Instagram Tweetnij

piątek, 25 lipca 2014

Broken or not

Tak dawno już nie słyszała tego dźwięku, że niemal o nim zapomniała, ale on nie zapomniał o niej. Spóźnij się w prawdzie jakieś pięć minut, ale nie zapomniał.
Chciał znów ją przytulić i już nigdy nie puścić. Nie widzieli się dwa tygodnie, ale wczorajsza rozmowa niezwykle dała mu do myślenia. Za nic nie chciał stracić Agnieszki. Ale jej ostatnie rozmowy z nim były zbyt chłodne, jakby nie widzieli się z cztery miesiące, co najmniej, a nie dwa tygodnie. Miał nadzieję, że to tylko jeden z jej gorszych dni, ale czuł, że to nie prawda.
Spóźnił się pięć minut, więc gdy już był na parkingu przed jej szkołą tłum powoli się rozchodził. Wjeżdżając minął samochód tego chłopaka, którego poznał dnia, gdy chciał zrobić Agnieszce niespodziankę. Bartek i Maks zmierzyli się spojrzeniami.
Bartek nie umiał określić tego faceta, miał się, czym przejmować czy mógł go zignorować? Tego nie wiedział i zaczynało go to martwić. Agnieszka patrzyła na Maksa w sposób, jaki patrzą alergicy na czekoladę. Wiedzą, że mogą umrzeć, ale i tak chcą spróbować. I to chyba najbardziej denerwowało Bartka. Wiedział, że nic nie może na to poradzić, ale za żadne skarby nie chciał jej stracić.
Jednakże najważniejsze pytanie to, czy ten przeklęty gościu jest zainteresowany Agą bardziej niż przeciętny facet, z którym chodzi do jednej klasy. Jeśli tak, to czy ma jakieś szanse. A jeśli nie, to czy Agnieszka coś czuje do tamtego. Myśli o niej i Maksie rozsadzały czaszkę Bartkowi. Ledwo zauważył, że znajomi Agi są jeszcze przed szkołą.
Ewa Kawa do niego pomachała. Zatrzymał motor koło nich i zdjął kask. Uśmiechnął się najlepiej jak umiał. Nic na to nie mógł poradzić, uwielbiał, gdy podobał się dziewczynom, nawet one nie musiały podobać się jemu. W sumie nigdy się nie podobały, Aga była pierwszą, na którą tak naprawdę zwrócił uwagę. Jego poprzednie dwa dłuższe związki polegały jedynie na podobnych zainteresowaniach i wyglądzie. Gdy spotkał się z tymi dziewczynami jakieś dwa miesiące temu, czyli podczas związku z Agą, nie mógł uwierzyć, że wytrzymał z którąkolwiek dłużej niż pięć minut gadania. Agnieszka była inna. Oczywiście była piękna i urocza. Ale zakochał się w jej głosie i spojrzeniu, nad którym nie umiała panować. Ta mieszanka szyderstwa, drwiny i potępienia była zniewalająca.
Pamiętał dokładnie chwilę, w której zorientował się, że Agnieszka istnieje. To był koniec pierwszego miesiąca rozgrywek drugoligowych. Mecz z ważnym przeciwnikiem i konieczność najwyższej koncentracji. Był w pierwszej szóstce zespołu. Zawodników przedstawił już ostatni raz w tym sezonie prezes klubu, w którym Bartek grał na przyjęciu. Następnym razem miała to robić już Aga. Ale już tego dnia prezes postanowił przekazać jej pałeczkę i pozwolił podawać wyniki przez mikrofon, oraz nazwiska przy zagrywce oraz inne tego typu sprawy związane z komentatorstwem sportowym. Chyba można to tak nazwać. W każdym razie zawodnicy obu drużyn wyszli już na boisko, sędziowie sprawdzili ustawienia, zagrywkę miała drużyna przeciwna i w tedy po raz pierwszy usłyszał jej głos.
- Mecz rozpocznie zespół z Rzeczycy, na zagrywce środkowy zespołu Michał Krymarys. – popłynęło przez głośniki, a Bartek zamarł i mógł jedynie się wpatrywać we właścicielkę tego cudu. Był tak osłupiały, że nie usłyszał gwizdka, po którym rozpoczął się mecz i poleciała pierwsza zagrywka. Nawet piłki nie zauważył, pewnie właśnie, dlatego dostał prosto w głowę i nawet się nie bronił. Co jak co, ale krzyk trenera Florczyka niemal od razu go obudził, choć zdezorientowany spojrzał na niego nieobecnym spojrzeniem, gdy tamten jeszcze krzyczał. Od razu zdjął go z boiska i posłał na ławkę, nadal wykrzykując coś o ważnych momentach i skupieniu potrzebnym do wygranej tego meczu. Bartek prawie go nie słuchał, wiedział, że lepiej się nie odzywać i przeprosić za pięć minut, niż odezwać się teraz i siedzieć w kwadracie przez pół sezonu. Spojrzał wtedy na tą dziewczynę przy pulpicie sędziowskim i przyjrzał się jej dokładniej. Gdy tylko na niego spojrzała, posłał jej swój najlepszy uśmiech, który, miał nadzieję, odwzajemni. Nie zrobiła tego, posłała mu tylko swoje spojrzenie z rodzaju „Jesteś idiotą.” i z powrotem przyglądała się meczowi. Ale już po pięciu sekundach na jej twarzy wykwitł rumieniec i przepiękny uśmiech. Zerknęła na niego, a gdy zorientowała się, że on wciąż jej się przygląda, szybko odwróciła wzrok, rumieniąc się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Bartek uśmiechnął się szeroko, pewny, że i ona zapamięta go na dłużej niż innych chłopaków. Musiał się jeszcze dowiedzieć, kim ona jest…
Ewie zawsze miękły kolana, gdy w okolicy pojawiał się tego typu uśmiech, więc przez chwilę nie wiedziała jak się mówi. Piotrek i Nora zdążyli się już przywitać z Bartkiem, kiedy ona w końcu wykrztusiła coś na powitanie. Uśmiechnęła się do niego i jak najszybciej przytuliła do Papiera, żeby się nie zapomnieć. Może ich układ nie był idealny, ale Kawa nie chciała skrzywdzić Piotrka, mimo wszystko wiele dla niej znaczył.
- Gdzie jest Aga?- spytał prosto z mostu Bartek.
Cała trójka popatrzyła na siebie zakłopotana. Co mieli mu powiedzieć? Czy powinni mu mówić? Nie będzie lepiej jak wszystko wytłumaczy mu Aga? Dziewczynom myśli się jedynie piętrzyły i nie wiedziały, co mają robić, aby nie skłamać i nie zdradzić przyjaciółki. Z wybawieniem przyszedł im Papier.
- Poszła w tamtą stronę, między blokami. Nie była w najlepszym stanie, lepiej, żebyś ją znalazł, zanim Maks to zrobi, bo chyba właśnie, dlatego tak szybko wyjechał.- mówił szybko podenerwowany, bo wolał, żeby to Aga wszystko wyjaśniła Bartkowi, a nie on. Poza tym Piotrek sam nie wiedział, o co poszło Maksowi i Agnieszce, ale nigdy nie słyszał jeszcze jej tak zdenerwowanej, rzucającej takim słownictwem publicznie.
- Dlaczego nie została z wami? – spytał Bartek.- I dlaczego Maks miał by za nią gonić?- co raz bardziej podnosił głos i mrużył oczy.
Piotrek jedynie wzruszył ramionami, a dziewczyny unikały jego wzroku. Papier westchnął ciężko.
- Mówię ci stary ty lepiej ją znajdź i pogadajcie uczciwie, bo może być niewesoło…- stwierdził już tylko mocno zirytowanym głosem. – Znając ją będzie na jakiejś ławce, czy coś…
- Wiem.- rzucił Bartek i szybko założył kask. Jeszcze nigdy nie był tak zdenerwowany, przerażony i wkurzony na Agę. Gdzie ona jest? Co się stało? I dlaczego nawet nie odbiera komórki?
Właśnie mijał jakiś plac zabaw na osiedlu z domkami szeregowymi, gdy ją zauważył. Huśtała się na huśtawce, zupełnie beztroska i zadowolona z życia, ciesząc się wiatrem wkoło niej. Zatrzymał się przed furtką i zdjął kask, wydawała się zupełnie go nie zauważać. Zgasił silnik i wszedł na plac. Powoli podszedł do huśtawki, stanął z boku i przyglądał się jej. Miała zamknięte oczy, uśmiech na twarzy i zaschnięte już łzy na policzkach.
Gdy tylko przystanął, wyczuła czyjś wzrok na sobie, przestała się huśtać i otworzyła oczy. Spojrzała prosto w oczy Bartka i momentalnie wysunęła stopę, aby zatrzymać się od razu. Stanęła i spojrzała jeszcze raz w jego przepastne niebieskie oczy.
- Cześć…- powiedziała cichym głosem, jakby jej ulżyło. Posłała mu uśmiech wyrażający olbrzymią ulgę i szczęście. Ujął jej dłoń i poprowadził do siebie. Przytulił ją do siebie. Tak bardzo za nią tęsknił, tak się bał, że ją stracił. Ale jej zachowanie zaprzeczało wszystkim jego obawom, niemalże zapomniał o uwagach Piotra pięć minut temu. Najważniejsze było to, że trzymał ją w swoich ramionach.
Agnieszka westchnęła głęboko i wciągnęła tak znajomy sobie zapach, dzięki, któremu czuła się zupełnie bezpiecznie i na miejscu.
Bartek przesunął dłonią po policzku Agnieszki, ocierając wyschnięte już łzy i delikatnie ją pocałował. Dziewczyna zarzuciła mu ręce za szyję i przyciągnęła go mocniej do siebie, nigdy nie czuł od niej takiej tęsknoty i pragnienia, jak dziś. Przytulił ją do siebie mocniej, gdy zdyszani lekko się odsunęli od siebie.
- Jak się czujesz?- wyszeptał w jej włosy, ciągle trzymając ją jak najbliżej siebie.
- Teraz już dobrze, na swoim miejscu. – wyszeptała. Lekko odchrząknęła i spojrzała głęboko w jego oczy.- Jestem dokładnie tam, gdzie powinnam i pragnę być. – powiedziała, akcentując każde słowo.
Bartek jedynie przytulił ją jeszcze mocniej, widząc szczerość i czułość w jej oczach.
Trzymał ją tak może parę sekund, gdy poczuł jak Agnieszka lekko się trzęsie od śmiechu.
- Ja też się za tobą stęskniłam, skarbie, ale zaraz mnie udusisz…- wydusiła, ledwo łapiąc oddech przez śmiech i jego silny uścisk.
Wypuścił ją z objęć, ale dalej trzymał ją za rękę. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Jedźmy już do domu…- poprosiła i zaczęli iść w stronę motoru. Bartek pomógł jej wsiąść na motor i założyć kask, usiadł za kierownicą i poczuł jak Agnieszka delikatnie się do niego przysunęła i przytuliła, żeby się przytrzymać podczas jazdy. Tak tęsknił za tym uczuciem.
Uśmiechnięty założył swój kask, uruchomił silnik i odjechali w stronę Amsterfamu.

niedziela, 20 lipca 2014

Again, again, again...

- Przepraszam, namieszałem, choć, Bóg mi świadkiem, nie chciałem. – powiedziałem, ocierając delikatnie łzę z jej policzka. Byłem o jeden skurcz serca od pocałowania jej i wycofania się z wszystkiego, co powiedziałem lub zrobiłem po tym pocałunku w mojej sypialni. Ale to ona podjęła już decyzję, momentalnie poczułem chłodną zmianę w mowie jej ciała. Cofnęła się o krok, a ja zabrałem dłoń z jej policzka. Spojrzała na mnie pustym, chłodnym wzrokiem, którego nie widziałem u niej od gimnazjum, po przypale z Arkiem.
- Jasne. – wychrypiała i odwróciła ode mnie wzrok. – Z resztą… Nie ważne. Masz rację już się nie zobaczymy więcej.- urwała i spojrzała głębiej w moje oczy. – A przynajmniej do września, albo i w ogóle, kto wie…
Odwróciła się i pospiesznie odeszła między bloki.
- Stary, wszystko okej? – podszedł do mnie Lukaning i położył rękę na moim barku.
Spojrzałem na niego tylko i strzepnąłem jego dłoń.
- Jasne. Wszystko w najlepszym porządku. – wycedziłem ostro przez zęby. – A co by miało się dziać?- spytałem, patrząc wyzywająco na niego i pozostałych kumpli. Do cholery z nimi! Ustawiają się jak im każę, a i tak patrzą na nią, jakbym tego nie widział.
- Luz, stary… Po prostu to było nieźle popierdolone… Ta twoja pogadanka z Agą, tak po cichu, tylko do uszek, po tym jak na ciebie nawrzeszczała, tak przy wszystkich. – Lukaning cofnął się o krok z lekko uniesionymi rękoma, patrząc nieufnie w moje oczy i chyba spodziewając się wybuchu. Faktem jest, że od przyjazdu nie miałem żadnego, a teraz byłem ledwie o krok.
Nikt nie powinien się zorientować, że tylko ona prowadzi mnie zawsze na skraj wytrzymałości. Każdy wybuch był w pewien sposób powiązany z Agą. Ale zawsze udało mi się to jakoś ukryć, teraz nie byłoby nawet najmniejszej szansy, żeby się jakoś wyprzeć lub ominąć takie skojarzenie. Musiałem się uspokoić. Natychmiast!
Gdyby tylko nie patrzyli na mnie z taką troską? Litością... Jeszcze bardziej mnie to... denerwowało. Odetchnąłem na tyle głęboko, aby nikt się nie zorientował. Trochę pomogło.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i udałem, że dostałem smsa.
- Sorry chłopaki, ale muszę lecieć...- wydusiłem z siebie w miarę normalnym głosem. Spojrzałem na nich.- Ojciec coś ode mnie chce i mam wracać. Cholerny pan i władca.- wycedziłem, obserwując jak pochłaniają moje kłamstwo i przyjmują jako prawdę.
- No spoko. - odezwał się w końcu Kamil.- Ale będziesz dzisiaj u mnie o w pół do siódmej?- spytał dodatkowo.
- Jasne.- odpowiedziałem, posyłając mu swój wyćwiczony, zdawkowy uśmiech.- Ale nie jestem pewny czy dam rade kupić wszystko i przywieźć. Poradzicie sobie beze mnie?- dodałem, odchodząc w stronę samochodu. Wiedziałem, że nie mają innego wyboru niż sobie "poradzić" beze mnie.
- Tak, jasne...- rzucił Kamil, przeszywając mnie swoim bystrym spojrzeniem. Zawsze miałem wrażenie, że mnie rozgryzł i wie w co gram, ale potem robił, albo mówił coś co odwracało moją uwagę, lub rozwiewało takie myśli.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę. Nie miałem dużo czasu, a musiałem porozmawiać z jedyną osobą której ufałem, bardziej niż komukolwiek innemu, bardziej niż sobie, a wiedziałem, że jest w Łodzi od dosłownie pół godziny...
Znowu musiałem poradzić się co począć z Agą Ingi Amdiff...

środa, 16 lipca 2014

Say "Goodbye, my dear!", say "Hello!"

Ostatni tydzień drugiej klasy minął, a ja nie myślałam o niczym innym jak o Bartku i Maksie. Miałam potężny problem, bo powiedzmy sobie szczerze, kochałam obu, ale zakochana byłam tylko w jednym i to od zawsze...
Wiedziałam o tym przecież od zawsze, że to Maks jest tym jedynym... Czemu więc niepotrzebnie mieszałam się w związek z Bartkiem? Ale przecież wtedy czułam to coś do niego i nadal czuję, jest mi wciąż bliski i potrzebny... Ale to, co się działo w ostatni weekend? Przerosło moje najgorsze koszmary o możliwości nieracjonalnego myślenia i postępowania względem Maksa. Doskonale przecież wiedziałam, że mam do niego słabość i nie powinnam się z nim w ogóle zadawać, rozmawiać, nawet patrzeć na siebie nie powinniśmy... I jeszcze się nie odezwał, a wysłałam mu chyba z tysiąc wiadomości i z milion razy dzwoniłam...
- Niezły pasztet...- powiedziałam, stojąc nad ubraniami wcześniej przygotowanymi na zakończenie roku. Ubrałam się i poszłam na śniadanie.
- Dzień dobry!- przywitałam się z mamą i Kacprem.
- Ceesć!- wydobył z siebie jakiś dźwięk Kacper i włożył większy kawałek kanapki sobie do ust. Serio, czasem zadziwiało m nie ile ten człowiek może w siebie władować. Popatrzyłam na niego przez chwile z obrzydzeniem i usiadłam przy stole.
- Dzień dobry! Kawy czy herbaty? - spytała mama.
- Kawy, jakoś nie mogłam zasnąć w nocy...
- Coś się stało? Jakoś cały tydzień chodziłaś taka markotna...- spytała podając mi kawę i siadając również do śniadania.
- Nie. Tak jakoś wyszło...- wzruszyłam jedynie ramionami i przywołałam uśmiech na usta.- Bartek dzisiaj wraca. - powiedziałam szybko i wpakowałam sobie kanapkę do ust, żeby nie musieć więcej gadać.
- O to fajnie. Zabierasz go na jakąś imprezę? W końcu zakończenie roku... - spytała. A ja tylko pokiwałam głową na potwierdzenie.
Kacper w tym momencie spojrzał na zegarek i zerwał się z miejsca.
- Dobra. Jak nie chcemy się spóźnić to musimy się zbierać… - stwierdził, wychodząc z kuchni.
Za pięć minut wszyscy byliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do Łodzi.
A ja zatopiłam się w myślach o Bartku. Ciekawe, czemu nie chciał mi powiedzieć, o której będzie… I co ma znaczyć ten sms „Niespodzianka. Jeszcze dziś się zobaczymy :*”?!? Muszę się uspokoić, bo inaczej oszaleję i nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie… Przynajmniej znowu z Ingą mam dobry kontakt, może spędzę u niej jakiś tydzień podczas wakacji. Jeszcze się zobaczy…
Dojechaliśmy do szkoły oczywiście w połowie apelu, więc poczekałam na wychowawczą i dopiero wtedy dołączyłam do mojej klasy. Usiadłam z Norą w ostatniej ławce za Kawą i Papierem.
- Co się stało? Czemu nie było cię na apelu?- spytały obie.
- Nic takiego. Po prostu znowu nie mogłam się wyszykować i się spóźniłam. - powiedziałam trochę na odczepnego i rozejrzałam się po klasie. Na drugim jej końcu, tuż przy biurku Tablińskiej siedział Maks z Kamilem i Lukaningiem. Spojrzałam lekko spanikowana na Kawę i Norę. - Co tu robi Maks?- spytałam ciutkę drżącym głosem.
- Zaraz się dowiesz...- powiedziała Nora i oparła się na krześle z skrzywioną miną.
- I nie będziesz zadowolona...- dokończyła Ewka i odwróciła się. Obie zamilkły, a wychowawczyni rozpoczęła swoją pogadankę.
- Witam wszystkich i równocześnie żegnam, bo pora na wakacje, prawda?- lekki śmiech Tablińskiej i paru osób, które to jakimś cudem rzeczywiście rozśmieszyło - Ale do rzeczy, w końcu, każdemu z nas zależy na czasie... Dziękuje wam za ten rok, dziękuję również samorządowi za współpracę... Obyście dobrze wypoczęli w te wakacje, bo w przyszłym roku czeka was wiele pracy... A propos przyszłego roku... Wiem, że to jeszcze nieoficjalne, ale skoro już papiery są złożone i podpisane przez dyrekcję... Chciałabym serdecznie powitać nowego ucznia naszej klasy, Maksa Wirkowskiego. Pomimo zdanej już matury międzynarodowej postanowił...- reszty nie usłyszałam, zatonęłam zaskoczona w przepraszającym spojrzeniu Maksa. Po chwili jednak odwrócił się i już więcej na mnie nie spojrzał.
Jakim prawem?! Jakim prawem teraz ucieka ode mnie wzrokiem?! Czemu nic mi nie powiedział? Przecież, żeby takie sprawy załatwić potrzeba kilka tygodni... 
Byłam tak wściekła, że momentalnie wszelkie inne sprawy wyleciały mi z głowy. Musiałam z nim porozmawiać i szczerze w dupie miałam czy sobie tego życzył czy nie.
Po jakiś 10 min. wypocin Tablińskiej mogliśmy się rozejść. Próbowałam podejść do Maksa, nawet go wołałam, ale w tym momencie przyspieszył. Nie miałam szans go dogonić na tym ciasnym korytarzu, więc poszłam skrótem, żeby być na zewnątrz przed nim. I tak też było, ale wyminął mnie bez słowa. Tego było już za wiele… Nie odzywał się od tygodnia, nic mi nie powiedział, że będzie chodził do tej szkoły… DO MOJEJ KLASY!!! I jeszcze bezczelnie mnie ignorował jak gdyby nigdy nic. Jakby nic się między nami nie wydarzyło…
Dogoniłam go przy parku, więc słyszał, gdy go wołałam. Ale nadal się nie odwracał. Pozostało mi tylko jedno…
- Kurwa, Maks! Ty jebany skurwysynie, odwróć się i porozmawiaj ze mną, a nie unikasz mnie jak jakiś pierdolony tchórz!- wykrzyczałam w jego stronę.
Zatrzymał się już przy swoim imieniu, a odwrócił przy „ty”, jak kończyłam, był o krok ode mnie. Miał rozwścieczony wyraz twarzy… Myślałam, że albo mnie zabije samym wzrokiem, albo ze zwie tak, że się nie pozbieram do końca życia, albo coś innego, co nie przychodziło mi zupełnie do głowy.
- Masz mi coś więcej do powiedzenia? – wysyczał tuż przy mojej twarzy.
Cofnęłam się o krok, przełknęłam ślinę i spojrzałam przepraszająco w jego oczy.
- Naprawdę musiałam cię publicznie wyzywać, żebyś zwrócił na mnie uwagę?- powiedziałam cichutko w jego stronę, zakładając włosy za ucho. Spojrzałam prosto w jego oczy. Westchnął głęboko i rozluźnił się trochę. Schował dłonie w kieszeniach i zapatrzył gdzieś w bok, w park.
- Nie…- westchnął, wciąż na mnie nie patrząc.- Nie musiałaś…- odwrócił głowę w moim kierunku i spojrzał na mnie niechętnie, zupełnie pustym wzrokiem. Unikał mojego spojrzenia bez przerwy.
- Przepraszam…- dodał jeszcze tylko.- Przepraszam, że cię ignorowałem, ale tak będzie nam łatwiej, po wakacjach zobaczymy, na czym stoimy, ale teraz lepiej, żebyśmy się nie widzieli.- powiedział na jednym wydechu. Spojrzał mi prosto w oczy z mocą jakiej się nie spodziewałam. – Mam nadzieję, że to zrozumiesz…- powiedział szorstkim, choć cichym głosem.
Miałam nadzieję, że to jakiś żart. Rozpaczliwie szukałam zaprzeczenia w jego oczach.
-Mówisz serio? – spytałam nieco piskliwym głosem. Zanim zdążył mi odpowiedzieć, ścisnęło mi się gardło i wzrok zmąciły łzy. Odwróciłam głowę w bok, aby ich nie zauważył.
- Tak, mówię serio…- powiedział zduszonym głosem.
- Po prostu świetnie.- wydusiłam z wyrzutem.- Najpierw się mną opiekujesz, później dajesz do myślenia, potem uciekasz i odcinasz się ode mnie… - Nic na to nie poradziłam, łzy pociekły po mojej twarzy, a ja mówiłam co raz ciszej. Wiedziałam, że mam już czerwony i zatkany nos, niewiele brakowało, żeby z niego ciekło. Nigdy nie miałam nic wspólnego z sceną płaczu z filmu. Musiałam się pozbierać natychmiast, albo uciekać, żeby uratować resztkę godności, jaka mi została. W końcu nawet niektórzy nauczyciele się nam przyglądali po tym jak zwróciłam na siebie uwagę…
- Przepraszam, namieszałem, choć, Bóg mi świadkiem, nie chciałem. – powiedział, ocierając delikatnie łzę z mojego policzka. To było takie… dobre i złe, niewłaściwe jednocześnie.
Cofnęłam się o krok i spojrzałam na niego gotowym już pustym wzrokiem.
- Jasne. – wychrypiałam najchłodniej jak się dało. – Z resztą… Nie ważne. Masz rację już się nie zobaczymy więcej.- urwałam i spojrzałam głębiej w jego cudne niebieskie oczy. – A przynajmniej do września, albo i w ogóle, kto wie…

Odwróciłam się najszybciej jak mogłam i pospiesznie, ale odważnie, unikając spojrzeń innych odeszłam między bloki. Przeszłam dwa osiedla, aż znalazłam się na jakimś z szeregowymi domkami. Weszłam na okoliczny plac zabaw, który jakimś cudem był pusty o tej porze. Usiadłam na huśtawce przy drabinkach. Wszystko było takie kolorowe, a dzień tak gorący, chociaż… Nie, było po prostu ciepło. Zaczęłam się huśtać…