Instagram Tweetnij

sobota, 28 września 2013

Dreams before tomorrow

Podszedł do mnie i delikatnie mnie objął. Nigdy wcześniej nie czułam się tak pewnie i bezpiecznie, wiedziałam, że czuje do mnie to samo co ja do niego. Kołysaliśmy się powoli do piosenki lecącej z głośników. Było właśnie tak jak sobie wyobrażałam, zaskoczył mnie tym przyjazdem. Miało go nie być. Ale mimo wszystko jest tutaj... Ze mną. I to jest najważniejsze. Cały czas byłam odwrócona do niego tyłem, gdy zniżył swoją głowę do mojego ucha i wyszeptał.
- Kocham cię Aga...
- Ja ciebie też kocham Maks- powiedziałam lekko i odwróciłam się, żeby złożyć delikatny pocałunek na jego ustach....

***

Obudziłam się, gwałtownie wciągając powietrze i siadając. To był tylko sen, głupie mary nocne, nic więcej, zupełnie. To nie ma żadnego znaczenia, bo przecież jestem z Bartkiem i go kocham... Chyba. Ale na pewno ten sen nie miał nic związanego z rzeczywistością.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam u siebie w łóżku i byłą jeszcze noc. Spojrzałam na telefon, żeby sprawdzić godzinę: 4.45. Cholera! Wcześnie, bardzo wcześnie, a ja już na pewno nie zasnę. Opadłam z powrotem na poduszki i zaczęłam myśleć.
Bartka nie ma już od ponad miesiąca, w prawdzie wpadł na dzień, ale to za krótko, żeby oddzielać od siebie cały okres, a teraz będzie tam jeszcze dłużej... A ja spędzam mnóstwo czasu ze znajomymi, a tak naprawdę z jednym znajomym: Maksem. skrzywiłam się na wspomnienie snu. Czemu za każdym razem, gdy zaczynam sobie układać życie i wszystko idzie niemalże po mojej myśli, on musi się pojawić i wszystko spieprzyć. Wstałam wściekła na siebie i trochę na Maksa. Usiadłam przy komputerze i weszłam na facebook'a, było już koło piątej więc nie będzie to nikomu przeszkadzać, puściłam płytę Lany Del Rey najciszej jak się dało i poszłam zrobić sobie śniadanie. Usmażyłam jajecznicę na maśle, skroiłam pomidora i zaparzyłam herbatę. Ale ciągle nie mogłam się uwolnić od myśli o tym cholernym śnie. Usiadłam z śniadaniem przed komputerem i poczytałam komentarze do zdjęć Papiera na których Kawa pozowała w moich ciuchach. Od razu przyszła mi na myśl jego matka. Ostatnio jak z nią rozmawiałam, powiedziała, że mam potencjał, ale musiałabym się skupić tylko na tym i nie rozpraszać się niczym innym, a widzi, że mam trochę więcej problemów na głowie niż zwykle, więc dała mi wolne do połowy sierpnia. Fajnie, że od połowy będzie mnie potrzebowała, kiedy jest najwięcej roboty z kolekcją na sezon jesień/zima. Ogólnie jest spoko, ale przeraża mnie to, że chce żebym chodziła w jej ciuchach po wybiegu, jak jakaś, kurwa, modelka. A o nich to nawet nie chcę wspominać, są tak puste i .... ugh... w ogóle są beznadziejne. Nie lubię z nimi pracować, jak większość normalnych ludzi, ale cóż, na jakimś żywym wieszaku trzeba zaprezentować ubrania.
Siedząc tak, nabuzowałam się na cały chyba tydzień. Wyłączyłam komputer i odwróciłam się, spojrzałam na ubrania, które przygotowałam na wieczór. A może nie powinnam iść, a ten sen to było ostrzeżenie... Nie bez przesady, przecież nie będę tam sama.... Ale będzie tyle ludzi, że można powiedzieć, że będę sama... z Maksem. Właśnie sobie przypomniałam, że to z nim idę na ta imprezę. pokręciła tylko głową na myśl w co mogę się wpakować i poszłam wyszykować się do szkoły.
Cały dzień zastanawiałam się co mam zrobić, żeby niczego nie odjebać... I nie wymyśliłam niczego ciekawego. Wiedziałam, że nie wymigam się od tej imprezy, ale mogę się na nią udać z kim innym i unikać Maksa przez cały wieczór... Właśnie taki miałam plan, więc zadzwoniłam do niego.
- Halo? - odebrał telefon.
- Hej! To ja...- powiedziałam, po czym zorientowałam się, że pewnie nie ma telefonu mojej matki i nie wie kto dzwoni. - To znaczy... yyy... Aga. Sorry, dzwonię z telefonu mamy, bo nie mam kasy na koncie.
- No hej...
- Słuchaj, ja zaraz jadę do Kawy i z nią zabiorę się do Marka, więc nasz wczorajszy plan nie wypali, dobrze?- powiedziałam niepewnym głosem, który pewnie uznał za zatroskanie.
- No spoko, chociaż miałem nadzieję, że pogadamy trochę w czasie jazdy, booo... yyy.... no, po prostu muszę z tobą pogadać. - wypalił na koniec, a mi żołądek podszedł do gardła, o czym on chciał ze mną rozmawiać do cholery?!
- A o czym? - wypowiedziałam lekko piskliwym głosem.
- To nie jest rozmowa na telefon. Widzimy się u Marka. Pa... - i rozłączył się, a ja nie wiedziałam co z sobą począć. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Dzwoniła Nora.
- Gdzie ty do cholery mieszkasz?! - wykrzyczała do telefonu. Uśmiechnęłam się pod nosem, nigdy wcześniej nie musiały do mnie same dojeżdżać i  teraz się zgubiły. Westchnęłam.
- A jesteście chociaż w Amsterfamie? - spytałam.
- Chyba tak...
- Widzisz może las, a na przeciwko niego plażę z molo na takim jeziorkiem?
- Taak...
- To pierwsza w prawo i druga w lewo za tym wszystkim, będę stała na ulicy.
- To pa. - i rozłączyła się.
Zarzuciłam na siebie brązowy kardigan i wyszłam przed dom, kiedy zobaczyłam fioletową skodę Kawy, która gwałtownie skręcała w moją ulicę, co z tego, że jechała po nieutwardzonej drodze... Kto jej dał prawo jazdy? Szczęście, że nie może pić, bo ma jutro o ósmej rano jakieś ważne spotkanie, czy coś, nie wiem. Zaparkowała pod moim domem, a ja ledwo mogłam ją dostrzec od tej chmury kurzu który wzburzyła taką jazdą. Kaszlnęłam delikatnie.
- Hej...- wykaszlałam. - Chodźcie. - powiedziałam i ruszyłam w stronę domu. Poszły za mną, tachając swoje sukienki, buty i inne pierdoły. Zaniosły to wszystko do mojego pokoju i przeszły do kuchni przywitać się z moją mamą.
- Jak tam dziewczynki? Gotowe na dzisiejszy wieczór? - spytała moja mama, a ja jedyne co chciałam zrobić to face palm, ale się powstrzymałam. Uśmiechnęły się do niej ciepło.
- Bardziej już chyba nie będziemy. - stwierdziła Nora, a Kawa jej tylko przytaknęła, potakując głową, bo minutę temu wepchnęła sobie do ust chyba całego pączka. A moja mama tylko się roześmiała i ruszyła w stronę gabinetu.
Usiadłyśmy przy stole, pijąc herbatę, a ona wróciła się na chwilkę.
- Tylko zjedźcie coś przed wszystkim, żeby potem nie było. Zrobiłam wam kolację, jest w lodówce. - upomniała nas i wyszła. Zjadłyśmy i poszłyśmy się szykować.
Nie wiem co je wzięło, ale obie musiały mieć koronę z kłosów z luźnym kokiem, więc miałam pełne ręce roboty, chyba dlatego tez sama nie zdążyłam sobie upiąć włosów i poszłam w rozpuszczonych. Wystrojone ruszyłyśmy do samochodu. Powiedziałam mamie, że wrócę jutro popołudniu, co przyjęła z spokojem i obojętnością. To było dziwne i podejrzane, ale postanowiłam się nad tym nie zastanawiać. Jechałyśmy na imprezę roku....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz