Instagram Tweetnij

piątek, 25 lipca 2014

Broken or not

Tak dawno już nie słyszała tego dźwięku, że niemal o nim zapomniała, ale on nie zapomniał o niej. Spóźnij się w prawdzie jakieś pięć minut, ale nie zapomniał.
Chciał znów ją przytulić i już nigdy nie puścić. Nie widzieli się dwa tygodnie, ale wczorajsza rozmowa niezwykle dała mu do myślenia. Za nic nie chciał stracić Agnieszki. Ale jej ostatnie rozmowy z nim były zbyt chłodne, jakby nie widzieli się z cztery miesiące, co najmniej, a nie dwa tygodnie. Miał nadzieję, że to tylko jeden z jej gorszych dni, ale czuł, że to nie prawda.
Spóźnił się pięć minut, więc gdy już był na parkingu przed jej szkołą tłum powoli się rozchodził. Wjeżdżając minął samochód tego chłopaka, którego poznał dnia, gdy chciał zrobić Agnieszce niespodziankę. Bartek i Maks zmierzyli się spojrzeniami.
Bartek nie umiał określić tego faceta, miał się, czym przejmować czy mógł go zignorować? Tego nie wiedział i zaczynało go to martwić. Agnieszka patrzyła na Maksa w sposób, jaki patrzą alergicy na czekoladę. Wiedzą, że mogą umrzeć, ale i tak chcą spróbować. I to chyba najbardziej denerwowało Bartka. Wiedział, że nic nie może na to poradzić, ale za żadne skarby nie chciał jej stracić.
Jednakże najważniejsze pytanie to, czy ten przeklęty gościu jest zainteresowany Agą bardziej niż przeciętny facet, z którym chodzi do jednej klasy. Jeśli tak, to czy ma jakieś szanse. A jeśli nie, to czy Agnieszka coś czuje do tamtego. Myśli o niej i Maksie rozsadzały czaszkę Bartkowi. Ledwo zauważył, że znajomi Agi są jeszcze przed szkołą.
Ewa Kawa do niego pomachała. Zatrzymał motor koło nich i zdjął kask. Uśmiechnął się najlepiej jak umiał. Nic na to nie mógł poradzić, uwielbiał, gdy podobał się dziewczynom, nawet one nie musiały podobać się jemu. W sumie nigdy się nie podobały, Aga była pierwszą, na którą tak naprawdę zwrócił uwagę. Jego poprzednie dwa dłuższe związki polegały jedynie na podobnych zainteresowaniach i wyglądzie. Gdy spotkał się z tymi dziewczynami jakieś dwa miesiące temu, czyli podczas związku z Agą, nie mógł uwierzyć, że wytrzymał z którąkolwiek dłużej niż pięć minut gadania. Agnieszka była inna. Oczywiście była piękna i urocza. Ale zakochał się w jej głosie i spojrzeniu, nad którym nie umiała panować. Ta mieszanka szyderstwa, drwiny i potępienia była zniewalająca.
Pamiętał dokładnie chwilę, w której zorientował się, że Agnieszka istnieje. To był koniec pierwszego miesiąca rozgrywek drugoligowych. Mecz z ważnym przeciwnikiem i konieczność najwyższej koncentracji. Był w pierwszej szóstce zespołu. Zawodników przedstawił już ostatni raz w tym sezonie prezes klubu, w którym Bartek grał na przyjęciu. Następnym razem miała to robić już Aga. Ale już tego dnia prezes postanowił przekazać jej pałeczkę i pozwolił podawać wyniki przez mikrofon, oraz nazwiska przy zagrywce oraz inne tego typu sprawy związane z komentatorstwem sportowym. Chyba można to tak nazwać. W każdym razie zawodnicy obu drużyn wyszli już na boisko, sędziowie sprawdzili ustawienia, zagrywkę miała drużyna przeciwna i w tedy po raz pierwszy usłyszał jej głos.
- Mecz rozpocznie zespół z Rzeczycy, na zagrywce środkowy zespołu Michał Krymarys. – popłynęło przez głośniki, a Bartek zamarł i mógł jedynie się wpatrywać we właścicielkę tego cudu. Był tak osłupiały, że nie usłyszał gwizdka, po którym rozpoczął się mecz i poleciała pierwsza zagrywka. Nawet piłki nie zauważył, pewnie właśnie, dlatego dostał prosto w głowę i nawet się nie bronił. Co jak co, ale krzyk trenera Florczyka niemal od razu go obudził, choć zdezorientowany spojrzał na niego nieobecnym spojrzeniem, gdy tamten jeszcze krzyczał. Od razu zdjął go z boiska i posłał na ławkę, nadal wykrzykując coś o ważnych momentach i skupieniu potrzebnym do wygranej tego meczu. Bartek prawie go nie słuchał, wiedział, że lepiej się nie odzywać i przeprosić za pięć minut, niż odezwać się teraz i siedzieć w kwadracie przez pół sezonu. Spojrzał wtedy na tą dziewczynę przy pulpicie sędziowskim i przyjrzał się jej dokładniej. Gdy tylko na niego spojrzała, posłał jej swój najlepszy uśmiech, który, miał nadzieję, odwzajemni. Nie zrobiła tego, posłała mu tylko swoje spojrzenie z rodzaju „Jesteś idiotą.” i z powrotem przyglądała się meczowi. Ale już po pięciu sekundach na jej twarzy wykwitł rumieniec i przepiękny uśmiech. Zerknęła na niego, a gdy zorientowała się, że on wciąż jej się przygląda, szybko odwróciła wzrok, rumieniąc się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Bartek uśmiechnął się szeroko, pewny, że i ona zapamięta go na dłużej niż innych chłopaków. Musiał się jeszcze dowiedzieć, kim ona jest…
Ewie zawsze miękły kolana, gdy w okolicy pojawiał się tego typu uśmiech, więc przez chwilę nie wiedziała jak się mówi. Piotrek i Nora zdążyli się już przywitać z Bartkiem, kiedy ona w końcu wykrztusiła coś na powitanie. Uśmiechnęła się do niego i jak najszybciej przytuliła do Papiera, żeby się nie zapomnieć. Może ich układ nie był idealny, ale Kawa nie chciała skrzywdzić Piotrka, mimo wszystko wiele dla niej znaczył.
- Gdzie jest Aga?- spytał prosto z mostu Bartek.
Cała trójka popatrzyła na siebie zakłopotana. Co mieli mu powiedzieć? Czy powinni mu mówić? Nie będzie lepiej jak wszystko wytłumaczy mu Aga? Dziewczynom myśli się jedynie piętrzyły i nie wiedziały, co mają robić, aby nie skłamać i nie zdradzić przyjaciółki. Z wybawieniem przyszedł im Papier.
- Poszła w tamtą stronę, między blokami. Nie była w najlepszym stanie, lepiej, żebyś ją znalazł, zanim Maks to zrobi, bo chyba właśnie, dlatego tak szybko wyjechał.- mówił szybko podenerwowany, bo wolał, żeby to Aga wszystko wyjaśniła Bartkowi, a nie on. Poza tym Piotrek sam nie wiedział, o co poszło Maksowi i Agnieszce, ale nigdy nie słyszał jeszcze jej tak zdenerwowanej, rzucającej takim słownictwem publicznie.
- Dlaczego nie została z wami? – spytał Bartek.- I dlaczego Maks miał by za nią gonić?- co raz bardziej podnosił głos i mrużył oczy.
Piotrek jedynie wzruszył ramionami, a dziewczyny unikały jego wzroku. Papier westchnął ciężko.
- Mówię ci stary ty lepiej ją znajdź i pogadajcie uczciwie, bo może być niewesoło…- stwierdził już tylko mocno zirytowanym głosem. – Znając ją będzie na jakiejś ławce, czy coś…
- Wiem.- rzucił Bartek i szybko założył kask. Jeszcze nigdy nie był tak zdenerwowany, przerażony i wkurzony na Agę. Gdzie ona jest? Co się stało? I dlaczego nawet nie odbiera komórki?
Właśnie mijał jakiś plac zabaw na osiedlu z domkami szeregowymi, gdy ją zauważył. Huśtała się na huśtawce, zupełnie beztroska i zadowolona z życia, ciesząc się wiatrem wkoło niej. Zatrzymał się przed furtką i zdjął kask, wydawała się zupełnie go nie zauważać. Zgasił silnik i wszedł na plac. Powoli podszedł do huśtawki, stanął z boku i przyglądał się jej. Miała zamknięte oczy, uśmiech na twarzy i zaschnięte już łzy na policzkach.
Gdy tylko przystanął, wyczuła czyjś wzrok na sobie, przestała się huśtać i otworzyła oczy. Spojrzała prosto w oczy Bartka i momentalnie wysunęła stopę, aby zatrzymać się od razu. Stanęła i spojrzała jeszcze raz w jego przepastne niebieskie oczy.
- Cześć…- powiedziała cichym głosem, jakby jej ulżyło. Posłała mu uśmiech wyrażający olbrzymią ulgę i szczęście. Ujął jej dłoń i poprowadził do siebie. Przytulił ją do siebie. Tak bardzo za nią tęsknił, tak się bał, że ją stracił. Ale jej zachowanie zaprzeczało wszystkim jego obawom, niemalże zapomniał o uwagach Piotra pięć minut temu. Najważniejsze było to, że trzymał ją w swoich ramionach.
Agnieszka westchnęła głęboko i wciągnęła tak znajomy sobie zapach, dzięki, któremu czuła się zupełnie bezpiecznie i na miejscu.
Bartek przesunął dłonią po policzku Agnieszki, ocierając wyschnięte już łzy i delikatnie ją pocałował. Dziewczyna zarzuciła mu ręce za szyję i przyciągnęła go mocniej do siebie, nigdy nie czuł od niej takiej tęsknoty i pragnienia, jak dziś. Przytulił ją do siebie mocniej, gdy zdyszani lekko się odsunęli od siebie.
- Jak się czujesz?- wyszeptał w jej włosy, ciągle trzymając ją jak najbliżej siebie.
- Teraz już dobrze, na swoim miejscu. – wyszeptała. Lekko odchrząknęła i spojrzała głęboko w jego oczy.- Jestem dokładnie tam, gdzie powinnam i pragnę być. – powiedziała, akcentując każde słowo.
Bartek jedynie przytulił ją jeszcze mocniej, widząc szczerość i czułość w jej oczach.
Trzymał ją tak może parę sekund, gdy poczuł jak Agnieszka lekko się trzęsie od śmiechu.
- Ja też się za tobą stęskniłam, skarbie, ale zaraz mnie udusisz…- wydusiła, ledwo łapiąc oddech przez śmiech i jego silny uścisk.
Wypuścił ją z objęć, ale dalej trzymał ją za rękę. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Jedźmy już do domu…- poprosiła i zaczęli iść w stronę motoru. Bartek pomógł jej wsiąść na motor i założyć kask, usiadł za kierownicą i poczuł jak Agnieszka delikatnie się do niego przysunęła i przytuliła, żeby się przytrzymać podczas jazdy. Tak tęsknił za tym uczuciem.
Uśmiechnięty założył swój kask, uruchomił silnik i odjechali w stronę Amsterfamu.

niedziela, 20 lipca 2014

Again, again, again...

- Przepraszam, namieszałem, choć, Bóg mi świadkiem, nie chciałem. – powiedziałem, ocierając delikatnie łzę z jej policzka. Byłem o jeden skurcz serca od pocałowania jej i wycofania się z wszystkiego, co powiedziałem lub zrobiłem po tym pocałunku w mojej sypialni. Ale to ona podjęła już decyzję, momentalnie poczułem chłodną zmianę w mowie jej ciała. Cofnęła się o krok, a ja zabrałem dłoń z jej policzka. Spojrzała na mnie pustym, chłodnym wzrokiem, którego nie widziałem u niej od gimnazjum, po przypale z Arkiem.
- Jasne. – wychrypiała i odwróciła ode mnie wzrok. – Z resztą… Nie ważne. Masz rację już się nie zobaczymy więcej.- urwała i spojrzała głębiej w moje oczy. – A przynajmniej do września, albo i w ogóle, kto wie…
Odwróciła się i pospiesznie odeszła między bloki.
- Stary, wszystko okej? – podszedł do mnie Lukaning i położył rękę na moim barku.
Spojrzałem na niego tylko i strzepnąłem jego dłoń.
- Jasne. Wszystko w najlepszym porządku. – wycedziłem ostro przez zęby. – A co by miało się dziać?- spytałem, patrząc wyzywająco na niego i pozostałych kumpli. Do cholery z nimi! Ustawiają się jak im każę, a i tak patrzą na nią, jakbym tego nie widział.
- Luz, stary… Po prostu to było nieźle popierdolone… Ta twoja pogadanka z Agą, tak po cichu, tylko do uszek, po tym jak na ciebie nawrzeszczała, tak przy wszystkich. – Lukaning cofnął się o krok z lekko uniesionymi rękoma, patrząc nieufnie w moje oczy i chyba spodziewając się wybuchu. Faktem jest, że od przyjazdu nie miałem żadnego, a teraz byłem ledwie o krok.
Nikt nie powinien się zorientować, że tylko ona prowadzi mnie zawsze na skraj wytrzymałości. Każdy wybuch był w pewien sposób powiązany z Agą. Ale zawsze udało mi się to jakoś ukryć, teraz nie byłoby nawet najmniejszej szansy, żeby się jakoś wyprzeć lub ominąć takie skojarzenie. Musiałem się uspokoić. Natychmiast!
Gdyby tylko nie patrzyli na mnie z taką troską? Litością... Jeszcze bardziej mnie to... denerwowało. Odetchnąłem na tyle głęboko, aby nikt się nie zorientował. Trochę pomogło.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i udałem, że dostałem smsa.
- Sorry chłopaki, ale muszę lecieć...- wydusiłem z siebie w miarę normalnym głosem. Spojrzałem na nich.- Ojciec coś ode mnie chce i mam wracać. Cholerny pan i władca.- wycedziłem, obserwując jak pochłaniają moje kłamstwo i przyjmują jako prawdę.
- No spoko. - odezwał się w końcu Kamil.- Ale będziesz dzisiaj u mnie o w pół do siódmej?- spytał dodatkowo.
- Jasne.- odpowiedziałem, posyłając mu swój wyćwiczony, zdawkowy uśmiech.- Ale nie jestem pewny czy dam rade kupić wszystko i przywieźć. Poradzicie sobie beze mnie?- dodałem, odchodząc w stronę samochodu. Wiedziałem, że nie mają innego wyboru niż sobie "poradzić" beze mnie.
- Tak, jasne...- rzucił Kamil, przeszywając mnie swoim bystrym spojrzeniem. Zawsze miałem wrażenie, że mnie rozgryzł i wie w co gram, ale potem robił, albo mówił coś co odwracało moją uwagę, lub rozwiewało takie myśli.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę. Nie miałem dużo czasu, a musiałem porozmawiać z jedyną osobą której ufałem, bardziej niż komukolwiek innemu, bardziej niż sobie, a wiedziałem, że jest w Łodzi od dosłownie pół godziny...
Znowu musiałem poradzić się co począć z Agą Ingi Amdiff...

środa, 16 lipca 2014

Say "Goodbye, my dear!", say "Hello!"

Ostatni tydzień drugiej klasy minął, a ja nie myślałam o niczym innym jak o Bartku i Maksie. Miałam potężny problem, bo powiedzmy sobie szczerze, kochałam obu, ale zakochana byłam tylko w jednym i to od zawsze...
Wiedziałam o tym przecież od zawsze, że to Maks jest tym jedynym... Czemu więc niepotrzebnie mieszałam się w związek z Bartkiem? Ale przecież wtedy czułam to coś do niego i nadal czuję, jest mi wciąż bliski i potrzebny... Ale to, co się działo w ostatni weekend? Przerosło moje najgorsze koszmary o możliwości nieracjonalnego myślenia i postępowania względem Maksa. Doskonale przecież wiedziałam, że mam do niego słabość i nie powinnam się z nim w ogóle zadawać, rozmawiać, nawet patrzeć na siebie nie powinniśmy... I jeszcze się nie odezwał, a wysłałam mu chyba z tysiąc wiadomości i z milion razy dzwoniłam...
- Niezły pasztet...- powiedziałam, stojąc nad ubraniami wcześniej przygotowanymi na zakończenie roku. Ubrałam się i poszłam na śniadanie.
- Dzień dobry!- przywitałam się z mamą i Kacprem.
- Ceesć!- wydobył z siebie jakiś dźwięk Kacper i włożył większy kawałek kanapki sobie do ust. Serio, czasem zadziwiało m nie ile ten człowiek może w siebie władować. Popatrzyłam na niego przez chwile z obrzydzeniem i usiadłam przy stole.
- Dzień dobry! Kawy czy herbaty? - spytała mama.
- Kawy, jakoś nie mogłam zasnąć w nocy...
- Coś się stało? Jakoś cały tydzień chodziłaś taka markotna...- spytała podając mi kawę i siadając również do śniadania.
- Nie. Tak jakoś wyszło...- wzruszyłam jedynie ramionami i przywołałam uśmiech na usta.- Bartek dzisiaj wraca. - powiedziałam szybko i wpakowałam sobie kanapkę do ust, żeby nie musieć więcej gadać.
- O to fajnie. Zabierasz go na jakąś imprezę? W końcu zakończenie roku... - spytała. A ja tylko pokiwałam głową na potwierdzenie.
Kacper w tym momencie spojrzał na zegarek i zerwał się z miejsca.
- Dobra. Jak nie chcemy się spóźnić to musimy się zbierać… - stwierdził, wychodząc z kuchni.
Za pięć minut wszyscy byliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do Łodzi.
A ja zatopiłam się w myślach o Bartku. Ciekawe, czemu nie chciał mi powiedzieć, o której będzie… I co ma znaczyć ten sms „Niespodzianka. Jeszcze dziś się zobaczymy :*”?!? Muszę się uspokoić, bo inaczej oszaleję i nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie… Przynajmniej znowu z Ingą mam dobry kontakt, może spędzę u niej jakiś tydzień podczas wakacji. Jeszcze się zobaczy…
Dojechaliśmy do szkoły oczywiście w połowie apelu, więc poczekałam na wychowawczą i dopiero wtedy dołączyłam do mojej klasy. Usiadłam z Norą w ostatniej ławce za Kawą i Papierem.
- Co się stało? Czemu nie było cię na apelu?- spytały obie.
- Nic takiego. Po prostu znowu nie mogłam się wyszykować i się spóźniłam. - powiedziałam trochę na odczepnego i rozejrzałam się po klasie. Na drugim jej końcu, tuż przy biurku Tablińskiej siedział Maks z Kamilem i Lukaningiem. Spojrzałam lekko spanikowana na Kawę i Norę. - Co tu robi Maks?- spytałam ciutkę drżącym głosem.
- Zaraz się dowiesz...- powiedziała Nora i oparła się na krześle z skrzywioną miną.
- I nie będziesz zadowolona...- dokończyła Ewka i odwróciła się. Obie zamilkły, a wychowawczyni rozpoczęła swoją pogadankę.
- Witam wszystkich i równocześnie żegnam, bo pora na wakacje, prawda?- lekki śmiech Tablińskiej i paru osób, które to jakimś cudem rzeczywiście rozśmieszyło - Ale do rzeczy, w końcu, każdemu z nas zależy na czasie... Dziękuje wam za ten rok, dziękuję również samorządowi za współpracę... Obyście dobrze wypoczęli w te wakacje, bo w przyszłym roku czeka was wiele pracy... A propos przyszłego roku... Wiem, że to jeszcze nieoficjalne, ale skoro już papiery są złożone i podpisane przez dyrekcję... Chciałabym serdecznie powitać nowego ucznia naszej klasy, Maksa Wirkowskiego. Pomimo zdanej już matury międzynarodowej postanowił...- reszty nie usłyszałam, zatonęłam zaskoczona w przepraszającym spojrzeniu Maksa. Po chwili jednak odwrócił się i już więcej na mnie nie spojrzał.
Jakim prawem?! Jakim prawem teraz ucieka ode mnie wzrokiem?! Czemu nic mi nie powiedział? Przecież, żeby takie sprawy załatwić potrzeba kilka tygodni... 
Byłam tak wściekła, że momentalnie wszelkie inne sprawy wyleciały mi z głowy. Musiałam z nim porozmawiać i szczerze w dupie miałam czy sobie tego życzył czy nie.
Po jakiś 10 min. wypocin Tablińskiej mogliśmy się rozejść. Próbowałam podejść do Maksa, nawet go wołałam, ale w tym momencie przyspieszył. Nie miałam szans go dogonić na tym ciasnym korytarzu, więc poszłam skrótem, żeby być na zewnątrz przed nim. I tak też było, ale wyminął mnie bez słowa. Tego było już za wiele… Nie odzywał się od tygodnia, nic mi nie powiedział, że będzie chodził do tej szkoły… DO MOJEJ KLASY!!! I jeszcze bezczelnie mnie ignorował jak gdyby nigdy nic. Jakby nic się między nami nie wydarzyło…
Dogoniłam go przy parku, więc słyszał, gdy go wołałam. Ale nadal się nie odwracał. Pozostało mi tylko jedno…
- Kurwa, Maks! Ty jebany skurwysynie, odwróć się i porozmawiaj ze mną, a nie unikasz mnie jak jakiś pierdolony tchórz!- wykrzyczałam w jego stronę.
Zatrzymał się już przy swoim imieniu, a odwrócił przy „ty”, jak kończyłam, był o krok ode mnie. Miał rozwścieczony wyraz twarzy… Myślałam, że albo mnie zabije samym wzrokiem, albo ze zwie tak, że się nie pozbieram do końca życia, albo coś innego, co nie przychodziło mi zupełnie do głowy.
- Masz mi coś więcej do powiedzenia? – wysyczał tuż przy mojej twarzy.
Cofnęłam się o krok, przełknęłam ślinę i spojrzałam przepraszająco w jego oczy.
- Naprawdę musiałam cię publicznie wyzywać, żebyś zwrócił na mnie uwagę?- powiedziałam cichutko w jego stronę, zakładając włosy za ucho. Spojrzałam prosto w jego oczy. Westchnął głęboko i rozluźnił się trochę. Schował dłonie w kieszeniach i zapatrzył gdzieś w bok, w park.
- Nie…- westchnął, wciąż na mnie nie patrząc.- Nie musiałaś…- odwrócił głowę w moim kierunku i spojrzał na mnie niechętnie, zupełnie pustym wzrokiem. Unikał mojego spojrzenia bez przerwy.
- Przepraszam…- dodał jeszcze tylko.- Przepraszam, że cię ignorowałem, ale tak będzie nam łatwiej, po wakacjach zobaczymy, na czym stoimy, ale teraz lepiej, żebyśmy się nie widzieli.- powiedział na jednym wydechu. Spojrzał mi prosto w oczy z mocą jakiej się nie spodziewałam. – Mam nadzieję, że to zrozumiesz…- powiedział szorstkim, choć cichym głosem.
Miałam nadzieję, że to jakiś żart. Rozpaczliwie szukałam zaprzeczenia w jego oczach.
-Mówisz serio? – spytałam nieco piskliwym głosem. Zanim zdążył mi odpowiedzieć, ścisnęło mi się gardło i wzrok zmąciły łzy. Odwróciłam głowę w bok, aby ich nie zauważył.
- Tak, mówię serio…- powiedział zduszonym głosem.
- Po prostu świetnie.- wydusiłam z wyrzutem.- Najpierw się mną opiekujesz, później dajesz do myślenia, potem uciekasz i odcinasz się ode mnie… - Nic na to nie poradziłam, łzy pociekły po mojej twarzy, a ja mówiłam co raz ciszej. Wiedziałam, że mam już czerwony i zatkany nos, niewiele brakowało, żeby z niego ciekło. Nigdy nie miałam nic wspólnego z sceną płaczu z filmu. Musiałam się pozbierać natychmiast, albo uciekać, żeby uratować resztkę godności, jaka mi została. W końcu nawet niektórzy nauczyciele się nam przyglądali po tym jak zwróciłam na siebie uwagę…
- Przepraszam, namieszałem, choć, Bóg mi świadkiem, nie chciałem. – powiedział, ocierając delikatnie łzę z mojego policzka. To było takie… dobre i złe, niewłaściwe jednocześnie.
Cofnęłam się o krok i spojrzałam na niego gotowym już pustym wzrokiem.
- Jasne. – wychrypiałam najchłodniej jak się dało. – Z resztą… Nie ważne. Masz rację już się nie zobaczymy więcej.- urwałam i spojrzałam głębiej w jego cudne niebieskie oczy. – A przynajmniej do września, albo i w ogóle, kto wie…

Odwróciłam się najszybciej jak mogłam i pospiesznie, ale odważnie, unikając spojrzeń innych odeszłam między bloki. Przeszłam dwa osiedla, aż znalazłam się na jakimś z szeregowymi domkami. Weszłam na okoliczny plac zabaw, który jakimś cudem był pusty o tej porze. Usiadłam na huśtawce przy drabinkach. Wszystko było takie kolorowe, a dzień tak gorący, chociaż… Nie, było po prostu ciepło. Zaczęłam się huśtać… 

poniedziałek, 30 grudnia 2013

The way we loved each other

Zawsze miałam problemy, które koniec końców łączyły się z facetami lub moimi chorymi ambicjami. Jednak nigdy nie miałam problemów po jakiejkolwiek imprezie, czasem w trakcie, ale nie po. Dlatego też nie wiedziałam co się dzieje, i co zrobiłam tak złego, że Maks się do mnie nawet nie odezwał słowem, aż doszliśmy do tej samej sypialni, z której wyszłam z pół godziny temu.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem nawet na mnie nie patrząc, a ja wciąż byłam przepełniona pytaniami, które się tylko piętrzyły w mojej głowie. Podeszłam do biurka i usiadłam na krześle obok, odłożyłam torbę i spojrzałam na niego. Siedział na brzegu łóżka wsparty łokciami o kolana, ukrywając twarz w dłoniach.
Powinnam się odezwać pierwsza? Czy czekać, aż coś powie? W końcu to on stwierdził, że musimy pogadać. Co z tego, że się z nim zgodziłam?
Potok moich myśli przerwał jego słabo słyszalny głos, o tak miłej mi barwie.
- Aga, Aga, Aga.... I co ja mam z tobą zrobić? - powiedział, patrząc na mnie tymi wielkimi, niebieskimi, roziskrzonymi oczyma.- Wiesz, że nigdy, przenigdy nie przyprowadziłem tu żadnej dziewczyny? Nawet gdy z jakąkolwiek byłem w związku? Dopiero ty mnie zmusiłaś do tego, żebym cię tu zabrał…. Żebym złamał jedną prostą zasadę….- mówił kręcąc głową. Odwróciłam od niego twarz, nie mogłam na niego spojrzeć. Nie chciałam żeby ujrzał w moich oczach całe obrzydzenie, które do siebie poczułam. Już byłam niemalże pewna, że spaliśmy ze sobą. Co się ze mną działo?! Zdradziłam Bartka… Nie, nie miałam nawet prawa teraz o nim myśleć, nawet pobieżnie. Nie byłam warta tego faceta. Nie to co Maks, byliśmy siebie warci, jak się okazało.
Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach. Było mi tak źle, doskonale wiedziałam, że nie mogę być już z Bartkiem, ale nie mogłam również powiedzieć, że przestałam żywić do niego poprzednie uczucia, bo tak nie było.
- Czemu płaczesz?- spytał Maks, delikatnie osuszając mój policzek z ostatniej już płynącej łzy. Pociągnęłam lekko nosem i przeczesałam dłonią włosy, gdy cofnął się lekko, żeby się mi lepiej przyjrzeć. Spojrzałam na niego z bólem i przyjrzałam się mu szukając potwierdzenia moich domysłów. Dokładnie zobaczyłam w nich jedynie troskę i zakłopotanie, oraz udrękę spowodowaną niewiedzą. Musiałam się go o to spytać, prosto z mostu. Zabrałam dłoń z ust i…
- Czy my…- gula stanęła mi w gardle. Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok, odetchnęłam głębiej i spróbowałam jeszcze raz…- Czy…- Cholera!- Czy my spaliśmy ze sobą? W sensie… Czy my u..
- Nie uprawialiśmy seksu, jeśli o to ci chodzi….- odpowiedział szorstko z skrzywioną miną. Odwrócił się u usiadł ponownie na łóżku tym razem plecami do mnie.
W pokoju zaległa niezwykła cisza, taka w jakiej nigdy dotąd nie przebywałam, której człowiek nienawidzi, w której czuje się na tyle niezręcznie, że boi się oddychać. Miałam pustkę w głowie, nie wiedziałam co myśleć, myślałam jedynie o tym, że tym pytaniem i zachowaniem, bardzo go zraniłam. Ale chyba takie było nasze przeznaczenie, ranić się wzajemnie, cierpieć osobno i rozpoczynać nowy dzień z nowymi ranami. Tak to już z nami było, czy tego chcieliśmy, czy nie.
- Maks…- wyszeptałam, zwracając się w jego stronę zatroskana. Nadal siedział do mnie tyłem, nie widziałam nawet jego twarzy. Widziałam jak jego ramiona zaczęły się trząść, jakby ze śmiechu.
- Powiedz mi tylko co jest we mnie takiego odrzucającego, że nie jesteś w stanie nawet o myśleć TYM w związku ze mną. Czemu musiałaś się upić byś mogła mnie pocałować i nie patrzeć na mnie z nienawiścią i gniewem? Co jest ze mną nie tak, że przez to prawie sześć lat nie jesteś w stanie na mnie spojrzeć normalnie…- przerwał. Dopiero teraz widziałam, że to on był bardziej zraniony w tym całym zamieszaniu, że to on nie mógł sobie poradzić i ogarnąć wszystko, że to on bardziej kochał niż ja jego. Musiałam sobie to w końcu powiedzieć, kochałam go… Ale kochałam również Bartka, choć inaczej, może bezpieczniej i pewniej… Jednak w tym momencie nie myślałam o Bartku, całą moją głowę wypełniał Maks i wszystkie uczucia z nim związane.
Siedział na łóż wciąż odwrócony ode mnie z głową spuszczoną w dół. Było mu ciężko i był zmęczony…
- Już mam dość, Aga… Nie mam już siły ciągnąć tego wszystkiego w pojedynkę… Kocham Cię i nie jestem w stanie udawać, że jest inaczej. Wiem, że dla ciebie nie znaczę tyle co ty dla mnie, a wręcz odrzucam cię gdy tylko pomyślisz o mnie w ten szczególny sposób, ale nie… nie mogę już tak dłużej, tym bardziej, że mnie nie chcesz ….- i urwał, chciał coś mówić więcej, ale zauważył mnie kucającą tuż przed nim.
Uniosłam delikatnie jego brodę, tak by spojrzeć w jego oczy pełne bólu…

***
Już prawie powiedziałem jej, że nie powinniśmy się więcej już widzieć, gdy nagle znalazła się przede mną. Delikatnie dotknęła mojej brody i spojrzała cała zszokowana, zatroskana i niedowierzająca w oczy.
- Nigdy nie myślałam, że jesteś odrzucający… - wyszeptała delikatnie, przenosząc wzrok na moje usta i z powrotem na moje oczy.- Wręcz przeciwnie, zawsze mnie do ciebie ciągnie z ogromną siłą…- mówiła szeptem z lekko zachrypłym głosem, zbliżając się do mnie niepewnie i delikatnie musnęła moje usta swoimi…

***
Gdy moje usta zetknęły się z ustami Maksa, znów rozszalał się we mnie ogień którego dawno nie czułam. Gorączka, gdy tylko złączyliśmy się w pełnym pragnienia i pożądania pocałunku. Oboje tego pragnęliśmy, nieważne jak głęboko skrywane było to pragnienie. Dotknęłam jego twarzy, a drugą wplątałam w jego włosy, by tylko przyciągnąć go bliżej. Podniósł się, stawiając i mnie równocześnie na nogi, nie przerywając pocałunku. Przyciągnął mnie bliżej, tak by nie dzieliła nas żadna przestrzeń, nawet najmniejsza. Płomień szalał w nas, stawaliśmy się płomieniem i pragnęliśmy go jedynie ugasić. Rozpiął koszulę, w której byłam i delikatnie ją ze mnie zsunął, gdy próbowałam ściągnąć z niego ten czarny t-shirt. Chwycił mnie i położył na łóżku, powoli zdejmując moją sukienkę, a ja próbowałam rozpiąć jego pasek.
Nagle usłyszałam lekki warkot z jego ust…
-Nie!!!- krzyknął i uderzył pięścią w poduszkę tuż obok mojej głowy. – Nie, nie, nie…- mamrotał później, gdy zszedł z łóżka, ubierając się. Stał odwrócony do mnie tyłem. – Nie możemy tak. Później znienawidziłabyś nie tylko mnie jeszcze bardziej, ale i siebie. Jesteś z Bartkiem i tego się trzymajmy, nie powinniśmy się więcej widywać. Znajdziesz drogę do wyjścia…- stwierdził, wychodząc z pokoju i zamykając drzwi. Nawet na mnie nie spojrzał od pierwszego: NIE.
Leżałam dobre pięć minut i myślałam nad tym co zaszło, gapiąc się w sufit. Czy on naprawdę zamierza urwać kontakt ze mną? Tak po prostu?
Zebrałam się szybko i poszłam go szukać. Przeszukałam cały dom i dopiero w kuchni wpadałam na żywą duszę.
- Nie wie pani gdzie jest Maks?- spytałam jego matki. Odwróciła się do mnie zdziwiona.
- Wyszedł jakieś pięć minut temu. Myślałam, że cię odwiezie…- odpowiedziała.
- Dziękuję…- powiedziałam, wychodząc jak najszybciej z tego domu. Próbowałam do niego zadzwonić, nie odbierał.

Po jakiejś godzinie trafiłam na przystanek i czekałam na 14, która miałam wrócić do domu. Siedząc na przystanku przy zachodzącym w oddali słońcu, nie myślałam o niczym. Pozwoliłam, aby wypełniła mnie pustka. Wsiadłam do tramwaju i zapatrzyłam się w dal. Maks przesłał mi jeszcze wtedy sms :”Proszę nie kontaktuj się ze mną. Tak będzie prościej dla nas obojga. Mogę ci jedynie obiecać, że zobaczymy się jeszcze nie raz… Do zobaczenia :*”. Nie odpisałam…

wtorek, 1 października 2013

Your mother's way of thinking

Ruszyłam za nią pospiesznym krokiem, niemal mi uciekła. Mieli ogromny i piękny dom. Poprowadziła mnie na dół do wielkiej kuchni i wskazała mi stołek barowy przy blacie. Usiadłam posłusznie, a ona zajęła się wyciskaniem soku pomarańczowego i parzeniem kawy. Dziwne mi się zdało, że sama umie zająć się kuchnie i nikt obcy się tu nie kręci. Bo przecież widziałam jakąś panią w korytarzu i wydawało się jakby tutaj pracowała. Podała mi filiżankę kawy. Była cudowna, nawet bez mleka, ale miała mnóstwo cukru... 
- Smakuje ci? - spytała, podając i gotową jajecznicę, pokrojonego pomidora, chleb i masło, obok tego wszystkiego postawiła szklankę soku. Pokiwałam tylko głową z wdzięcznym wzrokiem. Uśmiechnęła się i odwróciła, żeby coś jeszcze zrobić przy kuchni. - Jesteś rzeczywiście taka ładna jak Maks mówił, chociaż nigdy nie myślałam, że to prawda. Nigdy wcześniej nie zapraszał, żadnych dziewczyn do domu, żadnej nie widziałam, więc nie wiedziałam czy ma dobry gust, ale patrząc na ciebie... - mówiła i odwróciła się do mnie z szczerym uśmiechem. Ja niemal się na te słowa zakrztusiłam, ale udało mi się jakoś połknąć ostatni łyk kawy. Otarłam usta serwetką i uśmiechnęłam się delikatnie. Patrzyła na mnie z wyczekiwanie, jakby oczekiwała, że coś jej powiem. Ale co ja niby miałam jej powiedzieć?!
- Dziękuję, jest pani bardzo miła... - wydusiłam w końcu z nikłym uśmiechem na ustach. – Mieszkają państwo w pięknym domu… - powiedziałam, równocześnie rozglądając się z zachwytem po pomieszczeniu. Uśmiechnęła się i usiadła naprzeciwko mnie z własną filiżanką kawy.
- Dziękuję. Jedz, jedz, pewnie masz strasznego kaca, a to przynajmniej ci trochę pomoże. – stwierdziła i wzięła łyka. Bez przerwy się na mnie patrzyła. A ja uśmiechnęłam się do niej i zrobiłam, co kazała, wzięłam się za jedzenie. Bądź, co bądź, ale ta kobieta świetnie gotowała.
- Wiesz, nie mogłam się doczekać, aż cię poznam. Pamiętam jak jakiś czas temu Maks po raz pierwszy o tobie wspomniał. Wrócił wtedy z Paryża i stwierdził, że się nieszczęśliwie zakochał, więc pójdzie do innego liceum niż wszyscy jego znajomi i chce wyjechać za granicę na wymianę. Na początku się zmartwiłam, że chce gdzieś wyjeżdżać. Dopiero później do mnie dotarło, dlaczego, ale nie chciał już nic powiedzieć. Ale udało się go przekonać, żeby nigdzie nie wyjeżdżał, bo przecież samo liceum wystarczy. No cóż, sama wiesz, że nie na długo się to zdało… - mówiła, a ja dostawałam, co raz większych oczu. Skończyłam jeść i otarłam usta. Sięgnęłam po sok. – Ale wrócił i już dawno nie widziałam go takiego szczęśliwego. Nigdy bym nie pomyślała, że jakakolwiek dziewczyna będzie w stanie go tak uszczęśliwić, jak ty. Cieszę się, że jesteście razem… - w tym momencie się zakrztusiłam i myślałam, że się utopię w tym małym łyczku.
Pani Wirkowska wstała przerażona i zaczęła klepać mnie po plecach.
- Matko kochana! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
- Nie, dziękuję. Wszystko okej…- przełknęłam ślinę i spojrzałam na nią, gdy już usiadła z powrotem na krześle.- Mam tylko małe pytanko… Czy to Maks pani powiedział, że jesteśmy razem?- spytałam lekko przyduszonym jeszcze głosem.
- Oczywiście, że nie! Sama się domyśliłam, on poza tym nic by mi przecież nie powiedział…- mówiła zadowolonym z siebie głosem. Musiałam jej przerwać.
- Już myślałam, że panią okłamał…- powiedziałam lekko – bo, musi pani wiedzieć, że nie jestem z Maksem…. – pod koniec spuściłam oczy.
- Jak to nie jesteście razem?! To znaczy… Nie jesteście razem?! Myślałam… Chodzi taki zadowolony, że… No cóż najwyraźniej się pomyliłam…- wymruczała już pod koniec, po czym nagle się ożywiła i spojrzała mi prosto w oczy. – Ale wczoraj musiało się coś wydarzyć skoro cię tutaj przyniósł. – powiedziała, patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem.
Nie wiedziałam, gdzie mam się schować. W końcu nic nie pamiętałam. Odetchnęłam głęboko.
- Sama chciałabym wiedzieć, co się wczoraj działo, bo nie pamiętam w ogóle, żebym miała jakikolwiek kontakt z Maksem na tej imprezie, było tam tak dużo osób. Mam jednak nadzieje, że nic szczególnego się nie wydarzyło… - stwierdziłam lekko niezadowolona z wydźwięku moich słów.
- Czyli kogoś masz? – spytała zrezygnowanym głosem. Podniosłam wzrok i spojrzałam na nią zdziwiona. Tak łatwo było mnie odczytać? – Mam wrażenie, że jesteś w rozsypce i jest to po trosze wina mojego syna…- mówiła, przyglądając mi się analizująco.
- My z Maksem tylko się przyjaźnimy, nic więcej…- powiedziałam to, mimo, że doskonale wiedziałam, że okłamuje nie tylko ją, ale i siebie. Coś się zmieniło w naszej relacji i to diametralnie… A może właśnie nic się nie zmieniło, a ja jak głupia wierzyłam, że to tylko przyjaźń.
- Skoro tak twierdzisz…- powiedziała. – Cześć skarbie! – wykrzyknęła naprawdę głośno, tak, że się skrzywiłam. Spojrzałam w stronę, w którą się zwróciła i zobaczyłam Maksa, już ogarniętego i zachmurzonego. Skinął jedynie swojej matce i zwrócił się do mnie.
- Skończyłaś już?- spytał, wskazując brodą moje talerze po śniadaniu. Pokiwałam jedynie głową zdziwiona jego zachowaniem.- Dobrze. – stwierdził.- Chodź za mną. Musimy porozmawiać…- powiedział szybko i odwrócił się ode mnie, ruszył dalej nie oglądając się czy idę za nim. Oczywiście poszłam za nim...

poniedziałek, 30 września 2013

Where am I ?

Nie wiem, w którym momencie dokładnie zaczęłam odzyskiwać przytomność, ale było mi strasznie niedobrze i miałam wrażenie, że  mi głowa pęknie. Nigdy wcześnie nie czułam się tak okropnie i źle. Praktycznie nic nie pamiętałam z wczorajszej imprezy, ostatni moment to rozmowa na patio z Ingą, której też za bardzo nie pamiętam. Przewróciłam się na plecy z lekkim jękiem i spróbowałam otworzyć oczy. Momentalnie tego pożałowałam, bo jakiś idiota pewnie podniósł mi rolety w pokoju. Położyłam dłoń na powiekach, żeby je trochę zacienić, ale i to było błędem, bo zaczęło mi się kręcić jeszcze bardziej w głowie i myślałam, że pierwszy raz będę wymiotować po imprezie. Zdjęłam, więc dłoń i powoli, ale tak powolutku, zaczęłam otwierać oczy. Kiedy już je otworzyłam, dotarło do mnie, że wcale nie jestem w swoim pokoju i na pewno nie w moim domu.
- What the fuck? - zerwałam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju, w którym się znajdowałam. Pięć sekund później mocno żałowałam tych czynności i zhaftowałam się do miski obok łóżka, którą ktoś przezornie tam ustawił. Zauważyłam, że nie pierwszy raz z niej korzystałam. Otarłam usta chusteczką higieniczną z pudełka na szafce nocnej. Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam pewna, że nigdy tu nie byłam, ale pocieszałam się myślą, że nie byłam w wielu domach moich znajomych, więc jest duże prawdopodobieństwo, że nocowałam u jednego z nich. Leżałam w niedużym łóżku dwuosobowym, białym z brzozy. Sypialnia była ładna i typowa dla nastolatka, w sensie chłopaka w moim wieku. Chłopaka! Gdy dotarła do mnie ta myśl, spanikowana spojrzałam na miejsce obok mnie. Nikogo tam nie było, ale zauważyłam wgniecenia, które pozostawiła druga osoba. Zdenerwowanie rosło, niemalże czułam napływającą histerię zmieszaną z paniką. Odrzuciłam kołdrę, żeby zobaczyć czy mam coś na sobie. Miałam... Błękitną koszulę wizytową, a pod nią bieliznę z wczoraj. Nie miałam pojęcia, co myśleć, a co dopiero zrobić. Usiadłam na łóżku delikatnie spuszczając nogi na ziemię, omijając miskę. Rozejrzałam się ponownie po pokoju i odnalazłam moje ubrania ładnie złożone lub przewieszone na krześle obok biurka. Spojrzałam na drzwi i zastanawiałam się, które gdzie prowadzą, w sumie było ich trzy, więc jedne na pewno prowadzą na korytarz... A pozostałe dwa? Wstałam delikatnie i na paluszkach przeszłam do pierwszych po lewo od biurka i cichutko je uchyliłam... Rzeczywiście za nimi znajdował się niewiarygodnie długi korytarz, po którym szła jakaś pani z ręcznikami. Szybko je zamknęłam, żeby mnie nie zobaczyła. Podeszłam do drugich z kolei drzwi i je również otworzyłam, garderoba. Nie mogłam się powstrzymać i weszłam do środka. Była ogromna, no może nie jak mój pokój, ale jak na garderobę była naprawdę duża. Przeszłam przez środek i przeglądałam jego rzeczy, kimkolwiek był. Widać udało mi się wyrwać jakiegoś bogatego faceta wczoraj, a przynajmniej z bogatymi rodzicami. Jednak faktem było to, że potrzebowałam świeżego ubrania, a przynajmniej, żebym wyglądała świeżo, więc zabrałam czerwoną koszulę flanelową i czarna bluzę „kangurkę” z kapturem. Chwyciłam je i wyszłam z tej ogromnej „szafy". Powąchałam ubrania. Zapach był tak zniewalający i tak znajomy, że niemalże chciałam, żeby ten człowiek pojawił się natychmiast w tym pokoju, ale tak się nie stało... Prawie go rozpoznałam po zapachu, ale mój umysł nie chciał ze mną współpracować, miałam jego zarys gdzieś na dnie. 
Ruszyłam do trzecich dni pewna, że znajduje się tam łazienka. Otworzyłam je i uśmiechnęłam się zadowolona, że się nie pomyliłam. Była chyba dwa albo trzy razy większa od garderoby. Kto robi tak wielką łazienkę nastolatkowi?! Pokręciłam głową i zauważyłam swoje odbicie w lustrze i przeraziłam się. Ogromna szopa na głowie, która nie wiem, kiedy się pojawiła i rozmazany makijaż. Od razu wróciłam myślami do pościeli, w której spałam. Była czarna, więc nie będzie widać, jeśli ją pobrudziłam. Położyłam ubrania (swoje i jego) na szafce obok umywalki i rozejrzałam się dookoła. Chwilę później odnalazłam nową szczoteczkę do zębów i pastę, więc szybko zajęłam się szorowaniem zębów, umyłam twarz i spróbowałam rozczesać włosy. Twarz ogarnęłam, ale z włosami było troszkę trudniej, nie pozostało mi nic jak rozczesać je na mokro. Wyszłam z powrotem do sypialni w poszukiwaniu mojej torebki, gdzie miałam wszystkie kosmetyki do makijażu. Szybko ją chwyciłam i wróciłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic razem z bielizną, żeby ją, chociaż troszkę przeprać. Wycisnęłam moje małe pranie i powiesiłam na małym grzejniku obok kabiny. Kto włącza ogrzewanie w czerwcu? Mi w każdym razie się przyda, bo szybciej bielizna mi wyschnie. Po tym zabiegu mogłam zająć się sobą. Szybki prysznic, mycie włosów i kolejna próba rozczesania ich, tym razem pozytywna. Obwiązana ręcznikiem wyszłam z kabiny i zajęłam się włosami. Wysuszone, ponownie rozczesałam i związałam w warkocza. Podeszłam do grzejnika, bielizna wyschła, więc mogłam się ubrać. Założyłam sukienkę z wczoraj na nią koszulę, a bluzę na razie zostawiłam. Umalowałam się jak, na co dzień, wzięłam „kangurkę” i wyszłam z łazienki.
Położyłam torebkę i bluzę na biurku i rozpoczęłam zwiedzanie. Przeglądałam książki – żadna nie była podpisana, bo, po co - i inne rzeczy, aż trafiłam na album ze zdjęciami. Otworzyłam go, biorąc głęboki wdech i zobaczyłam zdjęcia moje i mojej klasy z gimnazjum. Szybko przejrzałam go do połowy i dotarłam do zdjęć z liceum. Przeglądałam zdjęcia, na których byłam za każdym razem. Nawet nie wiedziałam, że był na tych imprezach, nie wiedziałam, że był z klasą w tym samym miejscu, co ja z moją. Oczywiście nie było mnie na zdjęciach, gdy byliśmy w drugiej klasie. Był przecież wtedy w Australii. Mnóstwo zdjęć Maksa, przy zdjęciach z ostatniego miesiąca napłynęły mi łzy do oczu. Nic dziwnego, że zastanawiam się nad wszystkim, a ludzie nam się dziwnie przyglądają, wyglądamy jak para…
Zamknęłam album i odłożyłam na miejsce. Usiadłam przy biurku i usilnie starałam się myśleć o Bartku. Nie byłam w stanie przywołać do siebie te uczucia, które były przy mnie, gdy wrócił specjalnie dla mnie ze Spały. Jeszcze więcej łez popłynęło po moich policzkach. Co się ze mną dzieje? Jeszcze miesiąc temu byłam tego tak pewna. Nie byłam na wszystko gotowa, ale byłam pewna.
Otarłam łzy, przejrzałam się w lusterku i ruszyłam do drzwi, które prowadziły na korytarz. Ledwo je otworzyłam, a ujrzałam czterdziestoletnią kobiecą wersję Maksa w ciemno zielonej sukience do kolan. Od razu zauważyłam mój projekt pod metką matki Papiera. Zaskoczona z uniesioną ręką do pukania w drzwi uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Och, już jesteś gotowa! A ja miałam cię właśnie obudzić. No cóż, teraz jedyne, co mogę zrobić to zaprosić cię na śniadanie… - powiedziała lekko i przyjaźnie, lekko się odwracając, żeby wypuścić mnie do przedpokoju. Uśmiechnęłam się do niej skromnie i spuściłam głowę, która nadal mnie bolała.
Roześmiała się lekko i położyła mi rękę na plecach.

