Nie wiem, w którym momencie dokładnie zaczęłam odzyskiwać
przytomność, ale było mi strasznie niedobrze i miałam wrażenie, że mi
głowa pęknie. Nigdy wcześnie nie czułam się tak okropnie i źle. Praktycznie nic
nie pamiętałam z wczorajszej imprezy, ostatni moment to rozmowa na patio z
Ingą, której też za bardzo nie pamiętam. Przewróciłam się na plecy z lekkim
jękiem i spróbowałam otworzyć oczy. Momentalnie tego pożałowałam, bo jakiś
idiota pewnie podniósł mi rolety w pokoju. Położyłam dłoń na powiekach, żeby je
trochę zacienić, ale i to było błędem, bo zaczęło mi się kręcić jeszcze
bardziej w głowie i myślałam, że pierwszy raz będę wymiotować po imprezie.
Zdjęłam, więc dłoń i powoli, ale tak powolutku, zaczęłam otwierać oczy. Kiedy
już je otworzyłam, dotarło do mnie, że wcale nie jestem w swoim pokoju i na
pewno nie w moim domu.
- What the fuck? - zerwałam się do pozycji
siedzącej i rozejrzałam po pokoju, w którym się znajdowałam. Pięć sekund
później mocno żałowałam tych czynności i zhaftowałam się do miski obok łóżka,
którą ktoś przezornie tam ustawił. Zauważyłam, że nie pierwszy raz z niej
korzystałam. Otarłam usta chusteczką higieniczną z pudełka na szafce nocnej.
Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam pewna, że nigdy tu nie byłam,
ale pocieszałam się myślą, że nie byłam w wielu domach moich znajomych, więc
jest duże prawdopodobieństwo, że nocowałam u jednego z nich. Leżałam w niedużym
łóżku dwuosobowym, białym z brzozy. Sypialnia była ładna i typowa dla
nastolatka, w sensie chłopaka w moim wieku. Chłopaka! Gdy dotarła do mnie ta
myśl, spanikowana spojrzałam na miejsce obok mnie. Nikogo tam nie było, ale
zauważyłam wgniecenia, które pozostawiła druga osoba. Zdenerwowanie rosło,
niemalże czułam napływającą histerię zmieszaną z paniką. Odrzuciłam kołdrę,
żeby zobaczyć czy mam coś na sobie. Miałam... Błękitną koszulę wizytową, a pod
nią bieliznę z wczoraj. Nie miałam pojęcia, co myśleć, a co dopiero zrobić.
Usiadłam na łóżku delikatnie spuszczając nogi na ziemię, omijając miskę.
Rozejrzałam się ponownie po pokoju i odnalazłam moje ubrania ładnie złożone lub
przewieszone na krześle obok biurka. Spojrzałam na drzwi i zastanawiałam się,
które gdzie prowadzą, w sumie było ich trzy, więc jedne na pewno prowadzą na
korytarz... A pozostałe dwa? Wstałam delikatnie i na paluszkach przeszłam do
pierwszych po lewo od biurka i cichutko je uchyliłam... Rzeczywiście za nimi
znajdował się niewiarygodnie długi korytarz, po którym szła jakaś pani z
ręcznikami. Szybko je zamknęłam, żeby mnie nie zobaczyła. Podeszłam do drugich
z kolei drzwi i je również otworzyłam, garderoba. Nie mogłam się powstrzymać i
weszłam do środka. Była ogromna, no może nie jak mój pokój, ale jak na
garderobę była naprawdę duża. Przeszłam przez środek i przeglądałam jego
rzeczy, kimkolwiek był. Widać udało mi się wyrwać jakiegoś bogatego faceta
wczoraj, a przynajmniej z bogatymi rodzicami. Jednak faktem było to, że
potrzebowałam świeżego ubrania, a przynajmniej, żebym wyglądała świeżo, więc
zabrałam czerwoną koszulę flanelową i czarna bluzę „kangurkę” z kapturem. Chwyciłam
je i wyszłam z tej ogromnej „szafy". Powąchałam ubrania. Zapach był tak
zniewalający i tak znajomy, że niemalże chciałam, żeby ten człowiek pojawił się
natychmiast w tym pokoju, ale tak się nie stało... Prawie go rozpoznałam po
zapachu, ale mój umysł nie chciał ze mną współpracować, miałam jego zarys gdzieś
na dnie.
Ruszyłam do trzecich dni pewna, że znajduje się tam łazienka.
Otworzyłam je i uśmiechnęłam się zadowolona, że się nie pomyliłam. Była chyba
dwa albo trzy razy większa od garderoby. Kto robi tak wielką łazienkę
nastolatkowi?! Pokręciłam głową i zauważyłam swoje odbicie w lustrze i
przeraziłam się. Ogromna szopa na głowie, która nie wiem, kiedy się pojawiła i
rozmazany makijaż. Od razu wróciłam myślami do pościeli, w której spałam. Była
czarna, więc nie będzie widać, jeśli ją pobrudziłam. Położyłam ubrania (swoje i
jego) na szafce obok umywalki i rozejrzałam się dookoła. Chwilę później
odnalazłam nową szczoteczkę do zębów i pastę, więc szybko zajęłam się
szorowaniem zębów, umyłam twarz i spróbowałam rozczesać włosy. Twarz ogarnęłam,
ale z włosami było troszkę trudniej, nie pozostało mi nic jak rozczesać je na
mokro. Wyszłam z powrotem do sypialni w poszukiwaniu mojej torebki, gdzie
miałam wszystkie kosmetyki do makijażu. Szybko ją chwyciłam i wróciłam do
łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic razem z bielizną, żeby ją,
chociaż troszkę przeprać. Wycisnęłam moje małe pranie i powiesiłam na małym
grzejniku obok kabiny. Kto włącza ogrzewanie w czerwcu? Mi w każdym razie się
przyda, bo szybciej bielizna mi wyschnie. Po tym zabiegu mogłam zająć się sobą.
Szybki prysznic, mycie włosów i kolejna próba rozczesania ich, tym razem
pozytywna. Obwiązana ręcznikiem wyszłam z kabiny i zajęłam się włosami.
Wysuszone, ponownie rozczesałam i związałam w warkocza. Podeszłam do grzejnika,
bielizna wyschła, więc mogłam się ubrać. Założyłam sukienkę z wczoraj na nią
koszulę, a bluzę na razie zostawiłam. Umalowałam się jak, na co dzień, wzięłam „kangurkę”
i wyszłam z łazienki.
Położyłam torebkę i bluzę na biurku i rozpoczęłam zwiedzanie.
Przeglądałam książki – żadna nie była podpisana, bo, po co - i inne rzeczy, aż
trafiłam na album ze zdjęciami. Otworzyłam go, biorąc głęboki wdech i
zobaczyłam zdjęcia moje i mojej klasy z gimnazjum. Szybko przejrzałam go do
połowy i dotarłam do zdjęć z liceum. Przeglądałam zdjęcia, na których byłam za
każdym razem. Nawet nie wiedziałam, że był na tych imprezach, nie wiedziałam,
że był z klasą w tym samym miejscu, co ja z moją. Oczywiście nie było mnie na
zdjęciach, gdy byliśmy w drugiej klasie. Był przecież wtedy w Australii. Mnóstwo
zdjęć Maksa, przy zdjęciach z ostatniego miesiąca napłynęły mi łzy do oczu. Nic
dziwnego, że zastanawiam się nad wszystkim, a ludzie nam się dziwnie przyglądają,
wyglądamy jak para…
Zamknęłam album i odłożyłam na miejsce. Usiadłam przy biurku i
usilnie starałam się myśleć o Bartku. Nie byłam w stanie przywołać do siebie te
uczucia, które były przy mnie, gdy wrócił specjalnie dla mnie ze Spały. Jeszcze
więcej łez popłynęło po moich policzkach. Co się ze mną dzieje? Jeszcze miesiąc
temu byłam tego tak pewna. Nie byłam na wszystko gotowa, ale byłam pewna.
Otarłam łzy, przejrzałam się w lusterku i ruszyłam do drzwi, które
prowadziły na korytarz. Ledwo je otworzyłam, a ujrzałam czterdziestoletnią kobiecą
wersję Maksa w ciemno zielonej sukience do kolan. Od razu zauważyłam mój
projekt pod metką matki Papiera. Zaskoczona z uniesioną ręką do pukania w drzwi
uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Och, już jesteś gotowa! A ja miałam cię właśnie obudzić. No cóż,
teraz jedyne, co mogę zrobić to zaprosić cię na śniadanie… - powiedziała lekko
i przyjaźnie, lekko się odwracając, żeby wypuścić mnie do przedpokoju. Uśmiechnęłam
się do niej skromnie i spuściłam głowę, która nadal mnie bolała.
Roześmiała się lekko i położyła mi rękę na plecach.
- Tak w ogóle jestem mamą Maksa i cieszę się, że w końcu cie
poznaję. Jesteś pierwszą dziewczyną, którą w ogóle przyprowadził do domu. Chodź
zaprowadzę cię do kuchni, zjemy razem, bo mój leniuszek jeszcze śpi. –
powiedziała i ruszyła przodem, żywym i szybkim krokiem.