- Przepraszam, namieszałem, choć, Bóg mi świadkiem, nie chciałem. – powiedziałem, ocierając delikatnie łzę z jej policzka. Byłem o jeden skurcz serca od pocałowania jej i wycofania się z wszystkiego, co powiedziałem lub zrobiłem po tym pocałunku w mojej sypialni. Ale to ona podjęła już decyzję, momentalnie poczułem chłodną zmianę w mowie jej ciała. Cofnęła się o krok, a ja zabrałem dłoń z jej policzka. Spojrzała na mnie pustym, chłodnym wzrokiem, którego nie widziałem u niej od gimnazjum, po przypale z Arkiem.
- Jasne. – wychrypiała i odwróciła ode mnie wzrok. – Z resztą… Nie ważne. Masz rację już się nie zobaczymy więcej.- urwała i spojrzała głębiej w moje oczy. – A przynajmniej do września, albo i w ogóle, kto wie…
Odwróciła się i pospiesznie odeszła między bloki.
- Stary, wszystko okej? – podszedł do mnie Lukaning i położył rękę na moim barku.
Spojrzałem na niego tylko i strzepnąłem jego dłoń.
- Jasne. Wszystko w najlepszym porządku. – wycedziłem ostro przez zęby. – A co by miało się dziać?- spytałem, patrząc wyzywająco na niego i pozostałych kumpli. Do cholery z nimi! Ustawiają się jak im każę, a i tak patrzą na nią, jakbym tego nie widział.
- Luz, stary… Po prostu to było nieźle popierdolone… Ta twoja pogadanka z Agą, tak po cichu, tylko do uszek, po tym jak na ciebie nawrzeszczała, tak przy wszystkich. – Lukaning cofnął się o krok z lekko uniesionymi rękoma, patrząc nieufnie w moje oczy i chyba spodziewając się wybuchu. Faktem jest, że od przyjazdu nie miałem żadnego, a teraz byłem ledwie o krok.
Nikt nie powinien się zorientować, że tylko ona prowadzi mnie zawsze na skraj wytrzymałości. Każdy wybuch był w pewien sposób powiązany z Agą. Ale zawsze udało mi się to jakoś ukryć, teraz nie byłoby nawet najmniejszej szansy, żeby się jakoś wyprzeć lub ominąć takie skojarzenie. Musiałem się uspokoić. Natychmiast!
Gdyby tylko nie patrzyli na mnie z taką troską? Litością... Jeszcze bardziej mnie to... denerwowało. Odetchnąłem na tyle głęboko, aby nikt się nie zorientował. Trochę pomogło.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i udałem, że dostałem smsa.
- Sorry chłopaki, ale muszę lecieć...- wydusiłem z siebie w miarę normalnym głosem. Spojrzałem na nich.- Ojciec coś ode mnie chce i mam wracać. Cholerny pan i władca.- wycedziłem, obserwując jak pochłaniają moje kłamstwo i przyjmują jako prawdę.
- No spoko. - odezwał się w końcu Kamil.- Ale będziesz dzisiaj u mnie o w pół do siódmej?- spytał dodatkowo.
- Jasne.- odpowiedziałem, posyłając mu swój wyćwiczony, zdawkowy uśmiech.- Ale nie jestem pewny czy dam rade kupić wszystko i przywieźć. Poradzicie sobie beze mnie?- dodałem, odchodząc w stronę samochodu. Wiedziałem, że nie mają innego wyboru niż sobie "poradzić" beze mnie.
- Tak, jasne...- rzucił Kamil, przeszywając mnie swoim bystrym spojrzeniem. Zawsze miałem wrażenie, że mnie rozgryzł i wie w co gram, ale potem robił, albo mówił coś co odwracało moją uwagę, lub rozwiewało takie myśli.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę. Nie miałem dużo czasu, a musiałem porozmawiać z jedyną osobą której ufałem, bardziej niż komukolwiek innemu, bardziej niż sobie, a wiedziałem, że jest w Łodzi od dosłownie pół godziny...
Znowu musiałem poradzić się co począć z Agą Ingi Amdiff...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz