Instagram Tweetnij

niedziela, 8 września 2013

Am I waiting for... What?

Minęły dwa tygodnie, więc do końca roku pozostał tydzień i jeszcze jutrzejszy piątek, czyli dzień, na który czekają chyba wszyscy znajomi, znajomi znajomych i inni, impreza Marka. Szczerze nie wiem, co jest w nich takiego, ale każdy chce się na nich znaleźć, bo... Nie. To jest zupełnie nie do określenia, to, co się tam dzieje, jak świetnie wszystko wychodzi i jakie wspomnienia się nabywa. Jest coś szczególnego w samym gospodarzu, ale jego imprezy zawsze przewyższają oczekiwania. A ta miała być naprawdę wyjątkowa, bo mimo urodzin w listopadzie Marek postanowił zrobić osiemnastkę przed zakończeniem roku. Czekaliśmy na nią od jego ostatnich urodzin, od tamtej pory nie zrobił żadnej i nie mogliśmy się doczekać. Tym razem wynajął jakiś klub na Piotrkowskiej, sama nie wiedziałam dokładnie, który to, ale na szczęście nie miałam być sama, Bartek wiedział, gdzie to jest, miał wrócić specjalnie dla mnie, żebyśmy mogli iść tam razem. Po za tym szli tam chyba wszyscy, których znałam, albo kojarzyłam i wielu innych... a przynajmniej takie chodziły plotki.
Te dwa tygodnie zleciały niewiarygodnie szybko. Ostatnie poprawianie ocen, ogarnięcie klasy z kwiatami i w ogóle. Nie było łatwo, szczególnie, że Bartek siedział w Spale i rzadko dzwonił do mnie. Ale nie narzekałam, często spotykałam się z dziewczynami oraz Piotrkiem, i niemalże codziennie z Maksem. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę umiała z nim tak swobodnie rozmawiać i spędzać czas. Myślę, że się do niego w pewien sposób przekonałam, on chyba naprawdę się zmienił. Nie ważne, ale te dwa tygodnie. Mogę spokojnie powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy, coś w rodzaju tego, co mam z Papierem, tyle, że inna przeszłość.
Wróciłam pełna takich rozmyślań do domu. Zjadłam lekki obiad i zajrzałam do szafy, żeby przygotować coś na jutrzejszą imprezę. W momencie, w którym przymierzyłam nowo uszytą czarną sukienkę o zakładanym dekolcie i rozkloszowanym dołem, nie za krótką, nie za długą, zadzwonił mój telefon.
-Halo? - powiedziałam, nawet nie sprawdzając, kto  dzwoni.
- Cześć skarbie... - wymruczał Bartek.
- Kochanie! - wykrzyknęłam. - Już przyjechałeś? To super, może wpadniesz do mnie? - rozgadałam się na całego, ale on mi przerwał.
- Właśnie, dlatego dzwonię...- powiedział spokojnym, ale zaniepokojonym tonem. - Nie będzie mnie jutro, nie mogę... Przepraszam, wiem jak zależało ci na tym... - mówił ściszonym, przepraszającym głosem.
Zamilkłam, nie wiedziałam, co mu powiedzieć i bądź co bądź zrobiło mi się przykro, że nie pójdziemy. Tak długo się na to szykowaliśmy i nawet często o tym rozmawialiśmy, a teraz mi mówił, że nic z tego. Odetchnęłam spokojnie i przejrzałam się jeszcze raz w lustrze. Taka wystrojona, podobałaby się mu ta sukienka, z resztą to przecież dla niego.
- Och. No okej, trudno. Może następnym razem... - powiedziałam, nie potrafiąc ukryć rozczarowania w głosie, mimo, że próbowałam. Przecież ani ja, ani on nic nie mogliśmy na to poradzić.
- Tak następnym razem. - stwierdził cicho. - Nie gniewasz się? W końcu tyle czekaliśmy na tą imprezę....
- Nie no, co ty! Przecież to nie twoja wina... A co się dokładnie stało? - spytałam, w końcu musiał być jakiś powód.
- Możliwe, że dostanę się do składu, który jedzie na uniwersjadę i wolałbym zostać, powalczyć, o co nieco. - mówił zmęczonym głosem. Był wykończony ciągłymi treningami, ale i tak zadzwonił, chociaż najchętniej już by dawno spał.- Obiecaj mi coś. - powiedział już ożywiony. - Pójdziesz na tą imprezę i będziesz się świetnie bawiła, dobrze?
Milczałam przez dobrą chwilkę. Chciałam iść na tą imprezę, ale bez niego będę się czuła jakoś nie tak, tym bardziej, że oboje na nią czekaliśmy. Nie potrafiłam sobie teraz wyobrazić, że idę sama, mimo, że będzie tam wielu znajomych, ale sama.
- Nieee... Bez ciebie to już nie tak samo. - wymamrotałam coraz bardziej smutna i zrezygnowana. Teraz jeszcze bardziej niż zwykle odczuwałam jego nieobecność. Łzy napłynęły mi do oczu, a kula stanęła w gardle, nie mogłam się wysłowić, ani opanować.
- Masz iść. - powiedział i westchnął głębiej.- Wolałbym, żebyś poszła.
Przełknęłam jakimś cudem to coś, co mi utknęło w gardle i wymamrotałam.
- Okej, zobaczę jak to będzie, nie obiecuję niczego w każdym razie.
- W porządku, jak chcesz. Jeśli jednak się wybierzesz, życzę ci miłej zabawy.- zamilkł na chwilę. - To do zobaczenia na zakończenie roku. Kocham cię. Pa pa.
Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nic się z nich nie wydostało, więc rozłączyłam się. Wiem, że nie powinnam była, ale jakoś tak wyszło. Opadłam na łóżko w sukience, a łzy leciały mi dalej, sama nawet nie wiedziałam, dlaczego. Ale ja tak strasznie za nim tęskniłam, tak bardzo...
A telefon znów zadzwonił.
- Bartek? - zapytałam płaczliwym już głosem, licząc, że znowu go usłyszę.
- Niestety, to tylko ja. - odpowiedział Maks lekko zmartwionym głosem. - Coś się stało, Aga? -spytał.
Odetchnęłam głębiej i otarłam oczy lewą dłonią. Roześmiałam się lekko.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu przed chwilą rozmawiałam z Bartkiem i jakoś tak się troszkę rozczuliłam, z resztą nie ważne. - wyrzuciłam z siebie, ogarnęłam jakoś swoje myśli i zapytałam. - A co tam u ciebie? Coś chciałeś?
- Yyy... Tak tylko dzwoniłem... Gotowa na jutrzejszą imprezę? – spytał, nucąc jakąś melodię w międzyczasie.
- Nie idę.... - stwierdziłam tylko, a on zamilkł momentalnie.
- Jak to? - spytał oburzony. - Jak to nie idziesz?
- No nie idę. Wiesz Bartek nie przyjeżdża i.... Jakoś nie mam już ochoty, żeby iść. - mówiłam smutnym i znudzonym lekko głosem. 
- Chyba sobie żartujesz! - wykrzyknął do telefonu. - Okej, zrobimy tak. Ty jutro wracasz grzecznie ze szkoły, szykujesz się, a ja po ciebie przyjeżdżam o w pół do ósmej i jedziemy razem. I nie chcę słyszeć, żadnych „ale!”.
- Nie będziesz mógł pić. - stwierdziłam tylko.
- A od czego jest "Biba taxi"?! - wyparował.- Z resztą będziesz pod moją opieką i nie powinienem pić.
- To ja nie jadę, jak nie będę miała, z kim pić. - powiedziałam.
- Jedziesz, jedziesz. Później ustalimy jak to będzie. Do jutra. - powiedział szybko i rozłączył się.
Świetnie. Więc nawet poużalać się nad sobą nie mogę. Wstałam i zdjęłam z siebie ta sukienkę. Włożyłam ją z powrotem na dno szafy i wyciągnęłam czerwoną z dekoltem kwadratowym i kloszem do połowy uda. Czarna jest dla Bartka, więc nie tym razem. Naszykowałam czarne szpilki z czerwoną podeszwą i poszłam szykować się do snu, czując mimo wszystko lekkie podniecenie na myśl o jutrzejszym dniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz