- Podałabyś to do Ingi? - pyta się mnie Maks, podając mi zgiętą na pół
karteczkę. Biorę ją tak by tylko go nie dotknąć, co się mi nie udaje, bo dotyka
moją dłoń przez krótki moment, który rozpala moją skórę i czuję, że się
czerwienię.
- Jasne - odpowiadam po lekkim odchrząknięciu i podaję kartkę Indze.
Ciekawość zżera mnie co jest w środku, więc pochylam się do niej by zapytać,
ale...
- Ta kartka nie była do ciebie. - wypala do mnie zdenerwowany Maks.
- Wieeem, dlatego podałam go Indze tak jak poprosiłeś. - powiedziałam,
zdziwiona jego reakcją. - O co ci chodzi?
- O nic, to po prostu nie jest do ciebie. - odpowiedział zamyślony, lekko
podirytowany. Dziwna sytuacja, od której chciałam jak najszybciej uciec.
Najgorsza jednak okazała się gonitwa myśli, o tym wszystkim. "Inga mu się
podoba. Ty na niego nie działasz tak jak on na ciebie. Daj sobie spokój, w
końcu jeszcze się nie zakochałaś, prawda?"
Dzwonek oznaczający koniec plastyki. Na reszcie. Koniec lekcji w tym
tygodniu, już mam dosyć roku szkolnego i szkoły, mimo, że dopiero połowa
października pierwszej klasy gim. Niemalże wybiegam z sali, chcę być już w
domu, zapomnieć o tym zdarzeniu. Dlaczego w ogóle się go uczepiłam i tak silnie
o nim myślę? Jestem już poza budynkiem, idę do samochodu, ale ktoś mnie woła.
Zniecierpliwiona odwracam się i widzę, Ingę biegnącą w moją stronę.
- Agnieszka...- mówi zadyszana- dobrze, że cię jeszcze złapałam.
Słuchaj, czemu tak szybko wyszłaś? Zwykle wychodziłyśmy razem. - spytała z
wyrzutem. Odwróciłam twarz, jak zwykle gdy omijałam prawdę.
- Było mi trochę duszno, więc musiałam wyjść szybciej... Poza tym troszkę
się śpieszę, mama mówiła, żebym się dzisiaj pośpieszyła.- obejrzałam się, czy
już przyjechała, ale oczywiście jej nie było - Ale jak widać jeszcze jej nie
ma... - wypowiedziałam ostatnie słowa patrząc już w jej oczy. Uśmiechnęłam się
do niej by być bardziej wiarygodną, co jest trudne, gdy jest się prawie o głowę
wyższym.
- Acha, jasne. - powiedziała z ironią. Jeszcze nigdy się tak do mnie nie
odezwała, więc się zdziwiłam w takim stopniu, że nie udało mi się ukryć tych
uczuć. - Doskonale wiem, że czujesz coś do Maksa. Nie ma się co kryć, skarbie.
I powiem ci jak przyjaciółce, że nie tylko ty coś czujesz...
- Super... Widzę, że jesteście, co raz bliżej, dzisiaj pewnie już spytał czy
będziecie razem, co?
- Słucham? ty myślisz, że ja cokolwiek do niego czuję? Owszem, lubię go, ale
to tylko kolega z klasy, nic więcej. Przynajmniej jak na razie, bo ostatnio
dużo ze mną rozmawia i boję się, że coś poczuję, ale wiem, że nie mam żadnych szans,
dlatego też przychodzę do ciebie, choć prosił mnie i to bardzo, że by nic ci
nie mówić, ale wolę nie ryzykować, więc...- nabrała powietrza i spojrzała mi w
oczy- więc, mimo jego błagań mówię ci, w
tajemnicy, że się w tobie strasznie zakochał. - wypowiedziała ostatnie słowa
jednym tchem. Nie wiedziałam, jak mam zareagować, na serio, a mama akurat
podjechała. Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie.
- Dzięki i do jutra. - powiedziałam, wsiadając do samochodu.
- Papa - odpowiedziała, patrząc za mną z dziwną miną.
Historia pewnej nastolatki, która wchodzi w dorosłość, nie do końca orientującej się w realiach jakie ją otaczają, które kłócą się z jej przekonaniami. Całość jest fikcją.
niedziela, 30 czerwca 2013
sobota, 29 czerwca 2013
The first meeting [Maks's story (part 1)]
Pierwszy dzień w gimnazjum. Nowa szkoła, żadnej znajomej twarzy, w końcu
oderwałam się od tych wszystkich ludzi z mojego miasteczka, Amsterfamu (Ok.. 20
tys. Ludzi, oddalony od Łodzi o ok. 30 km. ). Taak, teraz zaczynam tego
żałować, ale stało się i się nie od stanie. Siadam w ostatniej ławce tak, aby
nikt nie mógł usiąść koło mnie, nie mam humoru do rozpoczynania nowych
znajomości.
Zaczyna się spotkanie z wychowawcą. Jest to dość młoda blondynka, nie za
wysoka, ale też nie za niska, trzeźwy wzrok, niemalże świdrujący, styl bycia,
który nie przypisałabym, żadnej polonistce.
- Witam! Nazywam się Renata Tablińska, jestem polonistką i waszą wychowawczynią.
Mamy klasę podzielona na dwie grupy ze względu na języki: poziom języka
angielskiego i wybór języka dodatkowego: francuskiego lub niemieckiego. Nigdy
nie uczyłam się francuskiego, a z niemieckiego prawie nic nie pamiętam, wiec i
tak niewiele bym pomogła…
Babka rozgadała się na dobre, a ja odpłynęłam myślami do ostatniego roku podstawówki,
najgorszego w moim życiu jak do tej pory, bo przecież nie jest łatwo, gdy
wszyscy, których uważasz za bliskich dorabiają sobie filozofię do twojego
postępowania i odwracają się od ciebie. Pojedyncza łza zakręciła mi się w
oku…
- Agnieszka Florczyk!
Dopiero teraz powróciłam do klasy. Tablińska sprawdzała po raz pierwszy
listę.
- Jestem…- odpowiedziałam po chwili.
- Może powiesz nam coś o sobie? - zapytała w miarę ukrywając irytację,
nawet starała się być miła.
- Raczej nie…- powiedziałam, zapominając na ten moment o zasadach dobrego
wychowania.
- Może jednak?- starała się cokolwiek ze mnie wyciągnąć.
- Nie jestem z Łodzi. Pochodzę z Amsterfamu, małej miejscowości oddalonej
od Łodzi o około 30 km, lubię wszelkiego rodzaju sporty zespołowe i czytać
książki. - odpowiedziałam na odczepnego, a niech ma!
- A jednak nie było to takie trudne. Dziękuję bardzo, panno Florczyk. -
odpowiedziała i w tej chwili wiedziałam, że nie będę mieć łatwo z nią. Cholera,
jakbym miała mało zmartwień.
W tym momencie wparowała do sali drobna blondyneczka o słodkim wyglądzie,
naprawdę, inaczej nie da się tego określić. Przeprosiła za spóźnienie i
usiadła, oczywiście jakby inaczej, koło mnie.
- Hej, jestem Inga Amdiff, a ty?
No i to by było tyle na temat nie rozpoczynania żadnych znajomości…
- Agnieszka Florczyk. - Odpowiedziałam, podając jej dłoń.
- Fajnie... yyy... było coś ciekawego do tej pory? - zapytała mnie.
- Chyba nie za bardzo, bo jej nie słuchałam w sumie.
- Acha, no ok. - powiedziała lekko się śmiejąc.
Wysłuchałyśmy wychowawczyni do końca, zapisałyśmy plan i całą klasą wyszliśmy zwiedzać szkołę. Nie skupiłam się na tym za bardzo, z resztą Inga mi na to nie pozwoliła, bo bez przerwy do mnie mówiła i zapoznawała z innymi ludźmi, ona też nikogo nie znała, ale nie miała takich zahamowań jak ja. I w pewnym momencie przedstawiła mi chłopaka, którego zauważyłam już wcześniej, nie za chudy, ale tez nie gruby, dość wysoki. Nie był to typ sportowca, za jakim zwykle się oglądałam, poza tym miał dłuższe włosy(tak do brody, co zawsze zaliczałam na minus wyglądu), takie trochę afro, ale nie do końca. Jednakże to wszystko dodawało mu uroku, ale szalę na jego korzyść przeważyły jego oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam takich oczu: niebieskie, jakby rozjaśnione bielą, szczere, ale równocześnie zaczepne, buntownicze spojrzenie i ta głębia... Niemalże się utopiłam w nich, uratował mnie jego uśmiech, który był jeszcze bardziej zabójczy niż jego oczy, o ile to w ogóle możliwe. Można powiedzieć, że zatraciłam się w tym facecie od samego początku nie wiedząc jak ma na imię, ani kim jest. Wróciłam do rzeczywistości, gdy Inga dotknęła mojego ramienia, mówiąc:
- Agnieszka, poznaj Maksa. Maks, poznaj Agnieszkę. - powiedziała uśmiechając się do nas. Podał mi rękę, którą lekko uścisnęłam.
- A to nasza buntowniczka - powiedział lekko szyderczo, ale uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Roześmiałam się na to stwierdzenie, puszczając jego dłoń i pokiwałam głową, potwierdzając. Żałowałam, że nie mam jego dłoni w swojej, bo czułam nieprzyjemny chłód, gdy tylko ją puściłam, ale zniknął, jak spojrzałam ponownie w jego oczy i niemalże znowu zatonęłam. Poszliśmy dalej. Maks rozmawiała z Ingą, od czasu do czasu spoglądając na mnie z lekką drwiną i zaciekawieniem. Nie miałam pojęcia, co znaczy to zestawienie, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, suchość w gardle, brak logicznego myślenie, nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło. Szłam za grupą, aż zorientowałam się, że zostałam tylko z Ingą, która już się ze mną żegna. Zauważyłam to dopiero jak odeszła i zrobiło się niezwykle cicho, pomachała mi i wsiadła do samochodu swojej mamy, a ja nie wiedziałam, co robić.
"Co się ze mną dzieje?" pomyślałam. Potrząsnęłam tylko głową, mając nadzieję na oczyszczenie myśli, i ruszyłam do samochodu moich rodziców.
- Fajnie... yyy... było coś ciekawego do tej pory? - zapytała mnie.
- Chyba nie za bardzo, bo jej nie słuchałam w sumie.
- Acha, no ok. - powiedziała lekko się śmiejąc.
Wysłuchałyśmy wychowawczyni do końca, zapisałyśmy plan i całą klasą wyszliśmy zwiedzać szkołę. Nie skupiłam się na tym za bardzo, z resztą Inga mi na to nie pozwoliła, bo bez przerwy do mnie mówiła i zapoznawała z innymi ludźmi, ona też nikogo nie znała, ale nie miała takich zahamowań jak ja. I w pewnym momencie przedstawiła mi chłopaka, którego zauważyłam już wcześniej, nie za chudy, ale tez nie gruby, dość wysoki. Nie był to typ sportowca, za jakim zwykle się oglądałam, poza tym miał dłuższe włosy(tak do brody, co zawsze zaliczałam na minus wyglądu), takie trochę afro, ale nie do końca. Jednakże to wszystko dodawało mu uroku, ale szalę na jego korzyść przeważyły jego oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam takich oczu: niebieskie, jakby rozjaśnione bielą, szczere, ale równocześnie zaczepne, buntownicze spojrzenie i ta głębia... Niemalże się utopiłam w nich, uratował mnie jego uśmiech, który był jeszcze bardziej zabójczy niż jego oczy, o ile to w ogóle możliwe. Można powiedzieć, że zatraciłam się w tym facecie od samego początku nie wiedząc jak ma na imię, ani kim jest. Wróciłam do rzeczywistości, gdy Inga dotknęła mojego ramienia, mówiąc:
- Agnieszka, poznaj Maksa. Maks, poznaj Agnieszkę. - powiedziała uśmiechając się do nas. Podał mi rękę, którą lekko uścisnęłam.
- A to nasza buntowniczka - powiedział lekko szyderczo, ale uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Roześmiałam się na to stwierdzenie, puszczając jego dłoń i pokiwałam głową, potwierdzając. Żałowałam, że nie mam jego dłoni w swojej, bo czułam nieprzyjemny chłód, gdy tylko ją puściłam, ale zniknął, jak spojrzałam ponownie w jego oczy i niemalże znowu zatonęłam. Poszliśmy dalej. Maks rozmawiała z Ingą, od czasu do czasu spoglądając na mnie z lekką drwiną i zaciekawieniem. Nie miałam pojęcia, co znaczy to zestawienie, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, suchość w gardle, brak logicznego myślenie, nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło. Szłam za grupą, aż zorientowałam się, że zostałam tylko z Ingą, która już się ze mną żegna. Zauważyłam to dopiero jak odeszła i zrobiło się niezwykle cicho, pomachała mi i wsiadła do samochodu swojej mamy, a ja nie wiedziałam, co robić.
"Co się ze mną dzieje?" pomyślałam. Potrząsnęłam tylko głową, mając nadzieję na oczyszczenie myśli, i ruszyłam do samochodu moich rodziców.
piątek, 28 czerwca 2013
And you again...
'Olać to! Tak będzie najlepiej, przecież nie chcesz przechodzić przez to kolejny raz...' krzyczałam na siebie w myślach 'Przecież potrafisz tak zrobić, a nie mówiąc im o swoich sprawach, nie będziesz ich tak strasznie martwić!'. Dokładnie przez dwa dni po moim cudownym podsłuchiwaniu starałam się wbić to do głowy. Stoję przed lustrem w łazience oparta o umywalkę. Moje loki zwisają mi wokół twarzy, a w lustrze dostrzegam tylko wielkie, niebieskie, niewyobrażalnie przerażone oczy.
- Cholera...
Potrząsnęłam tylko głową i zabrałam się do codziennego porannego rytuału. Po prysznicu, założyłam soczewki, delikatny make-up i zdjęcie wałków, ubrać się i fiołkowa mgiełka.
- Agnieszkaaaaa! Jedziemy! - wrzasnął na mnie mój młodszy brat, Kacper.
- Już idęęę!
Zabrałam torbę i zbiegłam do samochodu. Mama odpaliła i ruszyła.
- Mogłabyś zrobić prawko, byłoby łatwiej...
- Wiem, mamo, ale sama wiesz, że kasy nie mamy na razie, a poza tym dopiero po osiemnastce mogę zdawać, więc...
- To nie tak długo, w końcu lata kończysz 25 lipca...
- Jeszcze zobaczymy, mamy początek czerwca dopiero.
- Chyba JUŻ. - Oczywiście musiał dopowiedzieć Kacper.
- Zobaczymy. - Powtórzyłam z naciskiem.
Do końca siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Kiedy dojechaliśmy padło to samo pytanie zadawane każdego dnia...
- O której kończycie?
- O 17, jak prawie codziennie, mamo...- odpowiedziałam.
- Pogadamy jeszcze jak wrócicie, ok?
- Jasne...- rzuciłam i wysiadłam.
Tak na serio dlaczego tak wszystkim na tym zależy? Przecież mam jeszcze czas, poza tym nie jestem pewna czy sprawdzę się jako kierowca, więc... Z reszta nieważne. Pora przełączyć się na szkołę. N. do mnie macha, odmachuje i podchodzę do niej.
- Hej...- buziak w policzek, z pozostałymi też.
- Hej, czemu dzisiaj też jesteś później, już wróciliśmy z bloczków. Znowu nie poszłaś z nami.
- Znowu zaspałam, sorki. Poza tym ograniczam, nie chcę palić przed zajęciami, bo potem nie mogę normalnie gadać z nauczycielami...
- Ok. Ale pamiętasz jak takie ograniczanie skończyło się ostatnio?
- Tak, tak... Paczka na dzień, nigdy nie przepuściłam tyle kasy w ciągu tygodnia, a złożyły się na to jeszcze osiemnastki, więc więcej poszło...
- Acha, tłumacz się, hahaha...
- Dobra chodźcie.
Dzień jak codzień, lekcje, dłużące się lekcje itd., aż do ostatniej lekcji, języka polskiego.
Wszyscy siedzą znudzeni, słuchają jednym uchem, a wypuszczają drugim to co mówi nasza wychowawczymi, omawiając charakterystykę Rodiona ze "Zbrodni i kary". Po jakimś czasie słyszymy pukanie do drzwi, pani przerywa swój monolog i mówi z lekką irytacją...
- Proszę!
Do sali wchodzi wysoki na co najmniej 195 cm chłopak, o dobrze przyciętych włosach i niezwykle szczerych, niebieskich oczach i śniadej twarzy. Moje serce przyspiesza do takiego tempa, że ledwie jestem w stanie uwierzyć, że jeszcze nie wyskoczyło. Nie jestem w stanie już na niczym się skupić, o czymkolwiek myśleć. Jedyne co zauważam, że coś się zmieniło w jego posturze, ale wiem doskonale kto to. Poznałabym go wszędzie.
- Dzień dobry, pani profesor! - mówi z przepięknym, szerokim uśmiechem Maks.
- Cholera...
Potrząsnęłam tylko głową i zabrałam się do codziennego porannego rytuału. Po prysznicu, założyłam soczewki, delikatny make-up i zdjęcie wałków, ubrać się i fiołkowa mgiełka.
- Agnieszkaaaaa! Jedziemy! - wrzasnął na mnie mój młodszy brat, Kacper.
- Już idęęę!
Zabrałam torbę i zbiegłam do samochodu. Mama odpaliła i ruszyła.
- Mogłabyś zrobić prawko, byłoby łatwiej...
- Wiem, mamo, ale sama wiesz, że kasy nie mamy na razie, a poza tym dopiero po osiemnastce mogę zdawać, więc...
- To nie tak długo, w końcu lata kończysz 25 lipca...
- Jeszcze zobaczymy, mamy początek czerwca dopiero.
- Chyba JUŻ. - Oczywiście musiał dopowiedzieć Kacper.
- Zobaczymy. - Powtórzyłam z naciskiem.
Do końca siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Kiedy dojechaliśmy padło to samo pytanie zadawane każdego dnia...
- O której kończycie?
- O 17, jak prawie codziennie, mamo...- odpowiedziałam.
- Pogadamy jeszcze jak wrócicie, ok?
- Jasne...- rzuciłam i wysiadłam.
Tak na serio dlaczego tak wszystkim na tym zależy? Przecież mam jeszcze czas, poza tym nie jestem pewna czy sprawdzę się jako kierowca, więc... Z reszta nieważne. Pora przełączyć się na szkołę. N. do mnie macha, odmachuje i podchodzę do niej.
- Hej...- buziak w policzek, z pozostałymi też.
- Hej, czemu dzisiaj też jesteś później, już wróciliśmy z bloczków. Znowu nie poszłaś z nami.
- Znowu zaspałam, sorki. Poza tym ograniczam, nie chcę palić przed zajęciami, bo potem nie mogę normalnie gadać z nauczycielami...
- Ok. Ale pamiętasz jak takie ograniczanie skończyło się ostatnio?
- Tak, tak... Paczka na dzień, nigdy nie przepuściłam tyle kasy w ciągu tygodnia, a złożyły się na to jeszcze osiemnastki, więc więcej poszło...
- Acha, tłumacz się, hahaha...
- Dobra chodźcie.
Dzień jak codzień, lekcje, dłużące się lekcje itd., aż do ostatniej lekcji, języka polskiego.
Wszyscy siedzą znudzeni, słuchają jednym uchem, a wypuszczają drugim to co mówi nasza wychowawczymi, omawiając charakterystykę Rodiona ze "Zbrodni i kary". Po jakimś czasie słyszymy pukanie do drzwi, pani przerywa swój monolog i mówi z lekką irytacją...
- Proszę!
Do sali wchodzi wysoki na co najmniej 195 cm chłopak, o dobrze przyciętych włosach i niezwykle szczerych, niebieskich oczach i śniadej twarzy. Moje serce przyspiesza do takiego tempa, że ledwie jestem w stanie uwierzyć, że jeszcze nie wyskoczyło. Nie jestem w stanie już na niczym się skupić, o czymkolwiek myśleć. Jedyne co zauważam, że coś się zmieniło w jego posturze, ale wiem doskonale kto to. Poznałabym go wszędzie.
- Dzień dobry, pani profesor! - mówi z przepięknym, szerokim uśmiechem Maks.
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Everybody seems not to know her (prolog)
Zapewne nawet nie kojarzycie tej dziewczyny w ten sposób, ale w każdym liceum, z reszta nie ważne gdzie, znajdzie się dziewczyna, o której wiecie wszystko. A przynajmniej tak się wam wydaje. Taka dziewczyna o spokojnym nawet usposobieniu, bezproblemowa, w miarę towarzyska, ale nie lubi wychodzić z wami "na piwo", robi to tylko czasami - dla świętego spokoju. Tak naprawdę nic o niej nie wiecie. Nawet niezła z niej aktorka...
Jak się pewnie domyślacie jestem właśnie taką dziewczyną. Czy jest takich jak ja wiele? Nie wiem, mam nadzieję, że nie, bo chyba nie życzyłabym takiego żałosnego życia nikomu. Możliwe, że jestem jedyna....
Jeden z typowych dni drugoklasistki liceum, która stara się spełnić swoje i tak zbyt wysokie ambicje. Kolejna nie przeczytana lektura, brak czasu na zrobienie czegokolwiek i w sumie brak perspektyw na spełnienie się w jakiejkolwiek sferze. Wymiana książek w szafce podczas jednej z dłuższych przerw. Szafki znajdowały się w osobnym pomieszczeniu, które w jednym miejscu miało przepierzenie zza którego nie można było nikogo zobaczyć, ale można było wszystko dokładnie usłyszeć. Wtedy właśnie usłyszałam cztery najbliższe mi osoby rozmawiające o mnie z chłopakiem (niech będzie mu 'Łukasz'), który jeszcze rok temu niezwykle mi się podobał.
- Żartujesz sobie! Ma 18 lat i nadal nie... - niemalże wykrzyknął Łukasz.
- No jasne, że nie. Proszę Cię, przecież to po niej widać. Z resztą po każdej dziewicy to widać, chociażby po sposobie bycia...- odpowiedziała mu Ewka.
- Ale przecież niczego jej nie brakuje, wręcz przeciwnie. Sami z Piotrkiem doskonale wiemy, że każdy chciałby do niej podbić, ale nie dość, że wiemy, że nie mamy żadnych szans to wygląda na od dawna zajętą!
- A bo ja wiem... Agnieszka nigdy nie była z żadnym facetem, w żadnym związku... Nie wiem dlaczego, w sumie dopiero teraz widzę, że to trochę nie normalne... - odpowiedziała mu E. zapewne przygryzając swój długi paznokieć u kciuka, jak to zawsze robiła. I dopiero w tym momencie zorientowałam się, że rozmawiają o mnie i zaczęłam słuchać, ale niestety zorientowali się, że znikłam im z oczu i przerwali rozmowę, więc musiałam wyjść z tamtego pomieszczenia. Przeszłam koło nich, uśmiechnęłam się do nich i poszłam przebrać się na wf.
I tu rozgalopowały się moje myśli. 'O co im chodziło? Czy naprawdę to takie niezwykłe? Ale co do cholery ich to obchodzi? A może E. ma rację i ze mną rzeczywiście coś nie tak?' Przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam nie brzydką 18-latkę, zaokrągloną w odpowiednich miejscach, trochę za wysoką (176 cm) z przenikliwym spojrzeniem osoby zbytnio martwiącej się o wszystko. 'Gdyby jeszcze ktoś był w stanie mnie pokochać, albo w ogóle mnie chciał...'
Minął wf, przedsiębiorczość, chemia i powróciło zainteresowanie mną moich przyjaciół.
- Idziesz na szluga? - spytał Piotrek trzymając szeroko do mnie uśmiechniętą Ewkę za rękę.
- Nie. Mama po mnie już przyjechała, poza tym tata wczoraj wyjechał do Niemiec na roboty, więc wolę trochę z nią pobyć. - odpowiedziałam.
- No ok...
- Ale ja muszę z tobą pogadać! - wykrzyknęła za mną Ewka.
- To chodź ze mną do szafki!- odkrzyknęłam już odchodząc.
Dogoniła mnie dopiero przy szafce. 'No już wyrzuć z siebie to co masz mi do powiedzenia... Powiedz mi co tam sobie wykombinowałaś." pomyślałam, nic do niej nie mówiąc, ani patrząc.
- Martwię się o Ciebie, skarbie. Powiesz mi?
- Co mam Ci powiedzieć? - zapytałam zdenerwowana, przypominając sobie ich pogawędkę. Spojrzałam na tą śliczną, drobna blondyneczkę o niebieskich oczkach i kręconych włosach do pasa.
- No sama doskonale wiesz o co mi chodzi. Powiesz mi? Wolałabym usłyszeć twoją wersję, w ogóle wolałam dowiedzieć się tego od Ciebie, no ale dowiedziałam się inaczej. Więc, powiesz mi?
- Ewa... Nie mam zielonego pojęcia o co Ci chodzi naprawdę, bo nic istotnego ostatnio się nie działo, a o moim tacie wiesz, więc... - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. E. zrobiła tylko obrażoną minę.
- Jak wolisz...- powiedziała i odeszła.
Szczerze nie wiem o co jej chodziło. A tak na serio, o co im wszystkim chodzi?
Jak się pewnie domyślacie jestem właśnie taką dziewczyną. Czy jest takich jak ja wiele? Nie wiem, mam nadzieję, że nie, bo chyba nie życzyłabym takiego żałosnego życia nikomu. Możliwe, że jestem jedyna....
Jeden z typowych dni drugoklasistki liceum, która stara się spełnić swoje i tak zbyt wysokie ambicje. Kolejna nie przeczytana lektura, brak czasu na zrobienie czegokolwiek i w sumie brak perspektyw na spełnienie się w jakiejkolwiek sferze. Wymiana książek w szafce podczas jednej z dłuższych przerw. Szafki znajdowały się w osobnym pomieszczeniu, które w jednym miejscu miało przepierzenie zza którego nie można było nikogo zobaczyć, ale można było wszystko dokładnie usłyszeć. Wtedy właśnie usłyszałam cztery najbliższe mi osoby rozmawiające o mnie z chłopakiem (niech będzie mu 'Łukasz'), który jeszcze rok temu niezwykle mi się podobał.
- Żartujesz sobie! Ma 18 lat i nadal nie... - niemalże wykrzyknął Łukasz.
- No jasne, że nie. Proszę Cię, przecież to po niej widać. Z resztą po każdej dziewicy to widać, chociażby po sposobie bycia...- odpowiedziała mu Ewka.
- Ale przecież niczego jej nie brakuje, wręcz przeciwnie. Sami z Piotrkiem doskonale wiemy, że każdy chciałby do niej podbić, ale nie dość, że wiemy, że nie mamy żadnych szans to wygląda na od dawna zajętą!
- A bo ja wiem... Agnieszka nigdy nie była z żadnym facetem, w żadnym związku... Nie wiem dlaczego, w sumie dopiero teraz widzę, że to trochę nie normalne... - odpowiedziała mu E. zapewne przygryzając swój długi paznokieć u kciuka, jak to zawsze robiła. I dopiero w tym momencie zorientowałam się, że rozmawiają o mnie i zaczęłam słuchać, ale niestety zorientowali się, że znikłam im z oczu i przerwali rozmowę, więc musiałam wyjść z tamtego pomieszczenia. Przeszłam koło nich, uśmiechnęłam się do nich i poszłam przebrać się na wf.
I tu rozgalopowały się moje myśli. 'O co im chodziło? Czy naprawdę to takie niezwykłe? Ale co do cholery ich to obchodzi? A może E. ma rację i ze mną rzeczywiście coś nie tak?' Przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam nie brzydką 18-latkę, zaokrągloną w odpowiednich miejscach, trochę za wysoką (176 cm) z przenikliwym spojrzeniem osoby zbytnio martwiącej się o wszystko. 'Gdyby jeszcze ktoś był w stanie mnie pokochać, albo w ogóle mnie chciał...'
Minął wf, przedsiębiorczość, chemia i powróciło zainteresowanie mną moich przyjaciół.
- Idziesz na szluga? - spytał Piotrek trzymając szeroko do mnie uśmiechniętą Ewkę za rękę.
- Nie. Mama po mnie już przyjechała, poza tym tata wczoraj wyjechał do Niemiec na roboty, więc wolę trochę z nią pobyć. - odpowiedziałam.
- No ok...
- Ale ja muszę z tobą pogadać! - wykrzyknęła za mną Ewka.
- To chodź ze mną do szafki!- odkrzyknęłam już odchodząc.
Dogoniła mnie dopiero przy szafce. 'No już wyrzuć z siebie to co masz mi do powiedzenia... Powiedz mi co tam sobie wykombinowałaś." pomyślałam, nic do niej nie mówiąc, ani patrząc.
- Martwię się o Ciebie, skarbie. Powiesz mi?
- Co mam Ci powiedzieć? - zapytałam zdenerwowana, przypominając sobie ich pogawędkę. Spojrzałam na tą śliczną, drobna blondyneczkę o niebieskich oczkach i kręconych włosach do pasa.
- No sama doskonale wiesz o co mi chodzi. Powiesz mi? Wolałabym usłyszeć twoją wersję, w ogóle wolałam dowiedzieć się tego od Ciebie, no ale dowiedziałam się inaczej. Więc, powiesz mi?
- Ewa... Nie mam zielonego pojęcia o co Ci chodzi naprawdę, bo nic istotnego ostatnio się nie działo, a o moim tacie wiesz, więc... - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. E. zrobiła tylko obrażoną minę.
- Jak wolisz...- powiedziała i odeszła.
Szczerze nie wiem o co jej chodziło. A tak na serio, o co im wszystkim chodzi?
Subskrybuj:
Posty (Atom)