Instagram Tweetnij

sobota, 29 czerwca 2013

The first meeting [Maks's story (part 1)]


Pierwszy dzień w gimnazjum. Nowa szkoła, żadnej znajomej twarzy, w końcu oderwałam się od tych wszystkich ludzi z mojego miasteczka, Amsterfamu (Ok.. 20 tys. Ludzi, oddalony od Łodzi o ok. 30 km. ). Taak, teraz zaczynam tego żałować, ale stało się i się nie od stanie. Siadam w ostatniej ławce tak, aby nikt nie mógł usiąść koło mnie, nie mam humoru do rozpoczynania nowych znajomości.
Zaczyna się spotkanie z wychowawcą. Jest to dość młoda blondynka, nie za wysoka, ale też nie za niska, trzeźwy wzrok, niemalże świdrujący, styl bycia, który nie przypisałabym, żadnej polonistce. 
- Witam! Nazywam się Renata Tablińska, jestem polonistką i waszą wychowawczynią. Mamy klasę podzielona na dwie grupy ze względu na języki: poziom języka angielskiego i wybór języka dodatkowego: francuskiego lub niemieckiego. Nigdy nie uczyłam się francuskiego, a z niemieckiego prawie nic nie pamiętam, wiec i tak niewiele bym pomogła…
Babka rozgadała się na dobre, a ja odpłynęłam myślami do ostatniego roku podstawówki, najgorszego w moim życiu jak do tej pory, bo przecież nie jest łatwo, gdy wszyscy, których uważasz za bliskich dorabiają sobie filozofię do twojego postępowania i odwracają się od ciebie. Pojedyncza łza zakręciła mi się w oku… 
- Agnieszka Florczyk!
Dopiero teraz powróciłam do klasy. Tablińska sprawdzała po raz pierwszy listę. 
- Jestem…- odpowiedziałam po chwili. 
- Może powiesz nam coś o sobie? - zapytała w miarę ukrywając irytację, nawet starała się być miła. 
- Raczej nie…- powiedziałam, zapominając na ten moment o zasadach dobrego wychowania. 
- Może jednak?- starała się cokolwiek ze mnie wyciągnąć. 
- Nie jestem z Łodzi. Pochodzę z Amsterfamu, małej miejscowości oddalonej od Łodzi o około 30 km, lubię wszelkiego rodzaju sporty zespołowe i czytać książki. - odpowiedziałam na odczepnego, a niech ma! 
- A jednak nie było to takie trudne. Dziękuję bardzo, panno Florczyk. - odpowiedziała i w tej chwili wiedziałam, że nie będę mieć łatwo z nią. Cholera, jakbym miała mało zmartwień.
W tym momencie wparowała do sali drobna blondyneczka o słodkim wyglądzie, naprawdę, inaczej nie da się tego określić. Przeprosiła za spóźnienie i usiadła, oczywiście jakby inaczej, koło mnie. 
- Hej, jestem Inga Amdiff, a ty?
No i to by było tyle na temat nie rozpoczynania żadnych znajomości… 
- Agnieszka Florczyk. - Odpowiedziałam, podając jej dłoń.
- Fajnie... yyy... było coś ciekawego do tej pory? - zapytała mnie.
- Chyba nie za bardzo, bo jej nie słuchałam w sumie.
- Acha, no ok. - powiedziała lekko się śmiejąc.
Wysłuchałyśmy wychowawczyni do końca, zapisałyśmy plan i całą klasą wyszliśmy zwiedzać szkołę. Nie skupiłam się na tym za bardzo, z resztą Inga mi na to nie pozwoliła, bo bez przerwy do mnie mówiła i zapoznawała z innymi ludźmi, ona też nikogo nie znała, ale nie miała takich zahamowań jak ja. I w pewnym momencie przedstawiła mi chłopaka, którego zauważyłam już wcześniej, nie za chudy, ale tez nie gruby, dość wysoki. Nie był to typ sportowca, za jakim zwykle się oglądałam, poza tym miał dłuższe włosy(tak do brody, co zawsze zaliczałam na minus wyglądu), takie trochę afro, ale nie do końca. Jednakże to wszystko dodawało mu uroku, ale szalę na jego korzyść przeważyły jego oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam takich oczu: niebieskie, jakby rozjaśnione bielą, szczere, ale równocześnie zaczepne, buntownicze spojrzenie i ta głębia... Niemalże  się utopiłam w nich, uratował mnie jego uśmiech, który był jeszcze bardziej zabójczy niż jego oczy, o ile to w ogóle możliwe. Można powiedzieć, że zatraciłam się w tym facecie od samego początku nie wiedząc jak ma na imię, ani kim jest. Wróciłam do rzeczywistości, gdy Inga dotknęła mojego ramienia, mówiąc:
- Agnieszka, poznaj Maksa. Maks, poznaj Agnieszkę. - powiedziała uśmiechając się do nas. Podał mi rękę, którą lekko uścisnęłam.
- A to nasza buntowniczka - powiedział lekko szyderczo, ale uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Roześmiałam się na to stwierdzenie, puszczając jego dłoń i pokiwałam głową, potwierdzając. Żałowałam, że nie mam jego dłoni w swojej, bo czułam nieprzyjemny chłód, gdy tylko ją puściłam, ale zniknął, jak spojrzałam ponownie w jego oczy i niemalże znowu zatonęłam. Poszliśmy dalej. Maks rozmawiała z Ingą, od czasu do czasu spoglądając na mnie z lekką drwiną i zaciekawieniem. Nie miałam pojęcia, co znaczy to zestawienie, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, suchość w gardle, brak logicznego myślenie, nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło. Szłam za grupą, aż zorientowałam się, że zostałam tylko z Ingą, która już się ze mną żegna. Zauważyłam to dopiero jak odeszła i zrobiło się niezwykle cicho, pomachała mi i wsiadła do samochodu swojej mamy, a ja nie wiedziałam, co robić.
"Co się ze mną dzieje?" pomyślałam. Potrząsnęłam tylko głową, mając nadzieję na oczyszczenie myśli, i ruszyłam do samochodu moich rodziców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz