Ostatni tydzień drugiej klasy minął, a ja nie myślałam o niczym
innym jak o Bartku i Maksie. Miałam potężny problem, bo powiedzmy sobie
szczerze, kochałam obu, ale zakochana byłam tylko w jednym i to od zawsze...
Wiedziałam o tym przecież od zawsze, że to Maks jest tym
jedynym... Czemu więc niepotrzebnie mieszałam się w związek z Bartkiem? Ale
przecież wtedy czułam to coś do niego i nadal czuję, jest mi wciąż bliski i
potrzebny... Ale to, co się działo w ostatni weekend? Przerosło moje najgorsze
koszmary o możliwości nieracjonalnego myślenia i postępowania względem Maksa.
Doskonale przecież wiedziałam, że mam do niego słabość i nie powinnam się z nim
w ogóle zadawać, rozmawiać, nawet patrzeć na siebie nie powinniśmy... I jeszcze
się nie odezwał, a wysłałam mu chyba z tysiąc wiadomości i z milion razy
dzwoniłam...
- Niezły pasztet...- powiedziałam, stojąc nad ubraniami wcześniej
przygotowanymi na zakończenie roku. Ubrałam się i poszłam na śniadanie.
- Dzień dobry!- przywitałam się z mamą i Kacprem.
- Ceesć!- wydobył z siebie jakiś dźwięk Kacper i włożył większy
kawałek kanapki sobie do ust. Serio, czasem zadziwiało m nie ile ten człowiek
może w siebie władować. Popatrzyłam na niego przez chwile z obrzydzeniem i
usiadłam przy stole.
- Dzień dobry! Kawy czy herbaty? - spytała mama.
- Kawy, jakoś nie mogłam zasnąć w nocy...
- Coś się stało? Jakoś cały tydzień chodziłaś taka markotna...-
spytała podając mi kawę i siadając również do śniadania.
- Nie. Tak jakoś wyszło...- wzruszyłam jedynie ramionami i
przywołałam uśmiech na usta.- Bartek dzisiaj wraca. - powiedziałam szybko i
wpakowałam sobie kanapkę do ust, żeby nie musieć więcej gadać.
- O to fajnie. Zabierasz go na jakąś imprezę? W końcu zakończenie
roku... - spytała. A ja tylko pokiwałam głową na potwierdzenie.
Kacper w tym momencie spojrzał na zegarek i zerwał się z miejsca.
- Dobra. Jak nie chcemy się spóźnić to musimy się zbierać… -
stwierdził, wychodząc z kuchni.
Za pięć minut wszyscy byliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do
Łodzi.
A ja zatopiłam się w myślach o Bartku. Ciekawe, czemu nie chciał
mi powiedzieć, o której będzie… I co ma znaczyć ten sms „Niespodzianka. Jeszcze
dziś się zobaczymy :*”?!? Muszę się uspokoić, bo inaczej oszaleję i nikt nie
jest w stanie przewidzieć, co się stanie… Przynajmniej znowu z Ingą mam dobry
kontakt, może spędzę u niej jakiś tydzień podczas wakacji. Jeszcze się zobaczy…
Dojechaliśmy do szkoły oczywiście w połowie apelu, więc poczekałam
na wychowawczą i dopiero wtedy dołączyłam do mojej klasy. Usiadłam z Norą w
ostatniej ławce za Kawą i Papierem.
- Co się stało? Czemu nie było cię na apelu?- spytały obie.
- Nic takiego. Po prostu znowu nie mogłam się wyszykować i się
spóźniłam. - powiedziałam trochę na odczepnego i rozejrzałam się po klasie. Na
drugim jej końcu, tuż przy biurku Tablińskiej siedział Maks z Kamilem i
Lukaningiem. Spojrzałam lekko spanikowana na Kawę i Norę. - Co tu robi Maks?-
spytałam ciutkę drżącym głosem.
- Zaraz się dowiesz...- powiedziała Nora i oparła się na krześle z
skrzywioną miną.
- I nie będziesz zadowolona...- dokończyła Ewka i odwróciła się.
Obie zamilkły, a wychowawczyni rozpoczęła swoją pogadankę.
- Witam wszystkich i równocześnie żegnam, bo pora na wakacje,
prawda?- lekki śmiech Tablińskiej i paru osób, które to jakimś cudem
rzeczywiście rozśmieszyło - Ale do rzeczy, w końcu, każdemu z nas zależy na
czasie... Dziękuje wam za ten rok, dziękuję również samorządowi za
współpracę... Obyście dobrze wypoczęli w te wakacje, bo w przyszłym roku czeka
was wiele pracy... A propos przyszłego roku... Wiem, że to jeszcze nieoficjalne,
ale skoro już papiery są złożone i podpisane przez dyrekcję... Chciałabym
serdecznie powitać nowego ucznia naszej klasy, Maksa Wirkowskiego. Pomimo
zdanej już matury międzynarodowej postanowił...- reszty nie usłyszałam,
zatonęłam zaskoczona w przepraszającym spojrzeniu Maksa. Po chwili jednak
odwrócił się i już więcej na mnie nie spojrzał.
Jakim prawem?! Jakim prawem teraz ucieka ode mnie wzrokiem?! Czemu
nic mi nie powiedział? Przecież, żeby takie sprawy załatwić potrzeba kilka tygodni...
Byłam tak wściekła, że momentalnie wszelkie inne sprawy wyleciały
mi z głowy. Musiałam z nim porozmawiać i szczerze w dupie miałam czy sobie tego
życzył czy nie.
Po jakiś 10 min. wypocin Tablińskiej mogliśmy się rozejść.
Próbowałam podejść do Maksa, nawet go wołałam, ale w tym momencie przyspieszył.
Nie miałam szans go dogonić na tym ciasnym korytarzu, więc poszłam skrótem,
żeby być na zewnątrz przed nim. I tak też było, ale wyminął mnie bez słowa.
Tego było już za wiele… Nie odzywał się od tygodnia, nic mi nie powiedział, że
będzie chodził do tej szkoły… DO MOJEJ KLASY!!! I jeszcze bezczelnie mnie
ignorował jak gdyby nigdy nic. Jakby nic się między nami nie wydarzyło…
Dogoniłam go przy parku, więc słyszał, gdy go wołałam. Ale nadal
się nie odwracał. Pozostało mi tylko jedno…
- Kurwa, Maks! Ty jebany skurwysynie, odwróć się i porozmawiaj ze
mną, a nie unikasz mnie jak jakiś pierdolony tchórz!- wykrzyczałam w jego
stronę.
Zatrzymał się już przy swoim imieniu, a odwrócił przy „ty”, jak
kończyłam, był o krok ode mnie. Miał rozwścieczony wyraz twarzy… Myślałam, że
albo mnie zabije samym wzrokiem, albo ze zwie tak, że się nie pozbieram do
końca życia, albo coś innego, co nie przychodziło mi zupełnie do głowy.
- Masz mi coś więcej do powiedzenia? – wysyczał tuż przy mojej
twarzy.
Cofnęłam się o krok, przełknęłam ślinę i spojrzałam przepraszająco
w jego oczy.
- Naprawdę musiałam cię publicznie wyzywać, żebyś zwrócił na mnie
uwagę?- powiedziałam cichutko w jego stronę, zakładając włosy za ucho.
Spojrzałam prosto w jego oczy. Westchnął głęboko i rozluźnił się trochę.
Schował dłonie w kieszeniach i zapatrzył gdzieś w bok, w park.
- Nie…- westchnął, wciąż na mnie nie patrząc.- Nie musiałaś…-
odwrócił głowę w moim kierunku i spojrzał na mnie niechętnie, zupełnie pustym
wzrokiem. Unikał mojego spojrzenia bez przerwy.
- Przepraszam…- dodał jeszcze tylko.- Przepraszam, że cię
ignorowałem, ale tak będzie nam łatwiej, po wakacjach zobaczymy, na czym
stoimy, ale teraz lepiej, żebyśmy się nie widzieli.- powiedział na jednym
wydechu. Spojrzał mi prosto w oczy z mocą jakiej się nie spodziewałam. – Mam
nadzieję, że to zrozumiesz…- powiedział szorstkim, choć cichym głosem.
Miałam nadzieję, że to jakiś żart. Rozpaczliwie szukałam
zaprzeczenia w jego oczach.
-Mówisz serio? – spytałam nieco piskliwym głosem. Zanim zdążył mi
odpowiedzieć, ścisnęło mi się gardło i wzrok zmąciły łzy. Odwróciłam głowę w
bok, aby ich nie zauważył.
- Tak, mówię serio…- powiedział zduszonym głosem.
- Po prostu świetnie.- wydusiłam z wyrzutem.- Najpierw się mną
opiekujesz, później dajesz do myślenia, potem uciekasz i odcinasz się ode mnie…
- Nic na to nie poradziłam, łzy pociekły po mojej twarzy, a ja mówiłam co raz
ciszej. Wiedziałam, że mam już czerwony i zatkany nos, niewiele brakowało, żeby
z niego ciekło. Nigdy nie miałam nic wspólnego z sceną płaczu z filmu. Musiałam
się pozbierać natychmiast, albo uciekać, żeby uratować resztkę godności, jaka
mi została. W końcu nawet niektórzy nauczyciele się nam przyglądali po tym jak
zwróciłam na siebie uwagę…
- Przepraszam, namieszałem, choć, Bóg mi świadkiem, nie chciałem. –
powiedział, ocierając delikatnie łzę z mojego policzka. To było takie… dobre i
złe, niewłaściwe jednocześnie.
Cofnęłam się o krok i spojrzałam na niego gotowym już pustym
wzrokiem.
- Jasne. – wychrypiałam najchłodniej jak się dało. – Z resztą… Nie
ważne. Masz rację już się nie zobaczymy więcej.- urwałam i spojrzałam głębiej w
jego cudne niebieskie oczy. – A przynajmniej do września, albo i w ogóle, kto
wie…
Odwróciłam się najszybciej jak mogłam i pospiesznie, ale odważnie,
unikając spojrzeń innych odeszłam między bloki. Przeszłam dwa osiedla, aż
znalazłam się na jakimś z szeregowymi domkami. Weszłam na okoliczny plac zabaw,
który jakimś cudem był pusty o tej porze. Usiadłam na huśtawce przy drabinkach.
Wszystko było takie kolorowe, a dzień tak gorący, chociaż… Nie, było po prostu
ciepło. Zaczęłam się huśtać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz