Minęły dwa tygodnie, więc do końca roku pozostał tydzień
i jeszcze jutrzejszy piątek, czyli dzień, na który czekają chyba wszyscy
znajomi, znajomi znajomych i inni, impreza Marka. Szczerze nie wiem, co jest w
nich takiego, ale każdy chce się na nich znaleźć, bo... Nie. To jest zupełnie
nie do określenia, to, co się tam dzieje, jak świetnie wszystko wychodzi i
jakie wspomnienia się nabywa. Jest coś szczególnego w samym gospodarzu, ale
jego imprezy zawsze przewyższają oczekiwania. A ta miała być naprawdę wyjątkowa,
bo mimo urodzin w listopadzie Marek postanowił zrobić osiemnastkę przed
zakończeniem roku. Czekaliśmy na nią od jego ostatnich urodzin, od tamtej pory
nie zrobił żadnej i nie mogliśmy się doczekać. Tym razem wynajął jakiś klub na
Piotrkowskiej, sama nie wiedziałam dokładnie, który to, ale na szczęście nie
miałam być sama, Bartek wiedział, gdzie to jest, miał wrócić specjalnie dla
mnie, żebyśmy mogli iść tam razem. Po za tym szli tam chyba wszyscy,
których znałam, albo kojarzyłam i wielu innych... a przynajmniej takie chodziły
plotki.
Te dwa tygodnie zleciały niewiarygodnie szybko. Ostatnie
poprawianie ocen, ogarnięcie klasy z kwiatami i w ogóle. Nie było łatwo,
szczególnie, że Bartek siedział w Spale i rzadko dzwonił do mnie. Ale nie
narzekałam, często spotykałam się z dziewczynami oraz Piotrkiem, i niemalże
codziennie z Maksem. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę umiała z nim
tak swobodnie rozmawiać i spędzać czas. Myślę, że się do niego w pewien sposób
przekonałam, on chyba naprawdę się zmienił. Nie ważne, ale te dwa tygodnie.
Mogę spokojnie powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy, coś w rodzaju tego, co mam
z Papierem, tyle, że inna przeszłość.
Wróciłam pełna takich rozmyślań do domu. Zjadłam lekki
obiad i zajrzałam do szafy, żeby przygotować coś na jutrzejszą imprezę. W
momencie, w którym przymierzyłam nowo uszytą czarną sukienkę o zakładanym
dekolcie i rozkloszowanym dołem, nie za krótką, nie za długą, zadzwonił mój
telefon.
-Halo? - powiedziałam, nawet nie sprawdzając, kto
dzwoni.
- Cześć skarbie... - wymruczał Bartek.
- Kochanie! - wykrzyknęłam. - Już przyjechałeś? To super,
może wpadniesz do mnie? - rozgadałam się na całego, ale on mi przerwał.
- Właśnie, dlatego dzwonię...- powiedział spokojnym, ale
zaniepokojonym tonem. - Nie będzie mnie jutro, nie mogę... Przepraszam, wiem
jak zależało ci na tym... - mówił ściszonym, przepraszającym głosem.
Zamilkłam, nie wiedziałam, co mu powiedzieć i bądź co
bądź zrobiło mi się przykro, że nie pójdziemy. Tak długo się na to szykowaliśmy
i nawet często o tym rozmawialiśmy, a teraz mi mówił, że nic z tego.
Odetchnęłam spokojnie i przejrzałam się jeszcze raz w lustrze. Taka wystrojona,
podobałaby się mu ta sukienka, z resztą to przecież dla niego.
- Och. No okej, trudno. Może następnym razem... -
powiedziałam, nie potrafiąc ukryć rozczarowania w głosie, mimo, że próbowałam.
Przecież ani ja, ani on nic nie mogliśmy na to poradzić.
- Tak następnym razem. - stwierdził cicho. - Nie gniewasz
się? W końcu tyle czekaliśmy na tą imprezę....
- Nie no, co ty! Przecież to nie twoja wina... A co się
dokładnie stało? - spytałam, w końcu musiał być jakiś powód.
- Możliwe, że dostanę się do składu, który jedzie na
uniwersjadę i wolałbym zostać, powalczyć, o co nieco. - mówił zmęczonym głosem.
Był wykończony ciągłymi treningami, ale i tak zadzwonił, chociaż najchętniej
już by dawno spał.- Obiecaj mi coś. - powiedział już ożywiony. - Pójdziesz na
tą imprezę i będziesz się świetnie bawiła, dobrze?
Milczałam przez dobrą chwilkę. Chciałam iść na tą imprezę,
ale bez niego będę się czuła jakoś nie tak, tym bardziej, że oboje na nią
czekaliśmy. Nie potrafiłam sobie teraz wyobrazić, że idę sama, mimo, że będzie
tam wielu znajomych, ale sama.
- Nieee... Bez ciebie to już nie tak samo. - wymamrotałam
coraz bardziej smutna i zrezygnowana. Teraz jeszcze bardziej niż zwykle
odczuwałam jego nieobecność. Łzy napłynęły mi do oczu, a kula stanęła w gardle,
nie mogłam się wysłowić, ani opanować.
- Masz iść. - powiedział i westchnął głębiej.- Wolałbym,
żebyś poszła.
Przełknęłam jakimś cudem to coś, co mi utknęło w gardle i
wymamrotałam.
- Okej, zobaczę jak to będzie, nie obiecuję niczego w
każdym razie.
- W porządku, jak chcesz. Jeśli jednak się wybierzesz,
życzę ci miłej zabawy.- zamilkł na chwilę. - To do zobaczenia na zakończenie
roku. Kocham cię. Pa pa.
Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nic się z
nich nie wydostało, więc rozłączyłam się. Wiem, że nie powinnam była, ale jakoś
tak wyszło. Opadłam na łóżko w sukience, a łzy leciały mi dalej, sama nawet nie
wiedziałam, dlaczego. Ale ja tak strasznie za nim tęskniłam, tak bardzo...
A telefon znów zadzwonił.
- Bartek? - zapytałam płaczliwym już głosem, licząc, że
znowu go usłyszę.
- Niestety, to tylko ja. - odpowiedział Maks lekko
zmartwionym głosem. - Coś się stało, Aga? -spytał.
Odetchnęłam głębiej i otarłam oczy lewą dłonią.
Roześmiałam się lekko.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu przed chwilą
rozmawiałam z Bartkiem i jakoś tak się troszkę rozczuliłam, z resztą nie ważne.
- wyrzuciłam z siebie, ogarnęłam jakoś swoje myśli i zapytałam. - A co tam u
ciebie? Coś chciałeś?
- Yyy... Tak tylko dzwoniłem... Gotowa na jutrzejszą
imprezę? – spytał, nucąc jakąś melodię w międzyczasie.
- Nie idę.... - stwierdziłam tylko, a on zamilkł
momentalnie.
- Jak to? - spytał oburzony. - Jak to nie idziesz?
- No nie idę. Wiesz Bartek nie przyjeżdża i.... Jakoś nie
mam już ochoty, żeby iść. - mówiłam smutnym i znudzonym lekko głosem.
- Chyba sobie żartujesz! - wykrzyknął do telefonu. -
Okej, zrobimy tak. Ty jutro wracasz grzecznie ze szkoły, szykujesz się, a ja po
ciebie przyjeżdżam o w pół do ósmej i jedziemy razem. I nie chcę słyszeć,
żadnych „ale!”.
- Nie będziesz mógł pić. - stwierdziłam tylko.
- A od czego jest "Biba taxi"?! - wyparował.- Z
resztą będziesz pod moją opieką i nie powinienem pić.
- To ja nie jadę, jak nie będę miała, z kim pić. -
powiedziałam.
- Jedziesz, jedziesz. Później ustalimy jak to będzie. Do
jutra. - powiedział szybko i rozłączył się.
Świetnie. Więc nawet poużalać się nad sobą nie mogę.
Wstałam i zdjęłam z siebie ta sukienkę. Włożyłam ją z powrotem na dno szafy i
wyciągnęłam czerwoną z dekoltem kwadratowym i kloszem do połowy uda. Czarna
jest dla Bartka, więc nie tym razem. Naszykowałam czarne szpilki z czerwoną
podeszwą i poszłam szykować się do snu, czując mimo wszystko lekkie podniecenie
na myśl o jutrzejszym dniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz