on musi się pojawić i wszystko spieprzyć. Wstałam wściekła na siebie i trochę na Maksa. Usiadłam przy komputerze i weszłam na facebook'a, było już koło piątej więc nie będzie to nikomu przeszkadzać, puściłam płytę Lany Del Rey najciszej jak się dało i poszłam zrobić sobie śniadanie. Usmażyłam jajecznicę na maśle, skroiłam pomidora i zaparzyłam herbatę. Ale ciągle nie mogłam się uwolnić od myśli o tym cholernym śnie. Usiadłam z śniadaniem przed komputerem i poczytałam komentarze do zdjęć Papiera na których Kawa pozowała w moich ciuchach. Od razu przyszła mi na myśl jego matka. Ostatnio jak z nią rozmawiałam, powiedziała, że mam potencjał, ale musiałabym się skupić tylko na tym i nie rozpraszać się niczym innym, a widzi, że mam trochę więcej problemów na głowie niż zwykle, więc dała mi wolne do połowy sierpnia. Fajnie, że od połowy będzie mnie potrzebowała, kiedy jest najwięcej roboty z kolekcją na sezon jesień/zima. Ogólnie jest spoko, ale przeraża mnie to, że chce żebym chodziła w jej ciuchach po wybiegu, jak jakaś, kurwa, modelka. A o nich to nawet nie chcę wspominać, są tak puste i .... ugh... w ogóle są beznadziejne. Nie lubię z nimi pracować, jak większość normalnych ludzi, ale cóż, na jakimś żywym wieszaku trzeba zaprezentować ubrania.
Siedząc tak, nabuzowałam się na cały chyba tydzień. Wyłączyłam komputer i odwróciłam się, spojrzałam na ubrania, które przygotowałam na wieczór. A może nie powinnam iść, a ten sen to było ostrzeżenie... Nie bez przesady, przecież nie będę tam sama.... Ale będzie tyle ludzi, że można powiedzieć, że będę sama... z Maksem. Właśnie sobie przypomniałam, że to z nim idę na ta imprezę. pokręciła tylko głową na myśl w co mogę się wpakować i poszłam wyszykować się do szkoły.
Cały dzień zastanawiałam się co mam zrobić, żeby niczego nie odjebać... I nie wymyśliłam niczego ciekawego. Wiedziałam, że nie wymigam się od tej imprezy, ale mogę się na nią udać z kim innym i unikać Maksa przez cały wieczór... Właśnie taki miałam plan, więc zadzwoniłam do niego.
- Halo? - odebrał telefon.
- Hej! To ja...- powiedziałam, po czym zorientowałam się, że pewnie nie ma telefonu mojej matki i nie wie kto dzwoni. - To znaczy... yyy... Aga. Sorry, dzwonię z telefonu mamy, bo nie mam kasy na koncie.
- No hej...
- Słuchaj, ja zaraz jadę do Kawy i z nią zabiorę się do Marka, więc nasz wczorajszy plan nie wypali, dobrze?- powiedziałam niepewnym głosem, który pewnie uznał za zatroskanie.
- No spoko, chociaż miałem nadzieję, że pogadamy trochę w czasie jazdy, booo... yyy.... no, po prostu muszę z tobą pogadać. - wypalił na koniec, a mi żołądek podszedł do gardła, o czym on chciał ze mną rozmawiać do cholery?!
- A o czym? - wypowiedziałam lekko piskliwym głosem.
- To nie jest rozmowa na telefon. Widzimy się u Marka. Pa... - i rozłączył się, a ja nie wiedziałam co z sobą począć. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Dzwoniła Nora.
- Gdzie ty do cholery mieszkasz?! - wykrzyczała do telefonu. Uśmiechnęłam się pod nosem, nigdy wcześniej nie musiały do mnie same dojeżdżać i  teraz się zgubiły. Westchnęłam.
- A jesteście chociaż w Amsterfamie? - spytałam.
- Chyba tak...
- Widzisz może las, a na przeciwko niego plażę z molo na takim jeziorkiem?
- Taak...
- To pierwsza w prawo i druga w lewo za tym wszystkim, będę stała na ulicy.
- To pa. - i rozłączyła się.
Zarzuciłam na siebie brązowy kardigan i wyszłam przed dom, kiedy zobaczyłam fioletową skodę Kawy, która gwałtownie skręcała w moją ulicę, co z tego, że jechała po nieutwardzonej drodze... Kto jej dał prawo jazdy? Szczęście, że nie może pić, bo ma jutro o ósmej rano jakieś ważne spotkanie, czy coś, nie wiem. Zaparkowała pod moim domem, a ja ledwo mogłam ją dostrzec od tej chmury kurzu który wzburzyła taką jazdą. Kaszlnęłam delikatnie.
- Hej...- wykaszlałam. - Chodźcie. - powiedziałam i ruszyłam w stronę domu. Poszły za mną, tachając swoje sukienki, buty i inne pierdoły. Zaniosły to wszystko do mojego pokoju i przeszły do kuchni przywitać się z moją mamą.
- Jak tam dziewczynki? Gotowe na dzisiejszy wieczór? - spytała moja mama, a ja jedyne co chciałam zrobić to face palm, ale się powstrzymałam. Uśmiechnęły się do niej ciepło.
- Bardziej już chyba nie będziemy. - stwierdziła Nora, a Kawa jej tylko przytaknęła, potakując głową, bo minutę temu wepchnęła sobie do ust chyba całego pączka. A moja mama tylko się roześmiała i ruszyła w stronę gabinetu.
Usiadłyśmy przy stole, pijąc herbatę, a ona wróciła się na chwilkę.
- Tylko zjedźcie coś przed wszystkim, żeby potem nie było. Zrobiłam wam kolację, jest w lodówce. - upomniała nas i wyszła. Zjadłyśmy i poszłyśmy się szykować.
Nie wiem co je wzięło, ale obie musiały mieć koronę z kłosów z luźnym kokiem, więc miałam pełne ręce roboty, chyba dlatego tez sama nie zdążyłam sobie upiąć włosów i poszłam w rozpuszczonych. Wystrojone ruszyłyśmy do samochodu. Powiedziałam mamie, że wrócę jutro popołudniu, co przyjęła z spokojem i obojętnością. To było dziwne i podejrzane, ale postanowiłam się nad tym nie zastanawiać. Jechałyśmy na imprezę roku....

niedziela, 8 września 2013

Am I waiting for... What?

Minęły dwa tygodnie, więc do końca roku pozostał tydzień i jeszcze jutrzejszy piątek, czyli dzień, na który czekają chyba wszyscy znajomi, znajomi znajomych i inni, impreza Marka. Szczerze nie wiem, co jest w nich takiego, ale każdy chce się na nich znaleźć, bo... Nie. To jest zupełnie nie do określenia, to, co się tam dzieje, jak świetnie wszystko wychodzi i jakie wspomnienia się nabywa. Jest coś szczególnego w samym gospodarzu, ale jego imprezy zawsze przewyższają oczekiwania. A ta miała być naprawdę wyjątkowa, bo mimo urodzin w listopadzie Marek postanowił zrobić osiemnastkę przed zakończeniem roku. Czekaliśmy na nią od jego ostatnich urodzin, od tamtej pory nie zrobił żadnej i nie mogliśmy się doczekać. Tym razem wynajął jakiś klub na Piotrkowskiej, sama nie wiedziałam dokładnie, który to, ale na szczęście nie miałam być sama, Bartek wiedział, gdzie to jest, miał wrócić specjalnie dla mnie, żebyśmy mogli iść tam razem. Po za tym szli tam chyba wszyscy, których znałam, albo kojarzyłam i wielu innych... a przynajmniej takie chodziły plotki.
Te dwa tygodnie zleciały niewiarygodnie szybko. Ostatnie poprawianie ocen, ogarnięcie klasy z kwiatami i w ogóle. Nie było łatwo, szczególnie, że Bartek siedział w Spale i rzadko dzwonił do mnie. Ale nie narzekałam, często spotykałam się z dziewczynami oraz Piotrkiem, i niemalże codziennie z Maksem. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę umiała z nim tak swobodnie rozmawiać i spędzać czas. Myślę, że się do niego w pewien sposób przekonałam, on chyba naprawdę się zmienił. Nie ważne, ale te dwa tygodnie. Mogę spokojnie powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy, coś w rodzaju tego, co mam z Papierem, tyle, że inna przeszłość.
Wróciłam pełna takich rozmyślań do domu. Zjadłam lekki obiad i zajrzałam do szafy, żeby przygotować coś na jutrzejszą imprezę. W momencie, w którym przymierzyłam nowo uszytą czarną sukienkę o zakładanym dekolcie i rozkloszowanym dołem, nie za krótką, nie za długą, zadzwonił mój telefon.
-Halo? - powiedziałam, nawet nie sprawdzając, kto  dzwoni.
- Cześć skarbie... - wymruczał Bartek.
- Kochanie! - wykrzyknęłam. - Już przyjechałeś? To super, może wpadniesz do mnie? - rozgadałam się na całego, ale on mi przerwał.
- Właśnie, dlatego dzwonię...- powiedział spokojnym, ale zaniepokojonym tonem. - Nie będzie mnie jutro, nie mogę... Przepraszam, wiem jak zależało ci na tym... - mówił ściszonym, przepraszającym głosem.
Zamilkłam, nie wiedziałam, co mu powiedzieć i bądź co bądź zrobiło mi się przykro, że nie pójdziemy. Tak długo się na to szykowaliśmy i nawet często o tym rozmawialiśmy, a teraz mi mówił, że nic z tego. Odetchnęłam spokojnie i przejrzałam się jeszcze raz w lustrze. Taka wystrojona, podobałaby się mu ta sukienka, z resztą to przecież dla niego.
- Och. No okej, trudno. Może następnym razem... - powiedziałam, nie potrafiąc ukryć rozczarowania w głosie, mimo, że próbowałam. Przecież ani ja, ani on nic nie mogliśmy na to poradzić.
- Tak następnym razem. - stwierdził cicho. - Nie gniewasz się? W końcu tyle czekaliśmy na tą imprezę....
- Nie no, co ty! Przecież to nie twoja wina... A co się dokładnie stało? - spytałam, w końcu musiał być jakiś powód.
- Możliwe, że dostanę się do składu, który jedzie na uniwersjadę i wolałbym zostać, powalczyć, o co nieco. - mówił zmęczonym głosem. Był wykończony ciągłymi treningami, ale i tak zadzwonił, chociaż najchętniej już by dawno spał.- Obiecaj mi coś. - powiedział już ożywiony. - Pójdziesz na tą imprezę i będziesz się świetnie bawiła, dobrze?
Milczałam przez dobrą chwilkę. Chciałam iść na tą imprezę, ale bez niego będę się czuła jakoś nie tak, tym bardziej, że oboje na nią czekaliśmy. Nie potrafiłam sobie teraz wyobrazić, że idę sama, mimo, że będzie tam wielu znajomych, ale sama.
- Nieee... Bez ciebie to już nie tak samo. - wymamrotałam coraz bardziej smutna i zrezygnowana. Teraz jeszcze bardziej niż zwykle odczuwałam jego nieobecność. Łzy napłynęły mi do oczu, a kula stanęła w gardle, nie mogłam się wysłowić, ani opanować.
- Masz iść. - powiedział i westchnął głębiej.- Wolałbym, żebyś poszła.
Przełknęłam jakimś cudem to coś, co mi utknęło w gardle i wymamrotałam.
- Okej, zobaczę jak to będzie, nie obiecuję niczego w każdym razie.
- W porządku, jak chcesz. Jeśli jednak się wybierzesz, życzę ci miłej zabawy.- zamilkł na chwilę. - To do zobaczenia na zakończenie roku. Kocham cię. Pa pa.
Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nic się z nich nie wydostało, więc rozłączyłam się. Wiem, że nie powinnam była, ale jakoś tak wyszło. Opadłam na łóżko w sukience, a łzy leciały mi dalej, sama nawet nie wiedziałam, dlaczego. Ale ja tak strasznie za nim tęskniłam, tak bardzo...
A telefon znów zadzwonił.
- Bartek? - zapytałam płaczliwym już głosem, licząc, że znowu go usłyszę.
- Niestety, to tylko ja. - odpowiedział Maks lekko zmartwionym głosem. - Coś się stało, Aga? -spytał.
Odetchnęłam głębiej i otarłam oczy lewą dłonią. Roześmiałam się lekko.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu przed chwilą rozmawiałam z Bartkiem i jakoś tak się troszkę rozczuliłam, z resztą nie ważne. - wyrzuciłam z siebie, ogarnęłam jakoś swoje myśli i zapytałam. - A co tam u ciebie? Coś chciałeś?
- Yyy... Tak tylko dzwoniłem... Gotowa na jutrzejszą imprezę? – spytał, nucąc jakąś melodię w międzyczasie.
- Nie idę.... - stwierdziłam tylko, a on zamilkł momentalnie.
- Jak to? - spytał oburzony. - Jak to nie idziesz?
- No nie idę. Wiesz Bartek nie przyjeżdża i.... Jakoś nie mam już ochoty, żeby iść. - mówiłam smutnym i znudzonym lekko głosem. 
- Chyba sobie żartujesz! - wykrzyknął do telefonu. - Okej, zrobimy tak. Ty jutro wracasz grzecznie ze szkoły, szykujesz się, a ja po ciebie przyjeżdżam o w pół do ósmej i jedziemy razem. I nie chcę słyszeć, żadnych „ale!”.
- Nie będziesz mógł pić. - stwierdziłam tylko.
- A od czego jest "Biba taxi"?! - wyparował.- Z resztą będziesz pod moją opieką i nie powinienem pić.
- To ja nie jadę, jak nie będę miała, z kim pić. - powiedziałam.
- Jedziesz, jedziesz. Później ustalimy jak to będzie. Do jutra. - powiedział szybko i rozłączył się.
Świetnie. Więc nawet poużalać się nad sobą nie mogę. Wstałam i zdjęłam z siebie ta sukienkę. Włożyłam ją z powrotem na dno szafy i wyciągnęłam czerwoną z dekoltem kwadratowym i kloszem do połowy uda. Czarna jest dla Bartka, więc nie tym razem. Naszykowałam czarne szpilki z czerwoną podeszwą i poszłam szykować się do snu, czując mimo wszystko lekkie podniecenie na myśl o jutrzejszym dniu.

wtorek, 3 września 2013

I think it is too fast for me, but who cares? Not him.

Patrzyłam na te klucze jak sroka w gnat. Byłam zaskoczona i naprawdę nie spodziewałam się tego. A on teraz bez przerwy mówił nie patrząc na mnie. 
- Ten jest od tego zamka na górze, ten od tego pod klamką, ten od furtki, a ten od kłódki na bramie...- wyrzucał z siebie słowa jak z karabinu, ale zamilkł i spojrzał na mnie przerażony. Chyba mieliśmy podobne miny. W każdym razie ja czułam, że ogromnie zbladłam i chyba trochę za  bardzo wybałuszyłam oczy. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, oboje przestraszeni i niepewni tej sytuacji. I wybuchłam śmiechem na widok jego miny, musiałam sama się jakoś opanować, a wiedziałam, że nic go teraz tak nie uspokoi jak mój śmiech. sama w między czasie zamierzałam wymyślić co powinnam zrobić. Wezmę te klucze, ale nie mogę mu niczego obiecać, byliśmy zdecydowanie za młodzi na takie zobowiązania, a ja chciałam w przyszłym roku gdzieś wyjechać, byle gdzie. Jak najdalej, zostawić wszystko za sobą. Owszem kochałam to miejsce, ale bez przesady, przecież nie mogłam zostać tu całe życie, prawda? poza tym studia i praca. Życie powiedziało mi wprost przez rodziców: w tym kraju nie przeżyjesz! Znajdź pracę za granicą, będzie ci łatwiej. 
Przestałam się śmiać i znowu spojrzałam na Bartka, tym razem poważnie i zdecydowanie. Mieliśmy tyle marzeń do spełnienia, tyle pragnień, ale niestety rozchodziły się one w różne strony świata. Czułam do niego tak wiele i tak mało, za jednym razem, a teraz jeszcze wszystko zaczyna się mi mieszać, prawie nie umiem już samodzielnie myśleć.
- To ma być coś w rodzaju azylu, nie proszę cie, żebyś się wprowadzała na stałe… - powiedział ściszonym głosem. Tak bardzo chciałam, żeby się uśmiechnął, tak bardzo chciałam, żeby nie czuł się teraz tak bardzo zraniony. Nie pragnęłam teraz niczego bardziej jak go uszczęśliwić. Pokręciłam lekko głową.
- Głuptasie…- powiedziałam, podchodząc do niego, biorąc klucze i przytulając go. Westchnęłam głęboko, gdy tylko odwzajemnił mój uścisk. – Obiecuję ci podlewać kwiatki, chociaż z moim talentem zdechną zaraz po twoim wyjeździe. – stwierdziłam, spoglądając spod grzywki na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Czyli wszystko okej? – spytał. Jedyne co widziałam w tych szczerych, ufnych i wciąż niepewnych oczach to poszukiwanie potwierdzenia w moich. A ja nie mogłam mu tego zrobić dzisiaj, zaraz miał jechać i prowadzić, nie mogłam pozwolić, żeby cokolwiek mu się stało.
- Jasne, że tak! – niemal wykrzyknęłam i musnęłam jego usta.
- Ej! – wykrzyknął już szczęśliwy.- Co to ma być?! – spytał, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Spojrzałam na niego pytająco. – To miał być buziak na do widzenia? No chyba nie! – powiedział, czym doprowadził mnie do śmiechu.
- Na pożegnanie będzie jak już wsiądziesz do samochodu i odpalisz silnik… - stwierdziłam, wyswobadzając się z jego uścisku. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Szkoda, że nie możesz do mnie przyjechać…. – wymruczał znowu lekko zasmucony.
- Przecież wiesz, że to nie zależy ode mnie tylko od waszego trenera. – powiedziałam, zaczynając się śmiać. – gdyby to tylko ode mnie zależało to pojechałabym tam z tobą w tym momencie. Wyobrażasz sobie? Poznałabym tylu sławnych siatkarzy….- dokończyłam, udając rozmarzenie.
- Acha! – wykrzyknął zdenerwowany leciutko. – W takim razie nigdy cię tam nie zabiorę!
- No wiesz?! – udałam obrażoną. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wiedział, że udaję, a ja wiedziałam to samo o nim.- Największej fanki byś nie zabrał?- dokończyłam, mrużąc zalotnie oczy.
- Mogłaby przestać być moją największą fanką….- mówił ze skrzywioną mina i kręcąc głową. Wsiadł do samochodu i odpalił silnik, zamknął drzwi i zapiął pasy. Podeszłam do niego i opuścił okienko.
- Tylko jedź ostrożnie…- powiedziałam zatroskana, pochylając się do okienka.
- Ja zawsze jeżdżę ostrożnie! – powiedział oburzony. Spojrzałam na niego ze skosa.
- Wiesz o czym mówię…
- No dobrze, dobrze… Kocham cię- powiedział, gdy się do niego zbliżyłam. Pocałowałam go na pożegnanie, a od tego pocałunku lekko zakręciło mi się w głowie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Do zobaczenia, kochanie… - powiedziałam, wynurzając się już z okienka.
- No. Pa pa… - powiedział, już wycofując samochód z podjazdu. I odjechał, a ja mu jeszcze pomachałam na drogę. Zostałam sama. Spojrzałam na klucze, które od niego otrzymałam i lekko je podrzuciłam.
- Okej, jakoś to przeżyjesz przecież, co nie Aga? – zadałam sobie to pytanie w myślach. Zamknęłam bramę i ruszyłam do domu, aby już jechać do szkoły.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Little big suprise

Przenikliwy dźwięk budzika ledwo do mnie dotarł. W pierwszym momencie po przebudzeniu zastanawiałam się, dlaczego mam tak cholernie ciężką głowę, aż wspomnienia poprzedniego dnia we mnie uderzyły. Powrót Maksa, przyjazd Bartka i mój pierwszy raz, odwiedziny Maksa, później telefon z pożegnaniami od Bartka. Właśnie! Zerwałam się jak szalona z łóżka i podbiegłam do radia, które załączyło się razem z budzikiem. Była 5:50, czyli zdążę. Zaczęłam szykować ubrania i bieliznę, podśpiewując z Bridgit Mendler "Ready Or Not". Może nie jest to piosenkarka super rangi, ale lubię jej piosenki. Po prysznicu, ogarnięciu włosów i twarzy założyłam soczewki, ubrałam się i poszłam zrobić sobie coś na szybkie śniadanie. Po zjedzeniu tostów z serem i wypiciu soku pomarańczowego, poszłam obudzić mamę i brata.
- Mamo, wstawaj jest w pół do siódmej, a ja wychodzę....- powiedziałam delikatnym głosem.
- Co?!? Gdzie wychodzisz? Przecież was zawiozę... - zerwała się z pod kołdry jak poparzona i spojrzała na mnie, już siedząc na łóżku.
- Nie spokojnie wrócę za jakieś czterdzieści minut. Idę pożegnać się z Bartkiem, bo dzisiaj wraca do Spały. - powiedziałam, dając jej buziaka w policzek i uśmiechnęłam się do niej wychodząc.
Przeszłam to kilka ulic, myśląc o tym, co zaszło wczoraj. Powinnam mówić Bartkowi, że był u mnie Maks wczoraj? Czy może nie jest to istotne tak jak mi się wydaje i zwyczajnie przesadzam? No, dobra, ale jak się dowie, że Maks u mnie był i mu nic o tym nie powiedziałam, będzie miał dziko głupie myśli. Stanęłam przed jego drzwiami i zapukałam.
- Chwileczkę! - usłyszałam zza drzwi głos mojego chłopaka. Poczekałam tą chwileczkę, aż otworzył mi zdziwiony drzwi. Uśmiechnęłam się do niego.
- Mówiłam ci, że mnie zobaczysz rankiem. Wprawdzie nie tak jak mówiłeś, ale staram się, choć w części spełnić twoje marzenie. - powiedziałam, wchodząc i całując go przelotnie. Uśmiechnął się szeroko i zamknął za mną drzwi. Przeszłam do kuchni i zauważyłam już spakowany plecak i inne rzeczy. Westchnęłam.
- Musisz już jechać, prawda? - spytałam.
- Przecież wiesz, że tak. - powiedział, zachodząc mnie od tyłu i przytulając. Oparł swoją ogoloną już brodę tuz przy mojej szyi. - Chociaż wolałbym zostać. Ale pomyśl, będę tam tylko do momentu, w którym ogłoszą skład na Uniwersjadę i wrócę. - powiedział i pocałował mnie w szyję. Puścił mnie i ruszył w stronę butów i zaczął je zakładać.
- A co jak będziesz na tej liście?
Spojrzał na mnie zrezygnowanym, ironicznym wzrokiem.
- Serio? Myślisz, że mnie wybiorą? Proszę Cię... - powiedział, wiążąc buty.
Podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach, objęłam go.
- Myślę, że mój chłopak jest genialny w tym, co robi i wkrótce wszyscy to zauważą. - powiedziałam i pocałowałam go w usta. Przytulił mnie mocniej do siebie.
- Kocham Cię... - wyszeptał mi we włosy, a mi w gardle stanęła ogromna kula. Mam powiedzieć to samo? A co jeśli nie jestem gotowa, żeby to powiedzieć? Udawać, że nie słyszałam? Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i ponownie go pocałowałam delikatnie.
- Chodź. Ty musisz się już zapakować, a ja zaraz muszę lecieć do szkoły. - stwierdziłam i lekko pociągnęłam go za dłoń, po tym jak wydostałam się z jego objęć. Myślałam, że pójdzie za mną, ale on przyciągnął mnie z powrotem do siebie, spojrzał na mnie poważnie.
- Aga. Chciałbym coś od ciebie usłyszeć...
- Och, no dobra. Jesteś najprzystojniejszym siatkarzem w kraju... - powiedziałam, przewracając oczami i szczerząc się do niego jak jakaś hotka (którą nie jestem, a on nie jest na tyle znany, żeby z nimi obcować).
- Tylko w kraju? - popatrzył na mnie z drwiącą i udawaną zazdrością. Wybuchliśmy razem śmiechem i wyszliśmy przed dom. Wspólnie zapakowaliśmy go do jego audi.
- Boże... - westchnął zaczesując palcami włosy do tyłu, a ja tylko uniosłam pytająco prawą brew. - Już za tobą tęsknię. - powiedział, pokazując swoją kolekcję białych zębów.
- Oooo... Skarbie, ja za tobą też. - podeszłam do niego i dałam mu całusa, po czym wtuliłam się w niego.
- Aguś? - szepnął w moje włosy.
- Hmm? - wymruczałam w jego klatkę piersiową. Nie chciałam go wypuszczać z rąk. Nie chciałam, żeby gdziekolwiek jechał. Szczególnie teraz, gdy wszystko jest we mnie takie niestabilne, kiedy nie umiem już zwierzać się dziewczynom i jeszcze teksty i sugestie wychowawczyni, nie mówiąc o Maksie. Nawet nie wiedziałam, kiedy łzy pociekły mi z oczu. Nie powinnam mu tego robić tuż przed wyjazdem.
- Hej, spójrz na mnie kochanie. - poprosił, unosząc lekko moją brodę i ocierając moje łzy. - Co się dzieje? Chodzi o wczoraj? Skrzywdziłem cię? Powiedz mi, hej…
- Nie... - odpowiedziałam, lekko śmiejąc się. - Co ty wygadujesz? Po prostu nie wiem jak ja tutaj przetrwam bez ciebie. - stwierdziłam, już samodzielnie osuszając swoje policzki. Przyciągnął mnie do siebie i spojrzał w oczy, w których znalazł potwierdzenie moich słów. Pocałował mnie w policzek i przytulił jeszcze przez chwilę. - A tak poza tym, wczoraj było idealnie. - wyszeptałam w jego szyję, na co on się roześmiał. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, a on spojrzał na mnie poważnie.
- Skoro mówisz, że będzie ci tak ciężko...- zaczął i lekko westchnął. Widziałam, że nie wie jak dobrać słowa. - W sumie nie tak chciałem to powiedzieć, źle zacząłem. Chodzi o to... To znaczy wiem, że jest trochę za wcześnie i powinienem spytać o to za jakiś rok albo więcej, dlatego też chcę wiedzieć czy będziesz, chociaż z tego korzystać. Bo wiesz dowiedziałem się od rodziców, że zostają na tej działce już na stałe i mi oddali ten dom. I dlatego też mam dla ciebie to. - powiedział, jąkając się i na koniec wyciągnął pęk kluczy z breloczkiem z moim imieniem.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Let's Be Friends

- Co ty tu robisz Maks? - spytałam z drwiącym uśmieszkiem i założonymi rękoma. A już myślałam, że to koniec atrakcji związanych z jego osobą na dzisiaj. Ten wieczór powinien być idealny. Powinnam wziąć długą kąpiel i myśląc o Bartku położyć się spać, a nie przebywać właśnie z Maksem w moim pokoju. Nie umiałam na niego do tej pory spojrzeć. Jednak milczał zbyt długo, więc podniosłam zaciekawiona wzroki i spojrzałam w jego oczy. Wyglądał tak, jakby przyglądał mi się od dłuższego czasu. Ale najbardziej zaskakujący był wyraz jego twarzy. Był równocześnie drwiący i niepewny siebie oraz jakby lekko zaniepokojony. Podszedł do mnie bliżej, tak, że niemal się stykaliśmy. Spojrzałam na niego z wyczekiwaniem, jakby pragnieniem. Ale pragnieniem czego? Czemu jedyne, o czym myślałam to to, że stoi tak blisko mnie, a mi to nie wystarcza? I co on kombinuje?!
- Ciebie też miło widzieć... - powiedział, zakładając mi za ucho jakiś zbłąkany kosmyk i odsunął się. Przymknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze, w którym nadal unosił się jego hipnotyzujący zapach. Czemu on działa na mnie w ten sposób i tak mocno? Jak jakiś cholerny magnez, który jednocześnie jest otoczony szalejącym ogniem. Wypuściłam powietrze i ponownie spojrzałam na niego. Stał do mnie tyłem i oglądał moje zdjęcia w ramkach. Patrzył właśnie na mnie siedzącą na motorze w pierwszy dzień wiosny. Mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego dnia, gdy Bartek przyjechał do skate parku pięć minut po tym jak powiedziałam mu o moich, Ewy, Nory, Magdy i Papiera wagarach. Ten ostatni nierozłączny z swoją lustrzanką robił nam wszystkim zdjęcia, wyszło ich w sumie po 100 na łebka i jakieś 300 innych. Świetnie się wtedy bawiliśmy. Poznali też wtedy Bartka...
- Jesteś z nim szczęśliwa, prawda? - powiedział, zwracając się do mnie z zdjęciem, przedstawiającym mnie siedzącą na motorze i dającą buziaka Bartkowi, który stał oparty o maszynę z założonymi rękoma i niesamowicie uśmiechał się. Spojrzałam w zasmucone, niemal zrezygnowane oczy Maksa.
- Owszem, jestem. - odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, gdy chwilę po tym jak usiadł na kanapie, a Filemon wpakował mu się na kolana. Lekko przeczesał czarną sierść mojego kota. - Jednak ty nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie...
Przestał bawić się z moim kotkiem i spojrzał na mnie zdziwiony, jakby pytając, o co mi chodzi. Westchnęłam i usiadłam na fotelu na przeciwko niego.
- Dlaczego tu przyjechałeś Maks? - spytałam ponownie, bez przerwy patrząc mu w oczy.
- Po prostu chciałem odwiedzić znajomą, z którą nie miałem szansy dzisiaj porozmawiać choćby przez moment. - powiedział, zdejmując Filemona z kolan i patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. - A tak szczerze to mam nadzieję na ocieplenie naszych stosunków, że się tak wyrażę. To znaczy mam nadzieję, że zapomnimy o wszystkim, co się zdarzyło i będziemy mogli od czasu do czasu zobaczyć się jak inni zwyczajni znajomi. Kiedyś może nawet zaprzyjaźnić. Pytanie tylko, jakie zdanie na ten temat masz ty...
Wciągnęłam ponownie głęboko powietrze. Nie byłam gotowa na tą rozmowę, nie byłam w ogóle gotowa na Maksa w moim pokoju, w dodatku na takiego, który jest pokojowo nastawiony. Co miałam mu odpowiedzieć? "Tak, jasne, zostańmy przyjaciółmi."? Spojrzałam na niego pytająco z dużą dozą niepewności i poszukiwania ironii.


- Nie mów mi tylko, że nadal żywisz do mnie urazę. W końcu minęło tyle czasu…- stwierdził, patrząc mi prostu w oczy.
- Tak. Minęło dużo czasu. I nie żywię do ciebie żadnej już urazy, chociaż niczego nie zapomniałam. Maks…. – westchnęłam. – Po prostu trudno mi się pozytywnie na ciebie nastawić, mimo że bym chciała. Trudno mi uwierzyć w to, co mówisz… - odpowiedziałam mu, ciągle patrząc w jego oczy. Zabolały go moje słowa, chociaż nie miałam zamiaru go w ten sposób zranić. Nie odzywał się i odwrócił ode mnie wzrok. Nie pomyślałabym nigdy, że i mnie to zaboli. – Możliwe, że zwyczajnie nie jestem gotowa na rozmowę z tobą. Wróciłeś tak nagle, niespodziewanie. Ludzie mówili, że zostajesz tam na zawsze, albo na dłuższy czas….
- Bo tak miało być. – przerwał mi.
- Ale ty wróciłeś. – stwierdziłam. Spojrzał na mnie zrezygnowany, całą objechał wzrokiem, aż napotkał moje oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- Masz rację, nie jesteśmy gotowi na tą rozmowę. Nawet ja, chociaż myślałem, że jest odwrotnie. Chciałem ci coś powiedzieć, ale nie będzie to dla nas teraz dobre. Dlatego też podtrzymuję moją prośbę, o której wspomniałem wcześniej.- podszedł do mnie i nachylił się. – Ale mogę cię tylko prosić o zastanowienie się, chociaż mam nadzieję, że możemy się spotykać mimo wszystko, tym bardziej, że widywać się będziemy teraz niemalże codziennie. Przemyśl to. – pocałował mnie w policzek. – Proszę.
I wyszedł. Zostawił mnie taką oniemiałą. Co oznaczało to, że będziemy się teraz widywać niemalże codziennie? Przymknęłam oczy, czując jak policzek mnie pali od jego pocałunku.
- Co tu robił Maks?! – spytał oskarżająco mój brat, wchodząc do mojego pokoju. – Czemu spotkałem go, wchodząc do domu?
Spojrzałam na niego zmęczona i zrezygnowana. Nie miałam już na to siły. Nawet nie chciało mi się zastanawiać, jakie to wizje miał Kacper co do wizyty Maksa.

- Wypił herbatę i zjadł trzy ciastka. – powiedziałam tylko i zebrałam szklanki oraz talerzyk z ciastkami na tacę i zaniosłam je do kuchni.