- Tak w ogóle jestem mamą Maksa i cieszę się, że w końcu cie poznaję. Jesteś pierwszą dziewczyną, którą w ogóle przyprowadził do domu. Chodź zaprowadzę cię do kuchni, zjemy razem, bo mój leniuszek jeszcze śpi. – powiedziała i ruszyła przodem, żywym i szybkim krokiem.

sobota, 28 września 2013

The friday's night

W piątkę weszliśmy do tego ogromnego klubu, w sensie ja, Nora i jej chłopak, no i Kawa z Papierem. Podszedł do nas Marek, złożyliśmy pobieżnie życzenia i wręczyliśmy prezenty. Rozejrzałam się nerwowo po klubie, co oczywiście spostrzegł.
- Coś się stało? Czegoś szukasz? a może kogoś? - spytał, chyba troszkę zmartwiony. Czemu to akurat on musiał się zaprzyjaźnić z Bartkiem z całej mojej klasy? Nie było, co ukrywać...
- Jest już Maks?- wypaliłam zdenerwowanym głosem. Ściągnął brwi i odwrócił ode mnie wzrok podirytowanym.
- Jeszcze nie przyszedł.- powiedział chłodno.
- Mogę mieć prośbę? - spytałam słodko, po tym jak mi ulżyło. Zdziwił się i chyba jakby oburzył, podniósł tylko brwi w pytającym geście.- Jak przyjdzie i by pytał o mnie.... - mówiłam lekko kiwając głową. - to nie mów mu gdzie jestem, wolałabym go unikać dzisiaj, okej? - spytałam. Zaskoczyła mnie jego zdumiona mina, jakby spodziewał się czego innego, uśmiechnął się do mnie szeroko i objął ramieniem w pasie, prowadząc do baru.
- Oczywiście! - stwierdził bardzo zadowolony, po czym zwrócił się do barmana. - Dla tej pani drinki, wszelakie, na mój koszt, dobra?!- powiedział, a barman tylko skinął głową lekko niezadowolony, wiedział, że oboje jesteśmy niepełnoletni...
Zaskoczona, lekko pisnęłam z radości, że upiję się za darmo i rzuciłam się na szyje Markowi.
- Dziękuję- wykrzyczałam mu do ucha, bo właśnie w tym momencie Dj zaczął grać.
- Chodź zatańczymy. - stwierdził tylko i pociągnął mnie za rękę. Do tej pory zupełnie zgubiłam towarzystwo, z którym przyszłam, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Po pierwszym kawałku Marek mnie opuścił, ale wylądowałam koło Kamila i Łukasza, było spoko... Po jakiejś półtorej godzinie picia i tańczenia, przyszła pora na pasowanie, dopiero wtedy zauważyłam Maksa, który obściskiwał się z Hanką. Nie pomyślałam, że mnie to tak zaboli. Z odrętwienia obudził mnie Kamil, podając mi pas. Marek spojrzał na mnie swoimi szklanym oczami. Od urodzin takiego Pawła z gimnazjum, jestem osobą, która kończy wszystkie pasowania, podobno biję mocniej od wszystkich innych. A teraz byłam wściekła na ten ból, który poczułam, widząc Maksa z Hanką. Przez całe pasowanie trzymałam Marka za rękę, a teraz przyszła pora na ostatni pas, czyli mój. Ścisnęłam lekko jego dłoń w lekko pocieszającym geście, uśmiechnęłam się podobnie i ruszyłam za niego. Stanęłam w rozkroku, złapałam pas obiema rękami i spojrzałam raz jeszcze w stronę gdzie widziałam ich ostatnio. Nie było ich tam już, ale ja bez przerwy miałam tą scenę przed oczami. Uniosłam pas nad swoje ramię i zamachnęłam się mocno, to chyba było najmocniejsze uderzenie w historii. Lnianie spodnie Marka rozcięły się w tym miejscu, ale nie zauważyłam tego, wokół mnie była cisza, pustka. Półprzytomna oddałam pas Kamilowi i wyszłam na patio. Usiadłam na klombie i zapaliłam papierosa. Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie usiadła Inga i mnie objęła, nie zauważyłam, że łzy mi ciekły po policzkach. Kiedy mnie przytuliła rozkleiłam się zupełnie. Nie umiałam nad sobą zapanować.
- Już spokojnie... - mówiła, głaszcząc mnie pogłowie.
Po pięciu minutach uspokoiłam się i odchyliłam do tyłu, otarłam policzki, dziękując Bogu za to, że zrobiłam wodoodporny makijaż. Przyjrzałam się jej, nic się nie zmieniła, poza tym, że bardzo schudła, teraz była szczuplejsza ode mnie.
- Inga...- wyszeptałam. Uśmiechnęła się lekko. A ja znowu zaczęłam chlipieć. - Tak za tobą tęskniłam. - powiedziałam, płacząc i rzucając się, żeby znowu ją przytulić.
- Ja za tobą też. - wymamrotała.
Rozmawiałyśmy dużo, prawie przez cały wieczór, nadrobiłyśmy zaległości, chociaż obie miałyśmy poczucie, że za mało jeszcze się dowiedziałyśmy. Wiedziała, w jakiej sytuacji się znalazłam i o moich uczuciach. Wiedziałam, że znalazła sobie kogoś, ale przyjechała tu sama. Przeniosłyśmy się do baru i piłyśmy czystą wódkę przez dobrą godzinę, po czym zachciało się nam tańczyć. Parkiet był pełny, więc szybko się zgubiłam i już nie zobaczyłam jej więcej tego dnia. Nie przeszkadzało mi, że tańczę sama, byłam pijana, więc niewiele mi przeszkadzało.
Nagle poczułam gorąco i ogromny żar pod brzuchem, ale tańczyłam dalej z przymkniętymi oczyma, rozkoszując się tym gorącem. Wydawałoby się, że dopiero wieki później poczułam, jak ktoś mnie obejmuje i łączy się ze mną w tym żarzącym tańcu. Zrobiło się jeszcze cieplej, a moja kobiecość domagała się, pulsując, tego gorąca tylko w jednym miejscu. Odwróciłam się, żeby objąć osobę, z którą tańczę i zobaczyć, kim jest, choć tak naprawdę mało mnie to obchodziło. Spojrzałam w oczy Maksa, a on tylko pochylił się i złączył nas w upragnionym, namiętnym pocałunku. I tak tańczyliśmy przylepieni do ciebie całymi ciałami, nie zwracając uwagi na wszystko inne. Byłam tylko ja i on i moje ogromne zmęczenie. Pewnie, dlatego nie pamiętam co się działo dalej...

Dreams before tomorrow

Podszedł do mnie i delikatnie mnie objął. Nigdy wcześniej nie czułam się tak pewnie i bezpiecznie, wiedziałam, że czuje do mnie to samo co ja do niego. Kołysaliśmy się powoli do piosenki lecącej z głośników. Było właśnie tak jak sobie wyobrażałam, zaskoczył mnie tym przyjazdem. Miało go nie być. Ale mimo wszystko jest tutaj... Ze mną. I to jest najważniejsze. Cały czas byłam odwrócona do niego tyłem, gdy zniżył swoją głowę do mojego ucha i wyszeptał.
- Kocham cię Aga...
- Ja ciebie też kocham Maks- powiedziałam lekko i odwróciłam się, żeby złożyć delikatny pocałunek na jego ustach....

***

Obudziłam się, gwałtownie wciągając powietrze i siadając. To był tylko sen, głupie mary nocne, nic więcej, zupełnie. To nie ma żadnego znaczenia, bo przecież jestem z Bartkiem i go kocham... Chyba. Ale na pewno ten sen nie miał nic związanego z rzeczywistością.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam u siebie w łóżku i byłą jeszcze noc. Spojrzałam na telefon, żeby sprawdzić godzinę: 4.45. Cholera! Wcześnie, bardzo wcześnie, a ja już na pewno nie zasnę. Opadłam z powrotem na poduszki i zaczęłam myśleć.
Bartka nie ma już od ponad miesiąca, w prawdzie wpadł na dzień, ale to za krótko, żeby oddzielać od siebie cały okres, a teraz będzie tam jeszcze dłużej... A ja spędzam mnóstwo czasu ze znajomymi, a tak naprawdę z jednym znajomym: Maksem. skrzywiłam się na wspomnienie snu. Czemu za każdym razem, gdy zaczynam sobie układać życie i wszystko idzie niemalże po mojej myśli, on musi się pojawić i wszystko spieprzyć. Wstałam wściekła na siebie i trochę na Maksa. Usiadłam przy komputerze i weszłam na facebook'a, było już koło piątej więc nie będzie to nikomu przeszkadzać, puściłam płytę Lany Del Rey najciszej jak się dało i poszłam zrobić sobie śniadanie. Usmażyłam jajecznicę na maśle, skroiłam pomidora i zaparzyłam herbatę. Ale ciągle nie mogłam się uwolnić od myśli o tym cholernym śnie. Usiadłam z śniadaniem przed komputerem i poczytałam komentarze do zdjęć Papiera na których Kawa pozowała w moich ciuchach. Od razu przyszła mi na myśl jego matka. Ostatnio jak z nią rozmawiałam, powiedziała, że mam potencjał, ale musiałabym się skupić tylko na tym i nie rozpraszać się niczym innym, a widzi, że mam trochę więcej problemów na głowie niż zwykle, więc dała mi wolne do połowy sierpnia. Fajnie, że od połowy będzie mnie potrzebowała, kiedy jest najwięcej roboty z kolekcją na sezon jesień/zima. Ogólnie jest spoko, ale przeraża mnie to, że chce żebym chodziła w jej ciuchach po wybiegu, jak jakaś, kurwa, modelka. A o nich to nawet nie chcę wspominać, są tak puste i .... ugh... w ogóle są beznadziejne. Nie lubię z nimi pracować, jak większość normalnych ludzi, ale cóż, na jakimś żywym wieszaku trzeba zaprezentować ubrania.
Siedząc tak, nabuzowałam się na cały chyba tydzień. Wyłączyłam komputer i odwróciłam się, spojrzałam na ubrania, które przygotowałam na wieczór. A może nie powinnam iść, a ten sen to było ostrzeżenie... Nie bez przesady, przecież nie będę tam sama.... Ale będzie tyle ludzi, że można powiedzieć, że będę sama... z Maksem. Właśnie sobie przypomniałam, że to z nim idę na ta imprezę. pokręciła tylko głową na myśl w co mogę się wpakować i poszłam wyszykować się do szkoły.
Cały dzień zastanawiałam się co mam zrobić, żeby niczego nie odjebać... I nie wymyśliłam niczego ciekawego. Wiedziałam, że nie wymigam się od tej imprezy, ale mogę się na nią udać z kim innym i unikać Maksa przez cały wieczór... Właśnie taki miałam plan, więc zadzwoniłam do niego.
- Halo? - odebrał telefon.
- Hej! To ja...- powiedziałam, po czym zorientowałam się, że pewnie nie ma telefonu mojej matki i nie wie kto dzwoni. - To znaczy... yyy... Aga. Sorry, dzwonię z telefonu mamy, bo nie mam kasy na koncie.
- No hej...
- Słuchaj, ja zaraz jadę do Kawy i z nią zabiorę się do Marka, więc nasz wczorajszy plan nie wypali, dobrze?- powiedziałam niepewnym głosem, który pewnie uznał za zatroskanie.
- No spoko, chociaż miałem nadzieję, że pogadamy trochę w czasie jazdy, booo... yyy.... no, po prostu muszę z tobą pogadać. - wypalił na koniec, a mi żołądek podszedł do gardła, o czym on chciał ze mną rozmawiać do cholery?!
- A o czym? - wypowiedziałam lekko piskliwym głosem.
- To nie jest rozmowa na telefon. Widzimy się u Marka. Pa... - i rozłączył się, a ja nie wiedziałam co z sobą począć. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Dzwoniła Nora.
- Gdzie ty do cholery mieszkasz?! - wykrzyczała do telefonu. Uśmiechnęłam się pod nosem, nigdy wcześniej nie musiały do mnie same dojeżdżać i  teraz się zgubiły. Westchnęłam.
- A jesteście chociaż w Amsterfamie? - spytałam.
- Chyba tak...
- Widzisz może las, a na przeciwko niego plażę z molo na takim jeziorkiem?
- Taak...
- To pierwsza w prawo i druga w lewo za tym wszystkim, będę stała na ulicy.
- To pa. - i rozłączyła się.
Zarzuciłam na siebie brązowy kardigan i wyszłam przed dom, kiedy zobaczyłam fioletową skodę Kawy, która gwałtownie skręcała w moją ulicę, co z tego, że jechała po nieutwardzonej drodze... Kto jej dał prawo jazdy? Szczęście, że nie może pić, bo ma jutro o ósmej rano jakieś ważne spotkanie, czy coś, nie wiem. Zaparkowała pod moim domem, a ja ledwo mogłam ją dostrzec od tej chmury kurzu który wzburzyła taką jazdą. Kaszlnęłam delikatnie.
- Hej...- wykaszlałam. - Chodźcie. - powiedziałam i ruszyłam w stronę domu. Poszły za mną, tachając swoje sukienki, buty i inne pierdoły. Zaniosły to wszystko do mojego pokoju i przeszły do kuchni przywitać się z moją mamą.
- Jak tam dziewczynki? Gotowe na dzisiejszy wieczór? - spytała moja mama, a ja jedyne co chciałam zrobić to face palm, ale się powstrzymałam. Uśmiechnęły się do niej ciepło.
- Bardziej już chyba nie będziemy. - stwierdziła Nora, a Kawa jej tylko przytaknęła, potakując głową, bo minutę temu wepchnęła sobie do ust chyba całego pączka. A moja mama tylko się roześmiała i ruszyła w stronę gabinetu.
Usiadłyśmy przy stole, pijąc herbatę, a ona wróciła się na chwilkę.
- Tylko zjedźcie coś przed wszystkim, żeby potem nie było. Zrobiłam wam kolację, jest w lodówce. - upomniała nas i wyszła. Zjadłyśmy i poszłyśmy się szykować.
Nie wiem co je wzięło, ale obie musiały mieć koronę z kłosów z luźnym kokiem, więc miałam pełne ręce roboty, chyba dlatego tez sama nie zdążyłam sobie upiąć włosów i poszłam w rozpuszczonych. Wystrojone ruszyłyśmy do samochodu. Powiedziałam mamie, że wrócę jutro popołudniu, co przyjęła z spokojem i obojętnością. To było dziwne i podejrzane, ale postanowiłam się nad tym nie zastanawiać. Jechałyśmy na imprezę roku....